Wpis z mikrobloga

@CrazyJunx: Dzisiaj, pod tytułem seksizmu językowego i kulturowego, rozpoczynam cykl o bólach dupy świeżo upieczonej matki. Muszę się zwyczajnie wygadać.

Nie lubię obecnych feministek i nie utożsamiam się z nimi, ale to mnie uderzyło. Urodziło się nam dziecko:
- kto zbiera gratulacje? Ojciec.
- komu takie ładne dziecko wyszło? Ojcu.
- kto się najbardziej napracował? Ojciec.
- itp., itd.

A gdyby nie wyszło, było brzydkie? To wina matki, na pewno ona spieprzyła, zaniedbała, źle się odżywiała, piła alkohol, brała narkotyki i szlajała się po imprezowniach. Takie przypadki też się zdarzają, ale osobiście nie znam.

Do czego zmierzam?
Uroda to akurat loteria genetyczna, więc nie ma w tym specjalnie zasługi ani matki, ani ojca. Cała reszta, o ile znowu nie rozbija się o geny, to zasługa ich obojga.
Każdy może mieć inny rodzaj wkładu, np. matka odmawia sobie niezdrowego jedzenia, a tata dba o to, aby w lodówce nie zabrakło tego zdrowego. Tata ciężko pracuje, żeby mama mogła przeżywać ciążę i macierzyństwo w dobrobycie, a mama stara się, aby miał całusa i ciepły, pożywny obiad na stole, kiedy wróci z pracy do domu - o ile Mały Bóg pozwoli zrobi go sama lub, w przeciwnym wypadku, zamówi z odpowiednim wyprzedzeniem w smacznej knajpie z dowozem.
Tak, tak, dobrze czytacie - zamawianie na wynos jest w macierzyństwie dozwolone.

I tak płynnie przechodzimy do tematu następnego odcinka, czyli mitu Matki-Polki, przez który mam o wiele większy ból dupy niż przez ten niewinny seksizm. Ale to dopiero wtedy, kiedy Mały Bóg mi na to pozwoli ;)