Wpis z mikrobloga

#rozdzial

Rozdział XIX

Czyli przygodę mogę uważać za rozpoczętą, nieźle. Choć droga była bardzo krótka, rodzice Adama mieszkali kilka przecznic dalej, to i tak udało znaleźć mi się chwilę by pomyśleć o swoim planie. Notatnik leżał obok mnie na siedzeniu pasażera, chciałem go otworzyć bo być może pojawiło się tam magicznie coś co dało by mi wskazówkę co zrobić jako następne, a nawet starczyło by same wytłumaczenie po co chcę odnaleźć dawnego przyjaciela. Byłem już pod jego rodzinnym domem.
Zimno, auto nie zdążyło się zagrzać tak krótką podróżą, pewnie jak by w środku było ciepło to z podjęciem decyzji o wyjściu i spytaniu jego rodziców gdzie jest wahałbym się znacznie dłużej, a tak zanim zdążyłem dobrze pomyśleć byłem pod drzwiami.

Puk puk.

Uśmiechnąłem się pod nosem, przypomniała mi się sytuacja z wielu lat wstecz, gdy zachodziłem po niego do domu to zawsze pytał „kto tam” choć musiał o tym dobrze wiedzieć bo miał wizjer w drzwiach. Z czasem na odpowiedź „to ja” zaczał pytać „jaki ja”, z czasem musiałem wymyślać co raz to głupsze odpowiedzi by otwierał drzwi. Wiec przedstawiałem się jako czołg, pancernik, hiszpańska inkwizycja.

Po drugiej stronie drzwi ktoś przekręcał klucz, jak się zaraz okaże po to by mi te drzwi otworzyć.

Starsza pani. W sumie to nie mam dobrej pamięci do twarzy ale coś mi mówiło, żebym nawet się nie zastanawiał bo to jego matka. Po tym jak przywitałem się, przedstawiłem i powiedziałem po co tutaj przyszedłem siedziałem już wygodnie w fotelu dolewając sobie herbatki z czajniczka. Poczułem się przez moment jak w jakimś filmie detektywistycznym, podobało mi się to. Po wymienieniu uprzejmości i po odpowiedzi na podchwytliwe pytania które miały dowieść, że ja to ja w końcu nie wytrzymałem i spytałem wprost. Gdzie jest Adam?