Aktywne Wpisy
Linnior88 +21
Jak sobie radzić z popędem będąc stara samotna baba przed 30 (╥﹏╥)
Ksiega_dusz +117
Mam w pracy analityczkę na stanowisku „Analityk Systemowy”. Oczywiście przebranżowiona w czasach ssania i gdzie brano do IT każdego kto miał puls i umiał powiedzieć słowo „JSON”. Jest po „europeistyce”. Była też na Erasmus, podczas gdy ja waliłem konia z depresji (żadna mnie nie chciała) i uczyłem się po nocach na kolokwium z języka C.
Zarabia coś koło 14-15k brutto na UoP, stażu ma 5 lat. Zarabia niewiele mniej ode mnie, bo ja mam 19k brutto na UoP jako programista Java z 7 latami expa.
Do czego pije? Przeglądałem ofertę pracy w mojej firmie na Analityka Systemowego i w wymaganiach jest jasno napisane że umiejętność SQL’a, znajomość REST API, umiejętność modelowania BPMN czy UML. Wspomaganie procesu wytwarzania oprogramowania.
Pracuje
Zarabia coś koło 14-15k brutto na UoP, stażu ma 5 lat. Zarabia niewiele mniej ode mnie, bo ja mam 19k brutto na UoP jako programista Java z 7 latami expa.
Do czego pije? Przeglądałem ofertę pracy w mojej firmie na Analityka Systemowego i w wymaganiach jest jasno napisane że umiejętność SQL’a, znajomość REST API, umiejętność modelowania BPMN czy UML. Wspomaganie procesu wytwarzania oprogramowania.
Pracuje
Jest środek lata jednak ten dzień jest wyjątkowo zimny, a może taki się tylko wydaje?
Między starymi dębami powoli płynie zimny wiatr nadając temu miejscu niezwykle mroczny klimat.
Słońce wysyła w moją stronę tylko pojedyncze promienie spomiędzy chmur.
Łapiąc za łopatę przypomniałem sobie najpiękniejsze chwile mojego życia.
Jest godzina
To było pięć lat temu, jako student ostatniego roku byłem zajęty planowaniem swojej przyszłości.
Przeprowadzka, dobra praca, potem czas na kobiety, może nawet rodzinę?
Studiowałem architekturę, w tym czasie również dorabiałem zajmując się ogrodem mojej ciotki.
Ogród był bardzo duży, ciotka dostała duży spadek po trzecim już zmarłym mężu.
Bardzo poczciwa z niej kobieta, chociaż niezwykle surowa. Kiedyś przepiłem pieniądze na czesne z kolegami,
z nadzieją, że pożyczy mi te dla niej nic nie znaczące kilkaset złotych. Jednak ona, tylko i wyłącznie żeby
dać mi nauczkę - odmówiła. Nie byłem zdenerwowany, zawsze ją bardzo szanowałem.
Ten jeden konkretny moment zapamiętam do końca życia i to niezwykle szczegółowo.
Ciotka właśnie piła jaśminową herbatę na werandzie, jej delikatny zapach po całym ogrodzie rozniosła letnia bryza.
Ja zajmowałem się sadzeniem róż. Na środku ogrodu stała masywna, zdobiona fontanna obsadzona wokoło fiołkami i bratkami.
Tuż za nią przy werandzie kilka metrów kwadratowych ziemi nigdy nie zostało zagospodarowane, stała tam psia buda.
Pies co prawda zdechł już dwadzieścia lat temu ale ciotka zawsze bardzo za nim tęskniła.
Złapałem za małą łopatkę i począłem kopać dołki, w które wrzucę nasiona białych róż.
Wtedy zobaczyłem, że ciotka nagle zniknęła, odeszła niezauważenie.
Poszedłem jej szukać, była już w sędziwym wieku, martwiłem się żeby nie zrobiła sobie krzywdy, zawsze mówiła mi gdy gdzieś odchodzi.
Przeszedłem przez długi korytarz jej villi, podłogi były wyłożone biało-czarnymi kafelkami ze złotymi zdobieniami.
Ściany pokrywały staroświeckie obrazy i płaskorzeźby. Po kilku krokach doszedłem do masywnych, dębowych drzwi frontowych.
Przed domem zobaczyłem ciotkę obejmującą jakąś dziewczynę. Dopiero po dwuminutowym powitaniu mogłem obejrzeć ją w pełnej krasie.
