Mam 28 lat, mieszkam w bloku na trzecim piętrze i pracuję na zmianę popołudniową. W pewną sobotę starszy ode mnie sąsiad, ok. 40 lat, mieszkający piętro pode mną, z którym zawsze utrzymywałem dobre stosunki (dzień dobry i te sprawy), nawarczał na mnie, że codziennie przeze mnie chodzi niewyspany i wnerwiony. Gdy kładę się spać późno w nocy, a on w tym czasie już dawno śpi, to niby zrzucam z nóg laczki na podłogę i podobno robi to taki huk, że stawia go na równe nogi...

Jako że staram się być kulturalny i utrzymywać dobre stosunki z sąsiadami (bo czasem pomogą, pożyczą szklankę cukru, odbiorą paczkę, jak mnie nie ma w domu, itp.), to grzecznie przeprosiłem i powiedziałem, że postaram się poprawić (zrobiłem to z lekkim uśmiechem na twarzy, bo myślałem, że to jakiś bait). Chodząc po domu noszę takie gumowe laczki, może nieco ciężkie i rzeczywiście spadając robią trochę hałasu, ale nie sądziłem, że przenosi się to na niższe piętra.
Od czasu tego wydarzenia postanowiłem się z tym pilnować, jednak w poniedziałek po powrocie z pracy, kładąc się do łóżka ok. godziny pierwszej w nocy, znowu odruchowo zrzuciłem jeden laczek. Jak huknął, to sobie przypomniałem o tej sytuacji, więc drugiego delikatnie położyłem na podłodze mając nadzieję, że nie obudziłem sfrustrowanego sąsiada.
Wziąłem swojego laptopa, przeglądnąłem forum ze śmiesznymi obrazkami, sprawdziłem skrzynkę mailową i zobaczyłem jakiś film, który polecił mi znajomy z pracy. Skończył się ok. godziny 3:30 nad ranem, po czym odłożyłem laptopa na szafkę nocną, napiłem się wody, zgasiłem światło i położyłem się spać.
Leżąc wtulony w poduszkę i powoli zasypiając, myślałem o następnym dniu, obowiązkach, które na mnie czekają, o ważnym spotkaniu z szefem w pracy...
  • 15
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

  • 96
Dzieci mojego sąsiada z góry upuszczają na podłogę szklaną kulkę. Robią tak codziennie od lat. Przypuszczam, że ta kulka jest przekazywana u nich w rodzinie z pokolenia na pokolenie.
  • Odpowiedz
W latach 2005-2008 mieszkaliśmy przez chwilę z rodzicami w Stanach, z tego rok (ostatni) w Nowym Jorku u mojej cioci. Ciocia miała 3-letnią córkę (moją kuzynkę) i tak się jakoś złożyło, że często się nią zajmowałem. Miała to być niby szkoła języka dla mnie (dzieciak oczywiście mówił po angielsku), tak naprawdę oczywiście znaleźli sobie darmową nianię.

Pewnego razu dostałem zadanie zabrania kuzynki do fryzjera. No to siedzę w poczekalni (salon nie jakiś
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach