Wpis z mikrobloga

tl;dr


Pojechałem w tym roku po raz pierwszy na #woodstock tudzież #polandrock (ta nazwa się jeszcze długo nie przyjmie) mimo, że mam już 24 lvl, ale co roku coś mi wypadało (i nie był to odbyt).

Nie było to "full woodstock experience" jak to ktoś mi powiedział z racji tego, że byłem wolontariuszem jednej z organizcji na ASP i mieliśmy osobne prysznice (też trzeba było swoje odstać w godzinach szczytu, ale na pewno mniej niż reszta) i ogólnie trochę innych udogodnień (wejście na backstage, gdzie bez kolejki bylo zimne picie, tyle, że zwykły zimny leszek jakieś 2x drożej niż w wiosce).

Ale powiem wam, że naprawdę rozumiem dlaczego ludzie tam jeżdżą. Spotkałem tam pełno #!$%@? kuców, którzy pieprzyli straszne głupoty i widać, że przyjechali się #!$%@?ć jak szmaty i srać w lesie, ale poznałem też masę normalnych, otwartych ludzi z pasjami. Każdego możesz traktować jak potencjalnego ziomka i nie boisz się zagadać tak jak do losowej osoby na ulicy, bo skoro tu jesteście to na pewno macie przynajmniej jeden wspólny cel/cechę i to już tworzy jakiś punkt zaczepienia. Co do syfu to owszem, był - kąpiel pod tym wielkim natryskiem koło sceny pachniała gronkowcem i zakażeniami, ale z tych setek tysięcy ludzi wokół to w błocie i syfie latał jakiś marginalny odsetek. Wiadomo, że ciężko o pełną higienę w takich warunkach, ale to zupełnie tak samo jak podczas podróży gdziekolwiek w dzicz, co tutaj na wykopie powszechnie się szanuje i jakoś nikt nie mówi podróżnikom że muszą walić kupsko w krzaki. xD

Za to teren po imprezie niewiele różnił się od takiego Openera nad ranem, jeśli chodzi o śmieci.
Gdyby nie te mordercze upały to byłoby solidne 10/10 dla Pol'and'rock 2018.