Urocza blondynka, jakoś 160cm wzrostu z włosami sięgającymi do ramion. Gdyby nie papieros w jej ustach mógłbym przysiądz,
że ma jakieś 16 lat. Ubrana była w luźną, białą bluzeczkę.
Na jej ramionach widoczne były białe ramiączka od stanika okrywającego jej małe piersi.
Na krótkich nóżkach białe szare, cienkie rajstopy i jeansowe spodenki sięgające do połowy jej uda, do tego małe czarne beltki z białymi kokardkami.
Na jej zadziornym nosie czarne lenonki. Delikatnie pociągnęła tytoniowy dym i spojrzała na mnie dokładnie się przyglądając.
Uśmiechnęła się na moment marszcząc malutki nos, po chwili już stała przy bagażniku i wyjęła sporej wielkości walizkę.
Wtedy zauważyłem swoją szansę, zabrałem kwiat czerwonej róży z wazonu i odważnie poszedłem w jej stronę.
Oczywiście - nadzieja matką głupich. Schodząc ze schodów potknąłem się i po chwili stylowo wylądowałem na asfalcie.
Przez chwilę w głowie miałem tylko sędziów narciarskich wyznaczających noty za mój skok chwały.
Jednak gdy spojrzałem w górę stała nade mną owa dziewczyna i uroczo uśmiechała. Gdy zdjęła okulary zobaczyłem jej piękne kasztanowe oczy.
Po mojej brodzie spływały krople krwi ze złamanego przy upadku nosa, ale w ręku ciągle trzymałem nienaruszony kwiat róży.
Dziewczyna nawet nie odezwała się słowem, delikatnie wzięła z mojej ręki kwiat i przysunęła do małego noska żeby poczuć jego zapach.
Po chwili odeszła nawet nie zwracając na mnie uwagi do środka domu.
Miała na imię Natalia, studiowała medycynę. Moja ciotka jest przyjaciółką jej matki od bardzo długiego czasu.
Ciotka ostatnio czuje się coraz gorzej, ja nie miałem dużo czasu, tutaj pojawiła się Natalia.
Zaczęła zajmować się ciotką, bardzo szybko odnalazła się w nowej pracy. I tak mijały kolejne tygodnie, przyszła zima.
Nie rozmawiałem wcale z Natalią po tamtym "incydencie". Tak jakoś wyszło, do dziś nie pamiętam czy uznałem to za stratę czasu,
czy może po prostu byłem zbyt tchórzliwy. W każdym razie, w końcu coś się zmieniło.
Był początek grudnia, już spodziewaliśmy się opadów śniegu. Zajmowałem się zakrywaniem ogrodu folią żeby rośliny nie zamarzły.
Natalia właśnie się pakowała, następnego dnia miała wyjechać do swojej rodziny i wrócić dopiero po świętach.
Pomyślałem, że to ostatnia szansa żeby z nią porozmawiać, ta potrzeba nie dawała mi spokoju.
Już miałem do niej podejść, ale tak właściwie to nie wiedziałem co powiedzieć. Tak długo milczałem, jak w takim razie mam zacząć?
Na szczęście z pomocą przyszła kochana ciotka i nigdy jej tego nie zapomnę. Gdy tylko zauważyła jak z mojej twarzy spełzła ostatnia
nadzieja, podeszła do Natalii i zaproponowała, że przed wyjazdem pokażę jej "Altanę". "Alatana" - to było miejsce wyjątkowe.
Byłem tam kiedyś, mając kilka lat, ale pamiętam ją jak prez mgłę, właściwie to nie wiem czy to nie był tylko sen.
Ciotka zawsze zabraniała tam wchodzić albowiem miejsce to miało dla niej większe znaczenie niż cokolwiek innego.
To tam stawiała pierwsze kroki, tam bawiła się z kolegami w dzieciństwie i w końcu... tam zmarł jej mąż.
Nigdy nie poznałem wujka, jedynie z opowieści słyszałem, że był wyjątkowym romantykiem.
Gdy podchodziliśmy do białej bramki prowadzącej do "Altany" była już noc, na niebie świeciały tysiące gwiazd.
Podałem Natalii pozłacany klucz, którym precyzyjnie, jakoby w ramach rytuału otworzyła furtę.
