Wpis z mikrobloga

tl;dr: napisanie pracy dyplomowej, to jedno, a oddanie jej do dziekanatu to drugie.

Mnóstwo nieprzespanych nocy spędzonych nad pisaniem pracy dyplomowej są niczym w porównaniu z batalią, jaką trzeba stoczyć, by pracę do dziekanatu oddać. Przychodzisz godzinę przez otwarciem dziekanatu, a tam już tłum ludzi. Tu się pojawia problem, bo dziekanat czynny tylko przez 3h, co robić, co robić? Jak to co, #!$%@?ć się w kolejkę. Tylko gdzie jest kolejka do mojego roku? Ano właśnie, drzwi są jedne, a panie w dziekanacie cztery, przypisane dla każdego roku. Tylko, że bliżej nieokreślona masa stojąca przed drzwiami nie wygląda jak kolejka, a tym bardziej nie wygląda jak cztery kolejki. Co chwilę przychodzi nowa osoba i pyta kto ostatni w kolejce, w odpowiedzi otrzymuje jedynie konsternującą ciszę. No i zaczyna się kombinowanie, że niby chcesz podejść bliżej drzwi zobaczyć co na nich napisane, że masz tylko szybką sprawę do załatwienia, że tylko Indeks odbierasz...

Mijają minuty, a ludzi nie ubywa. Pani w dziekanacie obsługuje zero-jedynkowo, albo ktoś wychodzi z kwitkiem w ciągu minuty, albo siedzi w dziekanatowej pieczarze pół godziny. Zegarek tyka, zaraz zamkną dziekanat, przekręcą kluczyk zostawiając studentów w kropce i będą popijać sobie w środku kawkę z herbatką.

Małe roszady pod drzwiami i w końcu udaje się wejść do środka. Pani z dziekanatu patrzy na Ciebie ze zmarszczonymi brwiami i mówi, że tylko jedna osoba może stać tu w środku w jej kolejce. Nie! - myślisz - Nie wyjdę tam w ten tłum na zewnątrz, nie teraz kiedy po ciężkich bitwach udało mi się tu dostać! Stoisz więc dalej uśmiechając się głupkowato, pani z dziekanatu w końcu odpuszcza i dalej z gracją przerzuca papiery.

W końcu nadchodzi ten upragniony moment, student przed Tobą wychodzi, teraz Twoja kolej. Nagle pani z dziekanatu mówi, że idzie załatwić tę sprawę "trzynastego" i zwyczajnie wychodzi. Minuty mijają, a przecież dziekanat dla studentów otwarty jest tylko 3h! Spoglądasz na drzwi czekając, aż klamka zapadnie. W końcu, wychodzi! NIe, to nie ona. Czekasz dalej. Mija pół godziny, wraca z jakimś świstkiem w ręku i po 15 minutach grzebania w papierach łaskawie spogląda na Ciebie i zawistnym spojrzeniem wydaje się pytać: czego chcesz? Pracę dyplomową oddać. No i się zaczyna.

Zaświadczenie jedno, oświadczenie drugie, potwierdzenie trzecie, podanie czwarte, indeks ze wszystkimi wpisami, cztery zdjęcia o takich, a nie innych wymiarach, dwa egzemplarze pracy w twardej oprawie, jeden egzemplarz przeznaczony do akt zapakowane do koperty, praca na płycie cd w formacie doc, txt, rtf - płyta opisana nazwiskiem, wydziałem, promotorem i tytułem pracy. A tu jeszcze jakiś formularz i kwitek. Twoja teczka, która była pełna papierów szybko pustoszeje, dziekanat pochłania każdy kwitek.

I teraz trzeba zapytać. Będzie ciężko. "A czy istnieje możliwość zmiany terminu obrony?". No jak to zmiana terminu? Przecież to trzeba podanie do dziekana złożyć, podanie okraszone być musi podpisem promotora. I tak spoglądasz na panią z dziekanatu, widać tryumf na jej twarzy - studencik nie ma podania, ha! Zaglądasz do swojej teczki, sięgasz po ostatnią kartkę i rzucasz ją w czeluść dziekanatowej pieczary z okrzykiem:


#rozkminyfaminy

P.S. Za 6 dni mam obronę. Trzymajcie kciuki.
F.....a - tl;dr: napisanie pracy dyplomowej, to jedno, a oddanie jej do dziekanatu to...

źródło: comment_iOK3twV0wzHzpY5XZwKJVKsyXj1LCW1v.jpg

Pobierz
  • 16
@Famina: Kurde, mnie to dopiero czeka :/ widziałam te wszystkie papierkowe wytyczne i trochę się zestresowałam początkowo, ale myślę, że jakoś to załatwię :)
@keller: Marketing internetowy dla hostelu. Nie wierzę, że komuś chciało się to czytać. :)

@hqvkamil: Pomyśl sobie, że jutro o tej porze już będziesz mieć z głowy. :)

@mBartek89: Zaczęłam pisać na dwa tygodnie przed terminem.

@honotu: Mnie zawsze wykańcza ta cala biurokracja. Ludzie sami sobie komplikują życie tymi wszystkimi papierami.

@shymon: Miłe Panie w dziekanacie? Prawdziwa szkoła życia Ciebie omija w takim razie. W dziekanacie musi