Wpis z mikrobloga


Przychodzi ten moment w życiu każdego fana rocka progresywnego, kiedy trzeba sobie odpowiedzieć na jedno zajebiście ważne pytanie - Van der Graaf Generator czy Peter Hammill solo?

Zawsze byłem fanbojem VdGG, ale ostatnio przekonuję się do solowej twórczości Hammilla, z której w końcu czasami było bardzo blisko do Van der Graaf Generator. Niesamowity gość, a jakie szaleństwa wokalne uprawiał ( ͡° ͜ʖ ͡°) ! Spokojnie poziom tych wszystkich Halfordów (w ogóle jakie oni mają na starość podobne głosy, omg) i innych krzykaczy, tylko parę lat wcześniej.

VdGG czy Hammill solo?

  • VdGG 20.0% (1)
  • Hammill solo 0% (0)
  • Wolałbym wybierać między matką a ojcem 80.0% (4)

Oddanych głosów: 5

  • 2
@nieswiszczuk_przeokropny: Wiesz co Ci powiem cumplu? VDGG to raczej wybuch różnorodności, pewnej tajemnicy, można nawet powiedzieć szaleństwa o zabarwieniu raczej pozytywnym(czy też głównie pozytywnym). Za to Hammill solo to raczej taka poezja śpiewana gdzie widać jednak dużo takich raczej negatywnych stron(negatywność jako smutek/rozpacz/łzy w ten deseń). No i po przesłuchaniu wielu piosenek...mam wrażenie, że VDGG jest "szybszy" niż Hammill solo. Ale ciężko mi wybierać. Powiem więcej! Nie wybiorę!
@NonOmnisMoriar: Mam dokładnie te same odczucia. "A Louse is not a Home" dodałem tak trochę przewrotnie, bo to teoretycznie jedna z najbliższych Van der Graafom rzeczy nagranych pod szyldem solowego Hammilla, a jednak wciąż jest bardzo odległa pod względem nastroju i wywoływanych emocji.

Polecam najnowszy album VdGG - "Do Not Disturb". Oczywiście nie ma tam 70sowej psychodeli, szalonych wokali i saksofonu Jacksona (chociaż mam wrażenie, że próbowali klawiszami go naśladować czasami,