Jako że zgromadziłem już niewielką kolekcję czterech plusików za poprzednie części, podzielę się kolejną częścią.
#kazmierzowski

Mieszkanie Kaźmierzowskiego odwiedzałem kiedyś bardzo często. Wielu z was pewnie zastanawia się jak to - już lecę z wyjaśnieniem. Otóż syn Kaźmierzowskiego, Przemek, był niegdyś moim największym przyjacielem. Od dziecka wspólnie ganialiśmy po podwórku, bawiliśmy się w udawane karabiny z patyków i zakładaliśmy wspólnie bazę na drzewie. Kiedyś nawet się Przemek z tego drzewa spie**** złamawszy sobie rękę. On miał taką fazę że jak coś mu się powiodło to natychmiast musiał dostać się na najwyższy punkt dostępny w promieniu kilku metrów i darł gębę – „NIE MA LEPSZEGO OD PRZEMKA KAŹMIERZOWSKIEGO”. Przemek był chudy, sporo wyższy od rówieśników i jak biegał to wymachiwał nogami i rękami na wszystkie strony. Ogólnie posturą przypominał Pinokia. Wtedy właśnie poniesiony ekscytacją po wykonaniu kranu z baniaka po mineralnej, aby wydać swój okrzyk, wskoczył na gałąź którą akurat starałem się odpiłować. Ależ mi się wtedy opie zebrał od całej czwórki rodziców. Później podczas rodzicielskiej inwestygacji na temat piły opie** zebrał się jeszcze staremu który ją zostawił w pokoju, uprzednio przynosząc z wymiany śmieci. Przyjaźń pewnie nadal by trwała gdyby nie to, że poróżnili nas ojcowie.
Było to latem 1995 roku. U nas w domu nigdy się nie przelewało, ale też niczego nie brakowało – ot średniopolskie życie. Ojciec natomiast zawsze miał tendencję do przyoszczędzenia na czymś oczywistym, a wydania w ten sposób odłożonych pieniędzy na coś niecodziennego. I tak na przykład, gdy reklamówki w sklepach były darmowe to używaliśmy ich jako worków na śmieci. Było to również strategiczne posunięcie bo nie dość że stary zaoszczędził, to jeszcze miał mniejsze, lepiej posegregowane porcje śmieci i pretekst do częstszego ich wynoszenia.
Nie było u mnie w domu wody mineralnej – zamiast tego stary gotował dużo wody w czajniku i rozlewał ją po butelkach. Szczytem zrealizowania zamierzonego celu oszczędności – nowej latarki – było wprawienie prześcieradła w ościeżnicę drzwi od kibla. Wiem że wszyscy czekają na mieszkanie Kaźmierzowskiego, ale ta sytuacja wymaga abstrahowania. Pewnego poranka obudziły mnie dźwięki coraz to mocniejszych uderzeń oraz imię mojego starego wypowiadane przez matkę w proporcjonalnie rosnąco nerwowy sposób; „Jurek.” JEB JEB. „Jureeek…” JEB.
  • Odpowiedz
Pierwszy fragment może nie zdobył wielkiej popularności, ale spróbujmy dalej.
W wolnych chwilach zacząłem pisać takie opowiadanko. Dajcie znać czy się podoba, to może będę wrzucał więcej, pod tagiem #kazmierzowski.

A teraz trochę o ich środowisku życia. Mieszkanie Jędrzeja mogę wyobrazić sobie jako jeden wielki pustostan (bo fantów nie zbiera) do którego wchodzi i zanika zatapiając się w swojej pospolitości. Sam nigdy tam nie byłem, za to stary bywa dość często. Nigdy natomiast nic nie wspomina tak jak to się opowiada po wizycie u kogoś że ten ma to a tamten ma tamto, np. jakiś nowy telewizor sobie kupił czy ciekawe lampy.
-Co tam Jurku u Jędrzejka słychać nowego? - zapytała raz matka spędzając wspólnie niedzielne popołudnie czyli oglądając telewizję.
-A cóż ma być no, na placu go
Mircy, w wolnych chwilach zacząłem pisać takie opowiadanko. Dajcie znać czy się podoba, to może będę wrzucał więcej, pod tagiem #kazmierzowski.

Jako że jest teraz trend sortowania śmieci i co rusz wprowadzane są nowe zasady, chciałbym opowiedzieć o mojej rodzinie. Czy w zachowaniu tego dziwacznego pokolenia naszych rodzicieli zauważyliście poj*** fenomen ogromnego respektu i zachwytu oraz jednoczesnego braku szacunku do rzeczy wyprodukowanych w ich latach młodości? Wyśmienitym przykładem na to jest mój ojciec.

Otóż człowiek ten, odkąd tylko pamiętam wyp
*** na śmietnik wszystko co tylko uznaje za niepotrzebne, stare lub po prostu jest dla niego niezrozumiałe. Nie myślcie sobie że dzięki temu mamy w domu porządek! Mój stary po mistrzowsku utrzymuje perfekcyjny bilans przedmiotów znajdujących się w mieszkaniu, gdyż praktycznie każda wyj* rzecz jest zastępowana czymś innym, ku pewnie zaskoczeniu wielu, przyniesionym ze śmietnika. Kultywuje to do tego stopnia że gdy kiedyś kupiłem sobie lampkę na biurko, darł mordę że niby gdzie to będzie stało i że trzeba coś wyj bo dom zagracam (ja). Stary niczym wytrawny logistyk nie pozwala sobie na puste przebiegi – on wynieść śmieci idzie z pełnym workiem i z pełnym workiem wraca. W jego filozofii, wynosząc śmieci masz również coś znaleźć. Zdaje się, że w tym wypadku nie powinniśmy w ogóle mówić o wynoszeniu tylko o ich wymienianiu.
Ma również swój harmonogram - jak go matka czasem poprosi o wyniesienie śmieci o nieodpowiedniej godzinie, to lecą przekleństwa że co on niby o tej porze tam znajdzie. Jak niedawno przyprowadziłem do domu rodziców mojej narzeczonej aby się zapoznali i bijący zegar wskazał godzinę 22 to stary nagle zaczął się ubierać. Na delikatną sugestię matki o zaniechaniu tej czynności, stary odpowiedział że musi teraz koniecznie iść bo „ZARAZ KAŹMIERZOWSKI BĘDZIE ZE ŚMIECIAMI SZEDŁ”. Na szczęście moi przyszli teściowie nie zgłębiali tematu, pomyśleli pewnie że Kaźmierzowski to jakiś jego kolega i musi się z nim spotkać a otóż nie! Albowiem stary o dziwo nie jest osamotniony w swoim hobby na tym osiedlu i jest jeszcze dwóch graczy. Pierwszy to Jędrzej, człowiek tak pospolity że nawet nie wiem co miałbym podkreślić opisując go. To jeden z tych ludzi którzy są podobni zupełnie do nikogo i jak to mój stary mówi, „POCZCIWY CHŁOPINA ALE FANTÓW