Wpis z mikrobloga

Kiedyś (trzeźwy) o północy odprowadzałem koleżankę, bo nie mogłem jest zostawić sprutej. Do rana krążyliśmy i piechotą i autobusami, bo nie była pewna dokąd zmierzyć. Pomimo tego, że ledwo mówiła z upicia i miała zwieszona głowę, szliśmy dość szybko i pewnie. Jednym z powodów szybkiego chodu było to, ze pizgało w nocy i trzeba było się rozgrzać. Doszliśmy w końcu do jakichś krzyżówek i ją zostawiłem, bo nalegała, że da sobie radę. Nic na siłę. Piszę to, bo niektórzy nie pojmują jak można kogoś zostawić w takim stanie.

#ewatylman
  • 12
  • Odpowiedz
@Zian: ... Nie rozumiem. To trzeba było ją wziąć do siebie. Ja bym nigdy nie zostawił kogoś w takim stanie, tym bardziej jak piszesz, że to koleżanka...
  • Odpowiedz
@Zian: Dokładnie, trochę mnie już #!$%@? takie gadanie teraz. Nagle wszyscy są królewiczami i zawsze wszystkich odprowadzają martwią się itd. Jasne jest mała grupa osób, która tak robi, ale to 1 na 1000 osób. Jakoś zawsze jak jestem na imprezach to nie widzę tłumu osób odprowadzających każdą laskę z towarzystwa. Jedynie wtedy, kiedy chcesz, żeby odprowadzenie skończyło się happy endem u niej. Ale jeśli to tylko koleżanka to chyba nie widziałem
  • Odpowiedz