Wpis z mikrobloga

#czarnynotatnik

"Firma informuje, że w związku z narzekactwem na wygląd alejek i na ogólny brak domowego klimatu, postanowiono przedsięwziąć odpowiednie kroki. Miłego dnia."
- Oho, to będzie ciekawe - skomentował przy wejściu jeden z obecnych.
- Oho, zdecydowanie - odpowiedziałem, gdy tylko przeczytałem do końca notatkę na drzwiach.

Firma to miejsce w stu procentach przesiąknięte testosteronem. Czasami tak bardzo, że można go zeskrobywać ze ścian. Tak gęste opary unoszą się w powietrzu. W Firmie pracują sami mężczyźni i na co dzień zachowują się jak mężczyźni. Typowych męskich zachowań chyba nie muszę ci tłumaczyć. One po prostu są, jakie są. Nie powiem, zdziwiło mnie, że pojawiło się narzekanie na ten stan. Zdziwiło, to nie tylko mnie, bo każdy, kto przechodził obok obwieszczenia, zdawał się mieć kwaśną minę i zastanawiać się, jak to się stało, że jego męska dziura stanie się teraz domem.

- Czujesz zapach pierników? - zapytał mnie Mike akurat, gdy próbowałem nazwać zapach, który poczułem po przejściu przez drzwi.
- Mhm... - mruknąłem tylko.
- Zapach piernika nigdy nie wróży nic dobrego - zauważył ze smutkiem.

Ciekawa przepowiednia.

Ja, Mike, i kilkunastu innych, udaliśmy się w miejsce, gdzie codziennie odbywa się narada motywacyjna. Pięć minut mantry nad dobrem firmy i wszelkimi zagrożeniami, jakie czekają nas w ciągu dnia.
- Witam serdecznie na tym zebraniu - zaczął biurokrata z Firmy.
- Witamy serdecznie - zagrzmiało gardłowym basem zebrane towarzystwo.
- Zebraliśmy się tutaj w sprawie niecierpiącej zwłoki. Jak już pewnie przeczytaliście i poczuliście, coś się zmieniło.
- Mhmm... - mruknęło z niezadowoleniem towarzystwo.
- Nie muszę wam tłumaczyć, że zmiany zostały wprowadzone i są nieodwołalne.
- Mhmm... - znów mruknięcie, tym razem pełne zrezygnowania.
- Panowie, panowie. W Firmie macie się czuć jak w domu.
- Mhmm...

Po tym mruknięciu wszyscy się rozeszli. Część do swoich obowiązków, część tropić zmiany, jakie zaszły. Wśród tych tropiących byłem i ja. Ekscytująca eskapada się zapowiadała.

- Chodź. Chodź szybko. Nie uwierzysz. Mówiłem, że zapach piernika to przekleństwo - wydyszał Mike, wyłaniając się z jednej z alejek.
- Mówiłeś, że nie wróży nic dobrego.
- No tak.
- Prowadź Mike.

Mike, człowiek, który pracuje w Firmie od dawna. Przeżył epoki, zmiany, wzloty i upadki Firmy. Wie o niej więcej niż biurokraci. Jest ostoją historii i status quo. Doczekał się już stosownego, związanego z wiekiem pseudonimu. Z szacunku do niego i jego wieku, nie wypada mi go przytaczać. Musisz się domyślić. Mike, zna to miejsce jak własny dom. Czasami żartuje się, że nigdy stąd nie wychodzi. Kto wie, może tak jest.
- Patrz na to - powiedział zbulwersowanym tonem i wskazał na śmietnik.
- Mike, ale przecież on tu stoi od zawsze - zakpiłem.
- Zgadza się, ale do tej pory był fioletowy, a teraz jest fucksjowy. Wyobrażasz sobie?
- Fu...
- To jeszcze nie koniec - przerwał mi Mike - chodź za mną.
Poszedłem. Przeszliśmy kilka alejek. Nie było tam nic ciekawego. No może poza porządkiem, tymi nowymi koszami na śmieci i wszechobecnym zapachem piernika.
- Patrz na to, przecież to oburzające.
- Faktycznie - skwitowałem jak najbardziej szczerze.
- Willy czy to sobie wyobrażasz? Jak mogło do tego dojść? No jak? Tego nie da się cofnąć - Mike ze zdenerwowania miał łzy w oczach.