Wiatr nagle ustał, nastała zupełna cisza. Słychać jedynie stłumiony tupot naszych stóp i strumyk wody w oddali.
Żywopłoty wyznaczyły nam ścieżkę. Po chwili doszliśmy do kilku schodów, po przejściu których mieliśmy zobaczyć "Altanę".
Spomiędzy płytek tworzących schody wyłaniały się nieśmiale kwiaty konwalii. Po chwili "Altana" była już w zasięgu naszego wzroku.
Sama altana wykonana była z dębowego drewna pomalowanego białą farbą, na dachu szare, błyszczące dachówki.
Nie była to altana jak większość innych, była niezwykle duża, na tyle duża, że stał pod nią słoń.
No nie zwierzę, ale fontanna. Sama iglica fontannny miała trzy metry wysokości i zdobionego słonia na szczycie.
Była wykonana z marmuru a po jej zbiorniku pływały lilie wodne. Na każdej z nich leżał list zawinięty w folię.
Strumień fontanny był niezwykle delikatny, wystarczająco aby listy mogły unosić się na wodzie.
Dziewczyna weszła spokojnie po lekko spkrzypiących schodach prowadzących do altany po czym wzięła jeden z listów do ręki.
Kilka kroków za altaną stała drewniana ławka, za nią zaś małe jezioro. Razem usiedliśmy na ławce, wokół czuć było zapach
kwiatów a tafla jeziora błyszczała w świetle księżyca, które było tak jasne, że pozwalało przeczytać list bez większych trudności.
Po chwili po różowych od zimna policzkach Natalii zaczęły spływać krople łez. W liście wujek opowiadał o śmierci dwóch
swoich największych przyjaciół na polu bitwy i wspominał jak poznał moją ciotkę. Po chwili dziewczyna zaczęła beznamiętnie
patrzyć w kierunku unoszącej się na jeziorze kłody. Jej włosy delikatnie powiewały, w świetle księżyca wydawały się prawie śnieżnobiałe.
Było dość zimno, za każdym wydechem widoczna była para. Natalia co chwilę pociągała małym noskiem. Objąłem ją - w końcu co miałem do stracenia.
Spojrzała na mnie i po chwili wtuliła w moje ramię. Nawet nic nie mówiliśmy, tylko tam siedzieliśmy.
Minęła jakaś godzina, a właściwie może pięć minut. Potem wróciliśmy do domu, a ciotka leżała już na kanapie.
Nie spała, zmarła. Jej serce po prostu się zatrzymało. Na stoliku obok niej leżała kartka, na której przepisuje cały swój majątek na mnie.
Tak właśnie zostałem milionerem.
A następnego dnia listy zatonęły.
Każde wbicie łopaty w ziemię stanowi duży wysiłek. Jakbym nie był wystarczająco wyczerpany...
Mimo wielkiego gorąca ciąglę czuję jakby ktoś dotykał mnie zimnymi dłońmi po karku.
Przed chwilą pusta brukowa ścieżka zaczęła zapełniać się ludźmi w garniturach, których wcale nie znam.
Zaczynają podawać mi ręce, gubię się w tłumie, w mojej głowie buduje się jeden wielki krzyk.
Czy ja oszalałem? Nie... Nie po to tak długo na to pracowałem, żeby teraz opuściła mnie świadomość.
Brutalnie przebiłem się przez grupę nieznajomych, niektórych z nich przewracając na ziemię i deptając.
Począłem dalej kopać.
W tamte święta Natalia nie wyjechała do rodziny, zostaliśmy we dwoje, sami.
Ta Wigilia nie była jak wszystkie inne, w których brałem udział. Nie było radosnego składania życzeń, prezentów, nawet samej Wigilii.
Tylko siedzieliśmy razem przy kominku i rozmawialiśmy. O wszystkim - przeszłości, przyszłości, o tym jak się czujemy,
o tym co uwielbiamy robić i wielu innych rzeczach. Już po tym jednym dniu czułem się jakbym znał ją od lat.
Jednak perspektywa rozłąki była nieubłagana, w końcu ona wyjeżdża się uczyć a ja muszę się zająć firmą.
I tak przed naszym kolejnym spotkaniem minęły dwa lata.
Właśnie byłem na spotkaniu, na którym miałem podpisać najważniejszy kontrakt w historii firmy.
Jednak szczęście mi nie dopisało, poszło cholernie źle. Jak to milioner, zatopiłem moje smutki w alkoholu i kokainie.
