Wpis z mikrobloga

Po długiej przerwie wracam do serii Mity inteligentnego domu. Dziś będzie konfrontacja z powszechnie pojawiającym się stwierdzeniem, że inteligentny dom to np. lodówka, która sama zamówi mleko.

W jednej ze scen pewnego leciwego filmu (zdaje się, że mowa o jednej z historii najsłynniejszego agenta Jej Królewskiej Mości) główny bohater, nazwijmy go James Bond, soczyście policzkuje swoją ofiarę. I zapamiętałem tą scenę jako wyjątkowo komiczną. Dlaczego? Wszystko działo się w „inteligentnym domu” z lat 80tych. Oświetlenie, co było pokazane chwilę wcześniej, reagowało na klaśnięcie – tak można je było włączyć i wyłączyć. Zatem nasz ulubiony agent masakrując (niczym Korwin Lewaka) raz za razem tą Bogu ducha winną kobietę zorganizował stroboskop nie gorszy niż z klubu Ekwador w Manieczkach. W innym filmie urządzenie na kształt mikrofalówki w sekundę wyczaruje nam pełnowartościowy obiad, a w jeszcze innym znajdziemy garderobę, która sama ubiera gospodarza. Do tego należy dołożyć wszelkiej maści roboty chodzące, latające, a czasem powoli człapiące. W filmach służą za kamerdynerów, myją okna, szorują ludziom zęby, zabawiają – krótko mówiąc, robią wszystko, czego ich właściciel sobie zażyczy.

Dlaczego właściwie o tym piszę? Domy rodem z filmów science-fiction, okraszone dziwacznymi wynalazkami, pełnymi robotów i wielkich holograficznych wyświetlaczy na stałe wpisały się w sposób myślenia o przyszłości. W telewizji wszystko musi wybuchać, być efektowne i – przede wszystkim – łatwo dostrzegalne. Nikt nie zwraca uwagi na efekty, których nie widać gołym okiem – na cichych sprawców rewolucji. Gdy mówię poznanym osobom, że zajmuję się inteligentnymi domami w 50% pada pytanie: To takie lodówki, które same zamawiają mleko, tak? Ewentualnie: Czyli mogę klasnąć, żeby włączyć światło? Ad 1 – nie, ad 2 – ewentualnie tak. Ale w żaden sposób nie zahacza to o istotę domów inteligentnych.

Szukajmy dalej. Na rynku jest cała masa urządzeń, które starają się wpisywać w kategorię „dom science-fiction”. Niedawno sieć zelektryzowała wieść, że Google wkracza w branże Inteligentnych domów kupując markę Nest za bagatela – 3,2 mld dolarów. Czym jest ów Nest? Nest ma obecnie trzy produkty – termostat, czujnik dymu oraz kamerkę. Co w nich innowacyjnego? Może estetyczny wygląd, wyświetlacz, dopracowana aplikacja na smartfona, algorytmy uczące się (o tym w dalszych rozdziałach eBooka). Pewnie tak, ale to wciąż za mało, by zrobić z nich inteligentny dom. Mamy odkurzacze, którymi możemy sterować za pomocą aplikacji, podobnie z systemem alarmowym, wideodomofonem i szeregiem innych urządzeń. Możemy sobie wyobrazić, że do każdego urządzenia mamy dedykowaną aplikację, w każdym ustawiamy oddzielny harmonogram, tryb pracy. Każde urządzenie działa autonomicznie.

I tu właśnie dochodzimy do sedna sprawy. By te urządzenia były częścią inteligentnego domu, muszą się ze sobą komunikować! Muszą ze sobą współpracować. Czy to w ogóle możliwe? Oczywiście! Rozwiązania są dostępne od wielu lat. Dzięki temu, że urządzenia „wiedzą”, co mają robić w danych sytuacjach, ich używanie jest znacznie prostsze. Wystarczy, że użytkownik da znać systemowi, że wychodzi z domu i wszystkie urządzenia wykonają swoje zaprogramowane reakcje. Inny scenariusz będzie przypisany do sceny pobudka, inny do sceny kino. Czasami to jeden z elementów systemu poinformuje swoich „kolegów” o istotnej sytuacji. I tak, możemy sobie wyobrazić, co dom powinien zrobić, gdy okaże się, że jest w domu zbyt chłodno, że nastąpiło zalanie w łazience, że wykryto intruza. Każde urządzenie może dodać coś od siebie – powstaje efekt synergii.

Zdaje sobie sprawę, że inaczej termin „inteligentny dom” będzie interpretowała branża odnawialnych źródeł energii, inaczej architekci, a jeszcze inaczej będą reklamować ją operatorzy telewizji kablowej. Jednak do celów tej publikacji przyjmijmy następującą definicję: Inteligentny dom, to zestaw elektronicznych urządzeń domowych, które mogą się samodzielnie ze sobą komunikować i reagować na nowe sytuacje, by zwiększać komfort, bezpieczeństwo i zapewnić oszczędności ludziom w nim mieszkającym. Zatem – czy lodówka, która zamówi nam mleko to inteligentny dom? Nie! Mit pierwszy obalony.

poprzednie artykuły pod tagiem #mityinteligentnegodomu
  • 5
@Stah-Schek: Pewnie by było fajnie, ale jako, że w dyskusjach temat się pojawia wielokrotnie to są i wnioski - i wygląda to słabo.

Bo skądś lodówka musi wiedzieć co w niej jest, można:
- samodzielnie zaznaczać, że "aktualizuje się stan mleka, masła etc" - gdzie tu sens?
- można mieć specjalne miejsca na różne rzeczy i mieć czujniki, czy coś tam jest, ewentualnie skanować puste opakowania przed wyrzuceniem - lekkie niewolnictwo
@Szloch: mi by wystarczyl kiepskiej jakosci aparat na prowadnicy robiacy zdjecie kazdej polki i wysylajacy na telefon - zebym wiedział czy coś w niej jest, czy nie. Ale moja lodówka jest raczej pusta niż pełna, więc nic niczego by nie zasłaniało.