Wpis z mikrobloga

Ten tekst miał być zakończeniem mojej małej osobistej serii, ale jeszcze o dwóch panach pojawią się wpisy. Tak mnie po prostu naszło :> Jednak dzisiaj chce napisać parę słów o pewnej ikonie muzyki. Człowieku, bez którego nie byłoby wielu gatunków jak i zespołów. Bez jego wizji i eksperymentalnego podejścia do samej muzyki nie mielibysmy przyjemności słuchać wielu ikonicznych płyt w których maczał palce. Po prostu spoko facet, wyprzedzający epokę z kilka razy w swoim dorobku, któremu ostatnio stuknęło 70 lat. Przed wami, Brian Eno.

Brian od młodych lat wykazywał inspiracje artystyczne co spowodowało to wylądowanie w artystycznej klasie. Spokojnie ukończył szkołę, w międzyczasie odkrył też, że poprzez zabawę z dyktafonem, można odkryć totalnie nowe warstwy dźwięków. Eksperymenty ze szkolną orkiestrą zdały rezultat by pogłębić fascynację muzyką. Bardzo szybko też przyszedł początek jego kariery. W 1971 za namową znajomego Andy’ego Mackay’a dołączył do nowopowstałego zespołu – ROXY MUSIC. Brian skupił się na grze na syntezatorze, nawet nie występując na scenie z resztą chłopaków. Zespół z Brianem w składzie nagrał dwa bardzo niedoceniane albumy w Island Records. Pierwszy album nazwany po prostu Roxy Music i drugi For Your Pleasure wybiegały mocno ponad to, co znali wszyscy w latach 70. Właściwie w tamtym okresie był tez podobny zespół na świecie, The Stooges. Problemem tych dwóch grup było to, że… powstały o 10 lat za wcześnie. Kiedy Iggy i spółka próbowali rozwalić wszystko wokół tak Eno i Ferry starali się dostarczyć najwyżej jakości pop. Nawet sam uważam, że nazywanie ich glam rockowym zespołem jest błędne. To był totalny chaos i abstrakcja jak na tamten czas. Szaleństwo syntezatorów Briana, świetny wokal Ferry’ego, masa inspiracji jazzem z elektryzującymi gitarami w tle. Te dwie płyty nie pasowały do postbeatlesowej epoki w muzyce. To co słychać w In Every Dream Home a Heartache z drugiej płyty czy Virginia Plain z debiutu to w moim pojęciu fenomen muzyczny. Tak dużo nawarstwionych eksperymentów w całość która wypaliła. Wypaliła pobocznie, bo albumy nie były na początku popularne. Dopiero z czasem zespół dostał zasłużone laury i miejsce historii ze względu na epokowe ,,odkrycia’’. Co ciekawe, jeden z najbardziej znany hiphopowy polski utwór samplował Roxy Music, wystarczy posłuchać by znaleźć porównanie z If There Is Something :>
Brian podjął jednak zaskakującą decyzje w 1972, odchodzi z zespołu. Powody były dwa. Pierwszym, ego Ferry’ego. On miał zawsze taką ochotę zrobić cos wielkiego, być gwiazdą, popularność. Brianowi to lekko przeszkadzało, zwłaszcza to, że zaczął się mocno rządzić. Drugi powód powstał z pierwszego, sama chęć do improwizacji była stopowana, Eno zamknięto w klatce ego Bryana. Więc stwierdził, ze on wychodzi i elo, dobrej zabawy. W tamtym okresie wiele osób twierdziło, że nie poradzi sobie tak łatwo jakby chciał. Ale do tego zaraz dojdziemy. Puentując samą historię Roxy Music, od odejścia Eno nagrali jeszcze 6 płyt z których druga bez Eno zrobiła kontrowersję okładką (chodzi o Country Life) i ostatni album, Avalon. Ten ostatni został zapamiętany z powodu singla More Than This ale to było chyba tyle, to był już 1982 a Eno był ikoną muzyki, zespół zamykał właśnie działalność.