Mike i ja, staliśmy u wejścia do jednej z alejek. Nad nami, pomiędzy wysokimi do sufitu regałami na palety wisiał transparent. "Jak w Domu - alejka testowa". Przywitał nas ten cholerny zapach piernika. Już zaczynałem go mieć dość. Wciskał się do nozdrzy i był irytujący jak mucha w pustym pokoju. Regały przy wejściu do alejki przyozdobione były kwiatami w doniczkach. Zapach czerwonych pelargonii mieszał się z... Nieprawdopodobne, ktoś zmienił nazwę alejki. Dawna Aleja Numer 1 nazywała się teraz Hiacyntowa. Jak to tak?
- Patrz Mike. Hiacyntowa, a powiesili pelargonie - próbowałem żartować.
- Mhmmm... - odburknął coraz bardziej blady Mike.
Ruszyliśmy wzdłuż Alei Numer... no tak, Alei Hiacyntowej.
- Patrz Willy, więcej kwiatów - Mike wskazał palcem na stelaże regałów.
- Faktycznie. Ciekawe czy to hiacynty - zachichotałem.
- To nie czas na żarty, to poważna sprawa - skarcił mnie Mike, ale mojego chichotu to nie powstrzymało.

Przechadzaliśmy się alejką i pokazywaliśmy sobie zauważone zmiany. A to, że zmieniono kolor stelaży, a to, że w oknach powieszono firanki, a to, że na podłodze pojawiły się hasła motywujące. Moim ulubionym było: "Biurokracja to zabawa słowem, kapisz?". Najciekawsze było jednak przed nami. Dosłownie.

Na końcu alejki stał stolik. Mike prawie zemdlał, jak go zobaczył. Ja prawie oplułem sobie brodę, od niekontrolowanego parsknięcia. Stolik przykryty obrusem w hortensje, choć spodziewałem się hiacyntów, no ale nie można mieć wszystkiego. Właściwie to, dlaczego nazwali tę alejkę Hiacyntowa. Może ty się domyślasz, bo ja powiązania nie widzę. Stolik, wróćmy do niego. Na obrusie stał talerzyk z pierniczkami w kształcie logo firmy, imbryk z herbatą, dwie filiżanki i słoiczek z cukrem w kształcie gwiazdek. Wszystko wyglądało jakby ktoś właśnie przeniósł scenografię "Opowieści Wigilijnej" wprost do naszej męskiej dziury.
- Mike, życzysz sobie herbaty? Bez mleka, bo ktoś zapomniał o mleku.
Mike patrzył na mnie tępym wzrokiem. Nie wiedział, czy mówię poważnie, czy jestem tylko nieśmiesznym snem.
- Willy przepraszam, to moja wina.
- Oj Mike, jestem pewien, że nie.
- Oj tak, to moja wina.
- Uspokój się. Jakoś sobie poradzimy bez mleka.
- Bez mleka? - zapytał zaskoczony Mike.
- Bez mleka. Nie mamy mleka.
- Pewnie jest pod obrusem, na półce.
Z niedowierzaniem popatrzyłem na kolegę i zajrzałem pod obrus. Faktycznie na małej półce stał ceramiczny pojemnik z mlekiem.
- Ale skąd ty...
- Bo to jest jak u mnie w domu. To ja zasugerowałem, że w Firmie powinniśmy się czuć jak w domu. Opisałem im, jak dobrze jest wrócić z pracy i usiąść w fotelu, napić się herbaty i poczytać gazetę. Jak kwiaty zmieniają odczucia, a kolory oddziałują. Mike wlał sobie herbaty do jednej z filiżanek. Popatrzył na mnie.
- Bez mleka.
- Tylko, wiesz co. Oni musieli coś pomieszać, bo ja przecież nie znoszę piernika.
  • 4
  • Odpowiedz