O niczym wtedy nie myślałem, byłem wściekły i bezmyślny. Wsiadłem w samochód i po kilometrze uderzyłem w drzewo.
Obudziłem się w szpitalu, na szczęście żyłem, podobno w jakiś cudowny sposób nic mi się nie stało.
Moją lekarką była ta wspaniała dziewczyna - Natalia. Szczęśliwy przypadek? Wcale nie - już dawno wpisałem ją jako prywatną lekarkę bez jej wiedzy.
Zaraz po półgodzinnym wykładzie na temat narkotyków, który jakoś mi przemknął gdy oglądałem mecz, zaczęliśmy subtelny flirt.
Czułem się całkiem dobrze, z każdą minutą coraz lepiej. Miałem tylko złamane żebro i byłem potłuczony.
W końcu jakiś facet do niej zadzwonił, była bardzo ucieszona, co chwilę się śmiała.
Moment później pożegnała się i wyszła w pośpiechu.
Szybko zebrałem swoje rzeczy i uciekłem bez słowa.
Musiałem ją śledzić. Dojechałem za nią do przydrożnego baru jakieś 20km od szpitala.
Nie wyglądał on zbyt elegancko, jednak był zadbany.
Wewnątrz unosił się zapach papierosów. Zobaczyłem ją siedzącą przy barze z jakimś facetem, wydawała się szczęśliwa.
Nagle wypełniła mnie ogromna zazdrość, na tyle przytłaczająca żeby posunąć się do czegoś szalonego.
Podszedłem do nich i powiedziałem do faceta: "Wybacz koleś ale to moja narzeczona, lepiej już idź"
Nawet nie pomyślałem wtedy co zrobi Natalia gdy to usłyszy, po prostu nie mogłem patrzyć jak jakiś inny facet się do niej przystawia.
W odpowiedzi otrzymałem "Czyżby? Moja siostra nie mówiła, że wychodzi za mąż"
Nawet sobie nie wyobrażacie mojej miny w tym momencie. Tak - to był jej brat, kiedyś o nim wspominała.
Kiedy on patrzył na mnie złowrogo, Natalia uroczo śmiała się zakrywając twarz jakoby próbując to ukryć.
Jednak po chwili prawie leżała na ziemi zapłakana ze śmiechu. Nawet dziś pojawia się uśmiech na twarzy gdy to sobie przypominam.
Tamtego wieczora, w barze, piliśmy razem przez kilka godzin, w końcu jej brat pojechał do domu i zostaliśmy sami.
Zadzwoniłem po szofera i niedługo byliśmy w moim apartamencie. Zaprowadziłem ją do sypialni, przyniosłem lampkę wina i kazałem zaczekać.
Włączyłem cichą muzykę, poszedłem do łazienki się szybko ogarnąć i wróciłem do sypialni. Natalia spała skulona na moim łóżku.
Nie miałem serca żeby ją obudzić więc poszedłem spać na kanapę.
Niedługo później zaczęliśmy być razem. Początkowo niewinne randki w ciągu kilku dni przerodziły się w namiętne uczucie.
Bardzo się od siebie różniliśmy, począwszy od tego, że ja wolę filmy ona książki kończąc na sposobie postrzegania świata.
Jej rozmyślenia zawsze nadawały światu trochę słodyczy, optymizmu, chciałbym móc patrzeć na to w ten sposób.
Jednak jest to dla człowieka z władzą dość trudne. Patrzenie jak wysoko położeni żerują po biedniejszych.
Świat pełen jest zgnilizny, nie ma w nim miejsca na Boga czy inne ideały. Jedynym promykiem nadziei w moim miemaniu była ona.
Świat biznesu był klatką pełną tygrysów walczących o ochłapy, które rzucają tygrysy z klatki wyżej.
Tylko zwycięzca mógł po truchłach przegranych wspiąć się na kolejne szczeble hierarchii.
Gdy jednak wracałem do domu zmieniałem się w potulnego kotka biegającego między nogami swojej pani.
I tak mijały dni, tygodnie, miesiące, w końcu ślub i zaczęło jej czegoś brakować.
Natalia ciągle nakłaniała mnie żebyśmy mieli dzieci, ale ja tego wcale nie potrzebowałem, byłem szczęśliwy z nią.
