Wpis z mikrobloga

Nie mam wielkie doświadczenia jeśli chodzi o pracę, bo w wieku 20. lat dopiero od tygodnia zaczynam tworzyć sobie pierwszą pozycję w CV, ale już mam kilka wniosków na temat ludzkich zachowań i tego jak zaczyna się we mnie rodzić nienawiść do Ukrainy. Nie dość, że do przyjazdu do kraju potrzebują wizy, a więc potwierdzenia tego, że mają gdzie spać. Jako hostel mamy im to wysyłać, ale dopiero po tym jak wyślą nam przynajmniej połowę ceny za łóżko/pokój. O ile kontakt z każdą narodowością jest banalnie prosty - wrzucamy im szablon na daną sytuację (bo są to sytuacje które się pojawiają wiecznie) -hej, numer karty kredytowej jest błędny, prosimy o poprawę. -hej, przyjęliśmy rezerwację... o tyle z sąsiadami nie dość, że trzeba się "wspiąć" na niziny intelektualne by zrozumieć jak w XXI wieku można na -czy mógłbyś podać dane karty kredytowej; wysłać jedynie jej numer, który mogę sobie co najwyżej wydrukować i podetrzeć dupę; to jeszcze trzeba porzucić wszystkie nauki języka angielskiego po to, by wcielić się w 7-letnie dziecko które śpiewa piosenki z MTV przekształcając wyrazy tak jak je słyszy, aby zrozumieć o co im właściwie chodzi.
Dopiero uczę się tego jak ludzie z danych krajów reagują na różne sytuacje, czy są otwarci, czy nie... I o ile nie zwracam już nawet uwagi na Japończyka biegającego po hostelu w kimono (o ile istnieje męska wersja tego stroju) i wychodzącego na dwór w tym właśnie stroju (nadal nie wiem po co), czy wielkie grupy 'biznesmenów' którzy chcą od nas byśmy podali śniadanie godzinę wcześniej tylko dla nich (umówmy się, śniadania w hostelach są 'wliczone w cenę' czyli są to śniadania ratujące dupę kacującym imprezowiczom) albo czy możemy im spakować produkty, bo SKORO WLICZONE W CENĘ (a myślałem że to cecha typowo polska); tak u ludzi z Ukrainy zauważyłem tendencję do "powinniście się cieszyć że wydajemy nasze pieniądze w waszym kraju".
Godzina 1. w nocy, człowiek odrobił się z większością rzeczy i, oprócz wracających imprezowiczów, liczy na to, że nie będzie już żadnych poważnych spraw, więc może na chwilę przymknąć oczy. Wchodzą dwie Natasze. Z wyglądu i skwaszonej miny - Ruskie. Dopiero po paszportach poznałem, że to Ukraina. Czy mogą zapłacić w euro. Mówię, że raczej nie, może i mógłbym to przyjąć, ale kurs im się mega nie opłaca i powinny mieć złotówki, będzie nam wszystkim łatwiej. Pytają gdzie jest kantor. O tej porze w nocy trudno już coś znaleźć, ale wysyłam je na rynek krakowski z nadzieją, że znajdą coś czynnego. Wracają po 2 minutach (patrząc po prędkości ich poruszania pewnie zeszły schodami na dół i wróciły na górę) -nie ma nic. Czy mogą iść spać, jutro zapłacą. Nie, muszą zapłacić teraz, nie chcę stracić pracy. No to co one teraz zrobią. Telefon do menagera. Okej, wpuść je, bo jedna z nich płaciła połowę ceny, niech zapłacą jutro ale rano. Czy mogę prosić paszporty? I tu zaczyna się we mnie gotować, bo gwiazdy zaczynają między sobą gadać po ukraińsku wiedząc, że rozumiem część słów. Pretensja w głosie, przecież one zmęczone, ile jeszcze trzeba czekać, super kraj, bez sensu to wszystko. Sztuczny uśmiech numer 5 na twarzy, biorę od nich paszporty, prowadzę do pokoju. Biorę depozyt za kartę do pokoju, klucz do szafki. Tu też rzucanie pieniędzmi, ile my od nich oczekujemy.
3 minuty później: szafka nie działa. Idę do pokoju, otwieram, zamykam. -Przecież działa.
-Powiedziałam, nie działa!
-To proszę za mną, ja pokażę.
Jak księżniczka zauważyła że trzeba szafkę pociągnąć, bo nie otwiera się sama jak za magicznym dotykiem, to trochę jej się mina zmieniła, no bo jak to tak... Ona ma to jeszcze ciągnąć.
5 minut później widzę jak szura kapciami po hostelu. Nic nie słychać tylko ją. Nawet impreza za oknem jest cichsza niż jej zmęczone biedne stópki. Niestety w cenę łóżka nie jest wliczone noszenie na rękach i mycie plecków zmęczonej podróżniczki.

Kilka minut po tym jak wreszcie poszły spać do hostelu wchodzą 2 inne osoby, zajmuję się pierwszym kolesiem z Indii, gadka szmatka, minęło z 5-7 minut. Mówię, że pokażę pokój, po czym kobieta która stała za nim, jak się okazuje Polka z nadzieją w głosie pyta czy może mi zająć chwilę, bo ma wynajęty u nas pokój na innej ulicy i na dole taksówka czeka z dzieckiem śpiącym i jeśli to nie problem to ona by tylko check-in zrobiła i ucieka do dziecka. Koleś z Indii? -Pewnie, przyjdę za 5minut, znajdę sam pokój, zajmij się panią, nie przejmuj się mną.
Przechodził 5minut później obok recepcji, akurat coś jadłem, ale zbierałem się do rozmowy z nim. -Czy to zły czas? Mogę przyjść później żeby ci nie przeszkadzać.

I na dobranoc: jednemu z gości zginął laptop. Razem z nim dokumenty, papiery, generalnie wszystko co mu potrzebne do pracy. Przez to prawie cały dzień musiał spędzać w kafejce internetowej, bo szef czegoś od niego chciał. Spotkałem tego gościa następnego dnia i pytam co się dzieje, że słyszałem, że problemy. Spodziewałem się awantury i pretensji że kradną. Koleś ze spokojem w głosie: -no to trochę moja wina, bo zostawiłem go na łóżku. No trudno ,takie rzeczy się zdarzają.

Nie wiem czemu ale ten tydzień pracy dał mi taką wiarę w ludzkość i odkryłem, że tak niesamowicie źle oceniamy narodowości, tworzymy portrety, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Nagle się okazuje, że wszyscy Ci zimni, pełni nienawiści do Polaków, okropnie źle się zachowujący ludzie wcale nie istnieją. Oprócz Ukrainy, po której spodziewałem się raczej czegoś w rodzaju podzięki, albo takiego braterstwa. Zawsze mi się wydawało, że jeśli miałbym połączyć Polskę z jakimś innym krajem, najbardziej podobnym, to byłaby to Ukraina. A tu dupa.

I jeszcze jedna pociecha: rozmawiając z ludźmi z całego świata: Australii, Kanady, Niemiec, Francji - nigdy nie usłyszałem od nich "słyszeliśmy że Polacy to są tacy źli...". Zawsze słyszę "W sumie to u nas w kraju nigdy nie usłyszeliśmy złego słowa na temat Polski czy Polaków.". Więc nie wiem skąd te "polaki-cebulaki" i "polaki-pijaki" się wzięły.