Wpis z mikrobloga

Przedwczoraj, późnym popołudniem wracaliśmy z kumplem z delegacji. Nie jedliśmy nic od rana z braku czasu, więc flaki przyklejały nam się do żołądka. Zajechaliśmy do mekki kurczanej, czyli do KFC. Czując zapach smażonego kaczego kupra po wyjściu z auta, stanąłem na granicy fizycznej zapaści. Przyspieszyliśmy kroku, aż się prawie #!$%@?łem na krawężniku. Wbiliśmy do lokalu jak Harold i Kumar do White Castle.
- Dwa razy Grander Texas w zestawie i dwa razy Mega Pocket - Padło zamówienie.
Przepiękna chwila. Dwie minuty czekania na realizacje zamówienia stały się mistyczne niczym oczekiwanie na pierwszą komunię świętą. Jest! Taca zapełniona - idziemy do stolika, siadamy.
- Jestem królem życia. - Powiedziałem do wzruszonego towarzysza.
Trzymając Grandera w jednej ręce, a drugą otwierając go, poczułem, że czerpię z życia pełnymi garściami. Symfonia zapachów, targała moje wytrzebione zmysły. Zrobiło się prawie erotycznie, a przecież to tylko jedzenie. Napawałem się tym momentem, niczym słuchając wystąpienia Grzegorza Brauna. Kęs za kęsem, mlask za mlaskiem, życie jest piękne czasem. Wmłóciłem dwie kanapki, kończąc Pocketa prawie omdlewając z objedzenia. Jeszcze jeden gryz i by się ulało. Koniec.
- #!$%@?! Zostały frytki. Dobry Panie Betlejemski, nie wystawiaj mnie na tę próbę. - Myślę sobie.
Oczy kilku osób ze stolików obok patrzą na mnie. Chyba to powiedziałem. Zjeść? Wziąć? Nie wziąć - #!$%@?ć? Nigdy w życiu bym tego nie zrobił. Nie spojrzałbym rano w lustro. Do domu miałem jeszcze 300 km. Frytki wytrzymują dwa lata w słoiku, więc te kilka godzin nie będzie problemem. Owinąłem cały majdanek frytek w serwetkę celulozową i włożyłem do torby. Odjechaliśmy. To mój skarb. Po powrocie zostawiłem je na stole w kuchni. Na rano wchodząc do niej, prawie się popłakałem widząc te frytki na stole. Czekały na mnie równiutko poukładane w papierowym opakowaniu, jakby chciały mnie przywitać i podziękować, za szacunek dla nich. Zjadłem je z uśmiechem na twarzy.
Nie mogłem lepiej zacząć piątku:)
  • 1
  • Odpowiedz