Aktywne Wpisy
eleganckichlopak +489
TrudnyMinus +1
Rosja jest ogromna, wiadomo że nie są w stanie bronić całych swoich terytoriów - brakuje ludzi. Z drugiej strony, tylko tym co mają w samym Kaliningradzie mogliby 3/4 Polski podbić... ale wykopek jeden z drugim dalej będzie się wyśmiewał, bo największy kraj na świecie nie jest w stanie bronić swojego każdego metra kwadratowego.
#ukraina #wojna
#ukraina #wojna
Białostockie (podlaskie) "Dla" wywodzi się z języka białostockich Żydów
od razu wiadomo kto za tym stoi ;)
A tak na poważnie, białostoczanie już w XIX w. ćwiczyli się w lokalnej żonglerce tym złośliwym przyimkiem. Problemem na poważnie zajęto się w 1915 roku.
Gazeta Białostocka upominała, że nie mówi się sala dla zebrań, tylko sala zebrań.
Ten przyimek to bodaj największy kłopot białostoczan. Niby taka mała psia krew, a ileż gimnastyki. Najtęższe ortograficzne autorytety w niejednej białostockiej firmie wynalazły genialny pomysł, aby wyplenić z naszego języka te za przeproszeniem nawet nie cztery litery.
Efektem ich twórczej pasji są ustawiane w wielu miejscach tablice z napisem "parking pracownikom", bądź "parking klientom". Niepokojący co prawda jest sens tej informacji, bo parking w rzeczy samej jest dla samochodów, o pardon samochodom, albo może nie?
Nie wiem. Nieważne. Ważne jest to, że twórcy owi, zadowoleni, że przechytrzyli formę dopełniaczową, spotykając na tymże parkingu wysiadających ze swych samochodów kolegów pokrzykują do nich gromko "dzień dobry dla pana". No i bądź tu mądry gdzie owe "dla" wsadzić?
Białostoczanie już w XIX wieku ćwiczyli się w lokalnej żonglerce tym złośliwym przyimkiem. Problemem na poważnie zajęto się w 1915 roku.
Gazeta Białostocka upominała, że nie mówi się "narzędzie dla czego, sala dla zebrań, tylko narzędzie do czego, sala zebrań". Wspominano też, że nieprawidłowe są zwroty "minister dla Galicji, towarzystwo dla szerzenia oświaty". Uświadamiano, że takie niewłaściwe używanie "dla" jest germanizmem.
My jednak nasze "dla" czyli "für" wzięliśmy od białostockich Żydów, których polszczyzna pomieszana z jidysz była mową powszechnie słyszaną w Białymstoku.
To z tego pomieszania powstawały te arcyuprzejme zwroty "Dla szanownej pani", "ukłony dla niego samego" itp. Pozostały nam po naszych współobywatelach całe zasoby słów.
Oto przykład, taki w kontekście zbliżającego się końca roku szkolnego: Ślamazarnego belfra, bachory oszachrowały swoimi fanaberiami i machlojkami. To wszystko mowa naszych współbraci!
Wracając więc do "Parkingu klientom" rodzi się podejrzenie, że autorami tego pociesznego zwrotu mogliby być tak zwani prawdziwi Polacy?
Już widzę szturm na księgarnie i wykupywanie słowników poprawnej polszczyzny i wieczorne wkuwanie mające na celu wyplenienie z naszej mowy Piastów: beniaminka, chałki, handelku, kapcanienia, ksywki, meliny, plajty, szabrowania itp. itd. Ale wniosek też jest inny, że oto być może nasz białostocki język jest ostatnim, autentycznym dowodem na minioną wielokulturowość Białegostoku.
Może więc pielęgnujmy te nasze "dla", jednak czyńmy to świadomie uzasadniając to przywołaniem historii.
Ale póki co, to dajmy spokój śmiesznym wyczynom pseudo purystów językowych i piszmy "Parking dla pracowników", bo to forma poprawna!
W tymże samym 1915 roku utyskiwano, że białostoczanie zachowują się tak jakby wstydzili się języka polskiego.
A, że uwagi te po blisko 100 latach są nadal aktualne zacytuję je w całości. "Wyjeżdżają ludzie za granicę. Nic w tym złego. Jeżeli kto może rozejrzeć się po szerokim świecie, nauczyć się czegoś nowego, a powróciwszy do kraju podzielić się tą wiedzą z rodakami - to nawet bardzo dobrze.
Ale jak mało ludzi tak postępuje. Najczęściej podróżujący wydają dużo pieniędzy na zabawy i uciechy i zamiast z pożytkiem wracają do kraju z kalectwem. Tak, z kalectwem mowy własnej. Poduczą się trochę francuskich, niemieckich, angielskich wyrazów i zrazu dla popisu, a potem z nałogu pstrzą nimi mowę polską. (…) A co gorsza, że nie starają się nawet z tego poprawić, bo im się zdaje, że kaleczenie mowy ojczystej jest świadectwem ich świeżo nabytej wiedzy".
Dalej redakcyjny polonista rozprawiał się z innymi błędami lokalnej mowy. I znów wydaje się, że sukcesu nie odniósł, bo przytaczane przez niego błędy dziś są tak utrwalone, że uchodzą za normę językową.
Piętnował więc zwrot "sprawozdanie za rok ubiegły", gdy poprawnie powinno być sprawozdanie z roku ubiegłego. Tłumaczył to logicznie, że przecież "w języku polskim mówi się - zdać sprawę z czegoś", a nie za czegoś. Podobnego gatunku nieprawidłowy zwrot i dziś często używany to "za wyjątkiem", a powinno używać się prostego "z wyjątkiem". Wytknął powszechny dziś błąd, czyli "cieszyć się na co", zamiast "z czego".
I tak dzieci cieszą się na wakacje, a rodzice na weekendowego grilla.
Znowu ten błąd tłumaczył naleciałością z niemieckiego. Wydaje się jednak, że ponownie mamy tu pamiątkę żydowską. Wtrącanie niemieckich przyimków było bowiem powszechną praktyką w polszczyźnie Żydów.
Te wszystkie auf, aus, in okraszane specyficzną wymową i jedyną w swym rodzaju składnią stanowiły o specyfice tego języka.
A swoją drogą ten język, z którego sobie często stroimy żarty, niczym nie różnił się w swym humorze i abstrakcji od dzisiejszego młodzieżowego słowotwórstwa. Wśród Żydów, białostockich też, na kawę mówiono "czarne picie", a na herbatę "chińskie picie". Ostrygi w ich określeniu powinny królować w menu białostockich restauracji. To "żabes mit szkorupkes". Na parkingu dla samochodów jej klientów nie byłoby wolnego miejsca.
Andrzej Lechowski, dyrektor Muzeum Podlaskiego, tekst z Kuriera Porannego
#bialystok #podlasie #ciekawostki #jezykpolski #zydzi #polskab
Wydaje mi się, ze te "wiele miejsc" to jakieś jedno zdjęcie z internetu.