Wpis z mikrobloga

TL;DR Poszłam na randkę z chińskim stulejarzem

Poznałam w barze chińczyka (pomieszkuję w Pekinie), kolegę znajomego. No i przez ten tydzień pisaliśmy, jeżeli można to nazwać pisaniem ze sobą, a mianowicie to wyglądało tak, że po 22 sie pytał co tam, gadalismy z 1h, no i on około 23 mowił że musi iść spać.
Dowiedziałam sie że jego życie polega na tym ze siedzi codzienne 12h w bibliotece i sie uczy.


W każdym razie zapytał się mnie czy mam czas w niedzielę wieczorem, mówię że ta, jasne. Wyszłam z założenia że pierwsze wrażenie może być mylące. W końcu nie znamy się dobrze. potem dowiedziałam sie (miedzy innymi przez panamczyka, bo spotyka się z polką, z którą często chodzimy do baru) że pytał się jak do mnie zagadać, bo do chinek to wiadomo, ale jak do polki to on nie ma pojęcia. Jak sie potem okazało serio nie miał.

Powiedział ze pójdziemy na "麻辣烫"i "cos dziwnego" Widocznie pamiętał, że mówiłam ze jaram sie dziwnym żarciem, jadłam juz np. larwy jedwabnika, duriana, jelita świni,śmierdzące tofu itp.
Mieliśmy się spotkać koło jakiegoś baru z karaoke, mniejsza o to. No i czekam (byłam z 3min wcześniej), patrzę idzie jakiś chłopak, w miare wysoki, z twarzy mocne 5/10 i bylam prawie pewna ze to ten. A że słabo zapamiętałam twarz to swoją drogą, przeciętny chinol.


Okazalo sie ze ten 5/10 to nie on, on szedł jakieś 5m za nim.


zastanawiałam się czemu tam jestem,
ogarnęło mnie uczucie lekkiego zażenowania jak zaczął rozmowę
do tego nie zrozumiałam o co sie pyta po angielsku
trochę z powodu akcentu a troche dlatego że gramatycznie jego pytania nie miały sensu.
W końcu odpuścił i szliśmy w milczeniu.

Nie miał 1.80m ( ͡º ͜ʖ͡º) jak mówił, był chyba nawet trochę niższy ode mnie.

potem gadaliśmy po drodze, następnie skręciliśmy w jakąś nieoświetloną alejkę.
Mówił że idziemy "w tamto ciemne miejsce"
Myślę, o #!$%@?, pożegnam się z nerkami...
no ale widze jakąś knajpkę.

Wchodzimy, wszyscy sie na nas gapią, no ale to normalne bo biali się tam akurat nieczęsto zdarzają.
Siadamy, podają mu kartę, on mi ją podsuwa i mówi żebym zamówiła co chcę,
ja że sie nie znam, większości znaków które tam widzę jeszcze się nie uczyłam.
Wskazuje jakis znak, i się pyta czy wiem co to.
Oczywiście nie.

On ze stoickim spokojem oznajmia



o #!$%@?.jpg

Nie wierzyłam, myślałam że to żart,
ale nie... mówię że nie wiem, nie znam się ogólnie cała sytuacja śmieszyła mnie okrutnie.

Zamówiliśmy wszystkie rodzaje, jakieś inne dziwne części ciała zwierzaków,
wtedy on przebąkuje że szkoda ze nie mają odbytu kurczaka.


no i przynieśli te penisy i zaczęła sie rozmowa.

Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, np. że najwiekszego penisa jakiego jadł w życiu to należał do konia,
że wyglądał jak duża kiełbasa i że jego marzeniem jest zjedzenie tygrysiego penisa,
ale trudno go znaleźć, bo to nielegalne i kosztuje majątek.


Ale wiem, że to on na pewno spełni swoje marzenie.
Jest bardzo zdeterminowany.
Zaproponowałam nawet że zapłacę za siebie, pomimo tego że jedzenie nie było wybitnie drogie,
ale w Chinach to trochę ujma na honorze dla mężczyzny, poczuł się więc trochę urażony.

Po "kolacji" poszliśmy na film.
Wspominałam mu w rozmowie że nie lubię filmów wojennych.

Poszliśmy na "operację Mekong"
super wybór, bulwo( ͡° ʖ̯ ͡°)

Swoją drogą zgubił się i nie wiedział jak dojść do kina.
(w drodze powrotnej mówił że bardzo lubi tę ulicę, szczególnie nocą,
ale nie była to najbardziej zastanawiająca rzecz tego wieczoru,
także nawet nie drążyłam tematu)

No i zaczął sie film.
W pierwszej minucie zdaliśmy sobie sprawę że napisy sa tylko po chińsku.
Film oczywiście chinski.
Naoglądane w #!$%@?.
Zapytał się czy rozumiem co mówią.
Ja że oczywiście że nie, mój język nie jest jeszcze na tyle dobry.
"aha, sorry"

Ogólnie film mocno przeciętny, zrozumiałam w całości tylko jedną scenę,
trwała ok minutę, padły w niej 3 zdania:
"-To Twoja córka?
-Tak, ma 5lat.
-Tęsknisz za rodziną?
-Nie mam rodziny. Tylko córkę. Jestem rozwiedziony."

Nawet nie byłam zła, byłam nieobecna duchem, próbowałam pojąć absurdalność tego spotkania ale mnie to przerosło.
Po kinie powiedziałam że jestem zmęczona i lepiej juz wrócę do siebie. Jakby zażenowania było malo to odprowadził mnie do bramy uniwerku. Zapytał czy może mnie potem zaprosić do klubu/baru.
Powiedziałam tylko że nie wiem, zależy kiedy, pożegnałam się.
Ogólnie to reagowalam entuzjastycznie przez cały czas, w pewnym sensie było mi go szkoda, uprzejmie podtrzymywałam rozmowę itp. ale w środku umarłam.
Życie nigdy nie będzie takie jak wcześniej.

  • 118