No i co ty mój drogi Brajanku poczynasz w latach poza Roxy Music? A stwierdził że YOLO i nagrywa co chce po swojemu tylko pod nazwą ENO. Już w styczniu 1974 wyszedł debiut Here Come the Warm Jets. W całej płycie widać nadal inspiracje to co tworzyło Roxy ale z większą dozą eksperymentów, nadal wiało dobrym tanecznym popem. Jest orkiestra na tytułowym utworze czy bardzo eksperymentalny utwór Blank Frank który z czasem zainspirował pewien zespół do powstania :> Taking Tiger Mountain wydane jeszcze w listopadzie 1974 podkreślało jego mocne wizje muzyczne. Więcej eksperymentów, więcej improwizacji. Eno stawał się ikoną avant-garde w ładnym popowym opakowaniu. Another Green World to już totalna wizja zimniejszych klimatów, nawet krautrockowych. Sam początek, czyli Sky Saw daje wskazówke gdzie będzie szedł album. Ale jest pewna ważna odskocznia na tej płycie. Tytułowe [Another Green World]( https://open.spotify.com/track/660j84jp8ljIwLFiAFprlb?si=r39eWIVES_WOkfvbosUE1w) jest pierwszym AMBIENTOWYM utworem jaki wyprodukował Eno. Tak, dzięki Brianowi możemy mówić o ambiencie i tej całej cudownej fali zespołów w latach 80 i 90 jak Boards of Canada, Aphex Twin czy Dead Can Dance. Owszem, było Cluster i Tangerine Dream ale poza Niemcami nikt się za to jeszcze poważnie nie zabierał. Własnie na tym albumie było czuć gdzie myślami już jest Eno. Ten album to jego punkt zwrotny, od tego czasu stał się nie tylko popularnym artystą artpopowym ale szanowanym producentem muzycznym. Jeszcze pare miesięcy wcześniej nagrał album Fear z Johnem Calem z Velvet Underground by po paru miesiącach zacząć nagrywać Voices and Instruments z wielkim i szanowanym Johnem Cagem. W 1977 wydał debiut Ultravox z popularnym singlem Dancing Rythmes czyli mocno new wave’owy album, a przed zespołem była jeszcze większa kariera. W całej płycie słychać bardzo dużo odniesień do początkowych Roxy Music, sporo afrykańskich bitów i pewnej eksperymentalnej warstwy, w której Eno chciał po raz kolejny doprodukować własne cztery grosze. Co ciekawe, na płycie jest utwór My Sex który jest zsamplowany z Sky Saw Eno. A perkusję gra… Phil Collins, tak, ten łysy z Genesis.

Po wydaniu jeszcze Before and After Science Eno ostatecznie poszedł w droge ambientu. Nagrał Ambient 1: Music for Aiports, Music for Films, Ambient 4: On Land, Apollo: Atmospheres and Soundtracks(tutaj już nawet wielu mówi, że pod wpływem zmian w muzyce i pewnemu nurtowi zaczął grać Dark Ambient), Music for Films Volume 2, by w 1985 wydać Thursday Afternoon i przestać nagrywać solowe projekty na blisko 8 lat. Co mogę o nich osobiście powiedzieć? POLECAM WSZYSTKO. Muzyka ambientu jest dla mnie o tyle mocna i dobra, że nie mogę jej określić pod względami estetycznymi. Ona ma za zadanie wprowadzać w stan oczyszczenia, relaksu i wyciszenia. Spełnia w 100% Poznajcie sami, moje słowa tutaj nie są potrzebne, każdy z nas jest inny
Każda nastepna płyta w karierze jest już ambientowa, więc pozwólcie, że zostawię wam możliwość odkrycia jego twórczości i rozkoszowanie się muzyka. Jest jeszcze parę innych ciekawych faktów do poruszenia.

Jak pisałem, oczy Eno były już w 1974/1975 skierowane na RFN i tamtejszy nurt krautrockowy. Cisneło go by poznać to bliżej i lepiej, z tego wyszła też kolaboracja z niemieckim zespołem Cluster w 1977 w którym słychać baaardzo ale to bardzo dużo pewnego pana.

Poznali się na trasie w 1972. Eno grał z Roxy ostatnia trasę, on był w glorii chwały i w jednym ze szczytowych punktów kariery jako Ziggy Stardust. David Bowie odnowił znajomość po czterech latach wracając ze Stanów w celu nagrania bardzo eksperymentalnego albumu. Spotkali się w Londynie na trasie Station to Station gdzie Bowie oczarował Eno jednym zdaniem:,,Całą trase słuchałem Discret Music’’. To wystarczyło by skłonić Eno do współpracy. Właściwie już o tym wspominałem przy wpisie z okazji rocznicy śmierci Iana Curtisa lecz opiszę to szerzej. Iggy służył Bowiemu jako pole testowe. To była płyta z serii:,,A co jeśli to co chce nagrac jest dobre?’’ ale cykał się zrobić to pod swoim nazwiskiem. Eksperyment wyszedł bardzo dobrze, więc Bowie zabrał do Berlina Iggy’ego i przedstawił Viscontiemu prostą wersję:,,Nagrywamy moje The Idiot’’. Ale po chwili dodał ze przyprowadzi swojego znajomego z Londynu. A tym znajomym był młody Alfr… Brian Eno. Mimo, że był tylko na części nagrywania płyty to bardzo szybko zaznaczył tam swoje miejsce. To Eno stoi za skompletowaniem i nagraniem Warszawy czyli najmroczniejszego utworu Bowiego ever. W tych dźwiękach inspirowanych polskim zespołem ludowym słychać poszukiwania już dark ambientu, w 1977 XD Jednak co widać w tej płycie, ze pierwsza strona jest bardziej przyjemniejsza. To była forma eksperymentu zostawiając furtkę ze fani zawsze mogą lubić tylko pierwszą stronę płyty. Właśnie od Warszawy jest ten eksperyment Bowiego na cierpliwość fanów. Eno pracował tylko przy drugiej części, przez to swoje spóźnienie. Widać zależność :> To bardzo ważny punkt w karierze nie tyle co Bowiego ale i Eno. W wieku 28 lat pracować przy jednym z najbardziej eksperymentalnych albumów w historii muzyki z jedną z najbardziej wizjonerskich osób która chodziła na ziemi. Ta płyta zdała test, osiągnęła ogromny sukces a Bowie… Bowie potem swoje osiągnął.
W tamtym okresie w dyskografii Eno widać przerwę od 1978 do 1982. Płyty ambientowe wychodziły właściwie z odrzutów z poprzednich lat. Dziura zostaje zapełniona produkcją muzyczną. Eno podróżował dużo między Londynem i Berlinem nagrywając wspomniane Ultravox i własny projekt z Clusterem. Ale Bowie nie chciał odpuścić, poszedł na całość. Wytwórnia RCA po obawach z wydaniem Low i jego sukcesie następną płytę promowało hasłem:,,There's Old Wave. There's New Wave. And there's David Bowie..’’ I tak w istocie było. Bowie odjechał stawce pod wpływem inspiracji z Niemiec z dokładką dwóch chodzących wielkich producentów. Nagrywanie Heroes było dosyć prostą zabawą. Tutaj się niczego nie bano, pewność siebie
i przygotowanego materiału. Na tym albumie czuć pewność siebie i bezkompromisowość Bowiego. To jest tak wyrazisty album mówiący o jego wielkości, wystarczy przypomnieć sobie prosty a jak symboliczny teledysk do singla Heroes płyta powstała bardzo szybko, Eno podobno 48h z rzedu siedział przy stole mikserskim i kleił album Bowiemu po czym i tak musiał wyjechać załatwić ,,swoje sprawy’’(o tym zaraz). W samej płycie jak mówiłem, czuc bezczelność co do bycia pewnym siebie, futuryzm co do obecnej muzyki. Będę się powtarzał ale przesłuchajcie dwie płyty Roxy i posłuchajcie raz jeszcze trylogii berlińskiej. Kolejny raz zastosowano to co na Low, początek bardziej przyziemny by dowalić eksperymentem na B-side. V-2 Schneider jest hołdem dla Floriana Schneidera z Kraftwerk a samo Heroes jest odniesieniem do utworu niemieckiej kapeli Neu! pt. Hero. Fenomenalny album, wielkość Bowiego została ponownie podkreślona. Eno musiał w międzyczasie lekko umknąć bo miał pewną sprawę do załatwienia. Do współpracy z Bowiem wrócił już w Nowym Jorku siadając do nagrania Lodgera, ostatniego albumu z trylogii. Jednak pomiędzy Low a Heroes powstały bardzo dwa ważne albumy. Pierwszy był w studiu Hansa w Berlinie. Iggy Pop nagrał Lust for life gdzie co ciekawe nie ma Eno. W tym czasie Eno siedział w.. Nassau na Bahamach. Ale nie wziął wolnego. Po namowach postanowił przypadkowo stworzyć jeden z najciekawszych i najbardziej twórczych duetów w historii muzyki. W taki sposób drugi album nazwany More Songs About Buildings and Food grupy Talking Heads powstała niesamowita historia.

David Byrne był zafascynowany twórczością Eno, pisał wielokrotnie i pytał o możliwość współpracy nad płytą. W końcu trafił w ten punkt w grafiku i zaprosił go na Bahamy. Tam pod wpływem ludowych artystów i klimatów afrykańskich powstał początek przełomu alternatywnej muzyki. Sama płyta okazała się być sukcesem i zaowocowała dobrą i bliską relacją między frontmanem i producentem. Byrne wykazywał bardzo szerokie pole do popisu co do muzyki, widząc więcej możliwości na eksperymentowanie z dźwiękami. To Eno bardzo fascynowało, gdyż sam zaczynał tak swoją podróż muzyczną. Zespół odciął się od łatki posiadania singla Psycho Killer i postawił na większy rozwój własnego dorobku. Eno postanowił na jakiś czas przeprowadzić się do Stanów, konkretnie do Nowego Jorku. Tam też spotkali się następnym razem, przy nagrywaniu płyty Fear of Music. Byrne i reszta początkowo grali na podstawie materiału wyciągniętego jeszcze z wczasów w Nassau. Nie mając studia, płytę próbowali nagrac na strychu mieszkania pary w zespole, perkusisty Chrisa Frantza i basistki Tiny Weymouth. Z tego wszystkiego powstał singiel I Zimbra i po pomoc zadzwoniono do Eno. Spotkali się w studiu, dokończyli na spokojnie prace nad albumem. Plyta została wydana w 1979 i odniosła średni sukces. Właściwie zalezało od muzycznego medium co powiedziało. Niektórzy nie zrozumieli fenomenu, inni byli wprost zahipnotyzowani wszystkimi pomysłami duetu. Płyta osiągnęła miarodajny sukces jednak najważniejsze rzeczy zostały inaczej przekute na własny progres. Eno poznawał Nowy Jork, jego malowniczą i brudną stronę. Przypadkowo trafił w 1978 roku na amatorski festiwal muzyczny, 10 zespołów w tydzień. Ale o tym za chwilę :> Płyta i współpraca zaowocowała kolejnym podejściem do nagrywania już w 1980 roku. Wtedy też zostało nagrane i wydane Remain in Light, najważniejszy album zespołu w karierze. Wybrano się ponownie na Bahamy by nagrać materiał. Tutaj tak jak w przypadku Bowiego już nie było hamulców. Totalnie wszelkie pomysły i eksperymenty zostały odpalone. The Great Curve jest genialnym przykładem gdzie szukano inspiracji. Była to płyta Afrodisiac od legendy afrobeatu i ogólnie afrykańskiej muzyki – Fela Kuti. Dodatkowo technicznym był Rhett Davies który brał w młodym wieku udział przy nagrywaniu płyt Boba Marleya. Jedynie The Overload jest takim zimnym utworem inspirowanym Nowym Jorkiem. Płyta odnisoła OGROMNY sukces komercyjny. Stała się ikonicznym świadectwem na łączenie new wave z afrobitem, wyciągnięcie całego i pomiatanego lekko dorobku afrykańskiej muzyki, zrobienie z tego dobrej oprawy i sprzedania całemu światu. Zainspirowało to później Byrne’a do angażowania w zespole czarnoskórych chórków plus Berniego Worrella, członka Parliament i Funkadelic. To był punkt zwrotny w karierze samego Byrne’a jak i Eno. Eno sam zagrał w singlu z tej płyty Once in a Lifetime ale później ich drogi się rozeszły. Eno stwierdził ze Byrne doskonale wie co ma robić w studiu i nie będzie mu się wpychał więcej. Tak powstał jeden z najważniejszych albumów dla całej przyszłości alternatywnej muzyki. W taki sposób Eno stał się totalnie innym człowiekiem.

Tak jak pisałem, na Eno wpłynęło pare spraw. Dzięki Talking Heads poznał legendarny klub CBCS w Nowym Jorku. Mało mówiąc, że legendarny. Kariery tam rozpoczynali Ramones, Patti Smith, Blonde, Suicide czy cała faja undergroundowej muzyki. Podstawowa zasada brzmiała tak – nie gracie coverów. I w ten sposób wielu artystów mogło totalnie się odpalić. Z czasem klub miał problemy przez muzykę post-hardcore(hah, a wiecie kto dostał po ryju w tym lokalu i zakończył swoją karierę muzyka? Rick Rubin XD). Eno był zafascynowany tym amerykańskim punkiem, innym niż brytyjski. Poznawanie nowych młodych zespołów zaowocowało na przykład współpracą przy nagrywaniu debiutu Devo gdzie na początek postanowili potargać i zmaltretować klasyk Stonesów. W tamtym czasie ten cover był uważany za bardzo inspirujący i futurystyczny. Zresztą, ta płyta była pierwszym poważniejszym zetknięciem Eno z post-punkiem. Utwór Mongoloid już pokazywał gdzie będzie szła cała scena w UK za pare lat. Jednak samym klubem nasz bohater nie żył. Jak wspomniałem, odwiedził pewien muzyczny festiwal. Był to festiwal w pewien sposób surrealistyczny, zespoły grały inaczej niż mu dotychczas znane, pełna fala dźwięku i w pewien sposób artystyczna wizja całego koncertu nie tylko ze strony muzycznej ale zwłaszcza wizualnej. W ten sposób Eno odkrył rodzącą się w Nowym Jorku muzykę. Nazywaną później jak nurt NO WAVE. Czym się to wyróżniało? Dosyć banalne. Odrzucenie i odwrócenie wszystkiego o 180 stopni co dawał New Wave. Zespoły skupiały się na doznaniach estetycznych i słuchowych, teksty oczywiście tez miały znaczenie ale miało to na celu wprowadzenie słuchacza w stany zadumy, zadawania pytań i mocnego trafienia muzyką po ryju. Avantgarda pełną mordą, czyli to co Eno lubił najbardziej. Eno dał małego kopniaka temu nurtowi. Postanowił nagrać cztery zespoły po cztery kawałki, wydać album i dać szansę zaistnienia. W 1979 na światło dzienne wyszedł album No New York Padło na zespoły: DNA(w którym gitarzystą był Arto Lindsay, bardzo wazna osoba w nowojorskim świecie muzycznym), Mars, Contortions i Teenage Jesus and the Jerks. Przy ostatnim zatrzymamy bo w nim wokalistką była Lydia Lunch. Właściwe jest ona ikoną tego nurtu ze względu na własne przekonania, literaturę która opisywała. To jest temat rzeka i postanowiłem obciąć w tym momencie, ale mam wystarczająco materiałów więc pewnie w najbliższym czasie zrobię wpis o samym nurcie. Co do samej Lynch, najlepiej co do samej muzyki może odpowiedzieć jej ,,manifest’’:

The whole fucking country was nihilistic. What did we come out of? The lie of the Summer of Love into Charles Manson and the Vietnam War. Where is the positivity? I’m supposed to be fucking positive? Fuck You! You want positive, go elsewhere. Go find a different lie.