Przecież mamy wszystko czego potrzebujemy, po co nam problemy z dzieckiem?
W końcu każda nasza rozmowa zamieniała się w kłótnię, już nawet nie rozmawialiśmy o dziecku tylko awanturowaliśmy o byle co.
Szczęśliwy związek przerodził się w falę udręk, zacząłem na dłużej zostawać w pracy byleby się z nią nie widywać.
Nie wchodziłem w zdradę, wiedziałem, że w końcu wszystko się ułoży, może jak będziemy mieli dziecko to będzie lepiej?
Ale o seksie też już mogłem zapomnieć. W końcu przestałem pracować, żeby spędzić z nią więcej czasu pracowałem w domu.
Nadal nic, to ona zaczęła wychodzić z domu, już nie kryła się z niczym i zaczęła mówić, że mnie nienawidzi.
Nie mogłem tego zrozumieć... Przecież nie było aż tak źle, w końcu chciałem mieć z nią to dziecko!
Pewnego dnia wróciła do domu pijana i powiedziała, że odchodzi. Uznałem, że to tylko histeria przez alkohol.
Jednak następnego ranka gdy przyniosłem jej śniadanie to nadal utrzymywała, że to koniec.
Wtedy coś we mnie pękło... W ciągu kilku minut wyrzuciłem wszystko co we mnie się budowało.
Powiedziałem, że myślę, że jest naiwna i głupia, że nie jest nic warta i nikogo już nie będzie obchodzić.
Że wcale nie chciałem dziecka, tylko żeby w końcu się zamknęła. Że wcale mnie nie obchodzi, była tylko ucieczką od pracy.
Że znajdę sobie kolejną, która w końcu będzie potrafiła docenić jak bardzo wypruwam sobie flaki żeby mogła mieć
te pier,dolone świecidełka, samochody, ubrania i resztę całego gó,wna, które jej zapewniałem.
Zaczęła płakać, nawet nic nie powiedziała, spakowała się i wyszła.
Od tego czasu przez długi czas jej nie zobaczyłem...
Praca zaczęła pożerać coraz więcej czasu, w końcu nie miałem sobie równych. Zostałem prezesem imperium.
Co teraz? Kolejne imprezy, kolejne miliony, kolejne kobiety, kolejne samochody, kolejne kreski, kolejne drinki KURRRR,WAAAAA!!!
Zaraz oszaleję! Co mam ze sobą zrobić!? Gdzie jest Natalia? Natalia... gdzie jesteś kochanie...
Siedziałem pozbawiony życia w domu, wciągnąłem kolejną kreskę i zapiłem whiskey.
Wsiadłem w samochód i jechałem przed siebie, silnik dawał z siebie tyle co mógł.
W głowie helikopter, setki myśli, setki głosów, setki kobiet bez twarzy, a w tym tłumie ona.
Zamknąłem oczy, zdjąłem ręce z kierownicy i przycisnąłem pedał gazu.
Przez chwilę poczułem jakby była obok mnie, w końcu usłyszałem jej krzyk "Uważaj!".
Wcisnąłem nagle hamulec, za późno, wjechałem z impetem w inny samochód.
Obudziłem się w szpitalu, na szczęście żyłem, podobno w jakiś cudowny sposób nic mi się nie stało.
Moją lekarką była ta wspaniała dziewczyna - Natalia. Szczęśliwy przypadek? Wcale nie - już dawno wpisałem ją jako prywatną lekarkę bez jej wiedzy.
Zaraz... Co?
Obudziłem się, to było tylko wspomnienie, a może sen?
Jestem w stanie krytycznym, stoi nade mną łysy lekarz, mówi że najprawdopodobniej nigdy nie stanę na nogi.
Najbliższe godziny pokażą czy w ogóle przeżyję.
Minął miesiąc, w tamtym wypadku zginęła para rodziców i dwoje dzieci. Z mojej winy zginęły cztery osoby...
Ja skończyłem tylko z kilkoma złamaniami i pęknięciami, z pomocą najlepszych specjalistów już stałem na nogach.
Nie mogłem przestać o tym myśleć, wydałem miliony żeby przekupić wszystkich możliwych sędziów i nie trafiłem do więzienia.
Ale czułem się z tym okropnie, myśli samobójcze stawały się coraz częstsze.
I wróciliśmy to teraźniejszości. Stoję w środku lasu przy brukowej ścieżce i kopię własny grób.
