Pierwszy fragment może nie zdobył wielkiej popularności, ale spróbujmy dalej.
W wolnych chwilach zacząłem pisać takie opowiadanko. Dajcie znać czy się podoba, to może będę wrzucał więcej, pod tagiem #kazmierzowski.
A teraz trochę o ich środowisku życia. Mieszkanie Jędrzeja mogę wyobrazić sobie jako jeden wielki pustostan (bo fantów nie zbiera) do którego wchodzi i zanika zatapiając się w swojej pospolitości. Sam nigdy tam nie byłem, za to stary bywa dość często. Nigdy natomiast nic nie wspomina tak jak to się opowiada po wizycie u kogoś że ten ma to a tamten ma tamto, np. jakiś nowy telewizor sobie kupił czy ciekawe lampy.
-Co tam Jurku u Jędrzejka słychać nowego? - zapytała raz matka spędzając wspólnie niedzielne popołudnie czyli oglądając telewizję.
-A cóż ma być no, na placu go
W wolnych chwilach zacząłem pisać takie opowiadanko. