Wpis z mikrobloga

Internet to piękne miejsce jest. Można sobie przypomnieć wiele zapomnianych informacji, podyskutować na poziomie, zdjęcia zobaczyć, no wszystko tutaj można.

I tak się zastanawiam skąd tyle zawiści, jadu i pospolitego chamstwa. Stykam się z informacją i uderza we mnie fala skondensowanego prostactwa skonektowanego z dziką chęcią podważenia każdej teorii.

Nieważne są fakty, nieważne są różne opinie. MOJE JEST #!$%@? NAJWAŻNIEJSZE. Zjawisko już tak powszechne, że nikogo już to nie dziwi.

I teraz wyobraźnia podsuwa mi scenariusz, w ktorym Sebek i Janusz z lat dziewięćdziesiątych oglądają wieczorne wiadomości i cała ich frustracja kipi pod skórą, po przejrzeniu kolorowego czasopisma zazdrość przeradza się w wewnętrzny smutek. I żaden z nich nie wyszedł na ulice i nie mówił, że teleranek to powiew komuny, Kuroń #!$%@? gotuje, a Kwaśniewski to skończony alkoholik.

Byla jakaś odpowiedzialność. Teraz, pod płaszczykiem anonimowości, można besztać jak popadnie i nic nie grozi. Nikt nie powie w korpo: "#!$%@? islam, hehe, dobrze im tak, wincyj imigrantów" albo "papież gwalcił dzieci". Kiedyś musieli to dusić w sobie, teraz rzucają mięsem w sieci. Według mnie to bardzo deprawuje i wpływa na rozpad hierarchii i wartości.

Pytanie do publiczności, czy wolność wypowiedzi w sieci nie jest destruktywna dla większości społeczeństwa?
#niewiemjaktootagowac #niepopularnaopinia #kiciochpyta