W mojej popie,rdolonej głowie widzę jak dziesiątki moich bliskich pomagają mi kopać.
Nawet Natalia stoi tutaj i radośnie wykopuje kolejne kilogramy gruntu.
Ale nie... nie... nie pozwolę na to! W końcu nie zaszedłem tak daleko żeby teraz skończyć jak jakiś tchórz!
Nagle wszystkie osoby wokoło zniknęły, wyszedłem z głębokiego na sześć stóp dołu.
Siedzę we własnym barze, kolejne kreski, drinki, rozmowy z kobietami, mecz, znajomi.
Dzwoni telefon, jestem na okropnym kacu. Odbieram i z goryczą w głosie pytam czego chce ode mnie rozmówca.
To matka Natalii, każe mi natychmiast przyjechać do domu mojej ciotki. Ale jak to? Natalia chce się spotkać?
Nagle rozpromieniałem, wyskoczyłem szybko z łóżka, ubrałem się i wsiadłem w samochód.
Przez całą dwugodzinną drogę myślałem co jej powiedzieć, jak przeprosić.
W końcu byłem na miejscu, biała bramka stała przede mną otworem, jakby zapraszając do "Altany".
To miejsce wydawało się dużo bardziej mroczne niż ostatnio, intymna cisza stała się budującą napięcie symfonią grozy.
Większość kwiatów zwiędła, altana i fontanna były brudne i obrośnięte mchem.
Na ławce przy jeziorze siedziała Natalia. Nie wyglądała jednak tak jak zawsze. Jej policzki były blade, oczy zaćmione,
usta wysuszone. Mimo gorąca siedziała tam przykryta kocem i trzęsła się. Usiadłem obok, ona beznamiętnie patrzyła w
kłodę unoszącą się na jeziorze. Objąłem ją - w końcu co miałem do stracenia.
Spojrzała na mnie i po chwili wtuliła w moje ramię. Nawet nic nie mówiliśmy, tylko tam siedzieliśmy.
W końcu z jej ust słychać było ciche "Przepraszam". Przeprasza? Ale dlaczego? Przecież to wszystko moja wina!
Była chora, ciężko chora. Teraz to do mnie dotarło. Opowiedziała mi o wszystkim.
Chorowała na białaczkę, już długo nie wytrzyma. Zachowywała się tak, bo chciała żebym się o nią nie martwił,
nie cierpiał, żebym po prostu zapomniał. Wyjęła z kieszeni dwie kartki, na jednej napisała swoje imię, na drugiej moje.
Wsadziła kartki do foliowych woreczków i pocałowała.
Wstała wspierając się na moim ramieniu, podeszła do fontanny i delikatnie położyła kartki na liliach wodnych.
Siedzieliśmy całą noc na ławce. Ona spała a ja obserwowałem jak powoli uchodzi z niej życie.
Wiedziałem, że tej nocy wszystko dobiegnie końca, czułem to. Uczucie, że nie było mnie w jej najtrudniejszych momentach
trzymało mnie za gardło, prawie sprawiając, że traciłem oddech.
O poranku kartka z jej imieniem zatonęła.
Nigdy nie pokochałem kobiety innej niż Natalia, to po prostu niemożliwe.
Zarówno ogród i altana znowu rozkwitły, sam zajmowałem się altaną, a ogrodem mój siostrzeniec.
Byłem już stary, a libacje alkoholowe, narkotyki i wypadki w młodości miały wielki wpływ na moje obecne zdrowie.
Zatrudniłem młodą dziewczynę, żeby opiekowała się mną, mój siostrzeniec był zbyt zajęty.
Była bardzo uzdolniona, w dodatku miła dla oka.
Tego dnia właśnie pakowała się żeby wyjechać na święta do rodziny.
Wysłałem ją i mojego siostrzeńca do "Altany".
Tego samego wieczora kartka z moim imieniem zatonęła.
Obudziłem się w szpitalu, na szczęście żyłem, podobno w jakiś cudowny sposób nic mi się nie stało.
Moją lekarką była ta wspaniała dziewczyna - Natalia. Szczęśliwy przypadek? Wcale nie - już dawno wpisałem ją jako prywatną lekarkę bez jej wiedzy.
Wzięła mnie za rękę i razem poszliśmy przed siebie.
Komentarz usunięty przez autora