Od tego momentu się zaczęło bardzo wiele rzeczy. Chwilę później powstali Swans(hahah w końcu coś o nich xD) gdzie co ciekawe jeszcze przed wydaniem debiutu Flith basista był… Thurston Moore, frontman Sonic Youth. Sonic w sumie też pochodzili z tego nurtu, pierwsze płyty były bardzo surowe i zimne, późniejsze podpisanie kontraktu z wytwórnią gnoił ich Steve Albini o którym był poprzedni wpis. Sam nurt przepadł ale udało mu się wykrystalizować pare innych ciekawych spraw w muzyce z Nowego Jorku. Ale o tym innym razem, obiecuje.

Eno w lata 80 wkroczył więc z buta. Dwie świetne płyty z Roxy, siedem własnych solowych albumów. Praca przy płytach Bowiego, Talking Heads i pare nowych perełek. A to tylko w 9 lat bycia w branży. I tutaj nadchodzi spokojniejszy jego okres w życiu. Nagrywa mniej, produkuje tez mniej płyt niż dotychczas. Ale w 1984 dzieją się bardzo brzydkie rzeczy. Pewien niespełniony i lekko zakopleksiony irlandyczk nie daje spokoju Eno w Londynie. Nagabywanie, pisanie listów, wysyłanie taśm. Na odpierdziel Eno zgodził się w końcu pomóc im z płytą. Tym zespołem było.. U2. I nie mówię tu z przekąsem bo ich nie trawię ale tak wyglądały początki ich współpracy, Bono nie dawał spokoju jak rozwydrzony dzieciak. The Unforgettable Fire czwarty album grupy wychodzi w drugiej połowie 1984 i jest odebrany jako dobra kontynuacja poprzedniego dobrze odebranego albumu, War. Singiel [Pride In the Name of Love) staje się slagierem zespołu na lata. Trzy lata później ma miejsce nagranie chyba najbardziej kultowej płyty irlandzkiego zespołu, czyli The Joshua Tree . Ta płyta ma co jak co ale trzy mocne strzały na ryj na starcie: Where The Streets Have No Name, I Still Haven't Found What I'm Looking For i With Or Without You. Od tego momentu U2 stało się zespołem na skalę globalną. Co
A.....h - Ten tekst miał być zakończeniem mojej małej osobistej serii, ale jeszcze o ...
  • 10
  • Odpowiedz
@Apollo_Vermouth: bardzo fajny tekst, leci zasłużony plus ( ͡° ͜ʖ ͡°)
a sam Eno, no jaki on jest genialny, ile wspaniałości stworzył, czy to z Roxy czy z Bowiem czy sam. Jeden z moich ulubionych muzyków powojennych. Z rzeczy do których przyłożył rękę ostatnio słucham głównie dwóch pierwszych albumów Roxy oraz Remain in Light ( ͡° ͜ʖ ͡°) absolutnie wspaniałe i ponadczasowe
J.....k - @Apollo_Vermouth: bardzo fajny tekst, leci zasłużony plus ( ͡° ͜ʖ ͡°) 
a s...
  • Odpowiedz
@dystopijny_brokul:

he final track on the album, "The Overload," was Talking Heads' attempt to emulate the sound of British post-punk band Joy Division. The song was made despite no band member having heard the music of Joy Division; rather, it was based on an idea of what the British quartet might sound like based on descriptions in the music press. The track features "tribal-cum-industrial" beats created primarily by Harrison and
  • Odpowiedz