Wpis z mikrobloga

słyszałam kiedyś o takiej pracbazie polegającej na podnoszeniu przewróconych na plecy pingwinów.
miało to polegać na tym, że całe dnie spędza się w jakiejś chatce w jakimś arktycznym rezerwacie i tylko raz na jakiś czas, zgodnie z wywieszonym rozkładem lotów, wychodzi się z niej na koczowiska pingwinów, które zapatrują się w przelatujące nad nimi nisko maszyny i wywracają jak wańki-wstańki, same nie mogąc się podnieść.

i choć wiem, że to nieprawda, czasami #!$%@? #!$%@? sprzątaniem mieszkań u meksyków, portoryków czy jeden #!$%@? jak oni sie tam #!$%@? zwą, wyobrażam sobie, jak odziana w puchowy skafander i z wiadrem świeżych szprotek przedzieram się przez gęstą tajgę, by zbawić swoich nielatających cumpli.
-pingwiny!- krzyczę - pędzę na ratunek! -
A pingwiny o mały włos nie #!$%@?ą na to moje wołanie. i z radością dają się podnieść i, garnąc się jak dzieci do papieża, ocierają się o mnie swymi słodkimi dzióbkami.

mój Boże, czemu nie może być pięknie? #heheszki #pingwiny #antarktyda ##!$%@?
  • 44
  • Odpowiedz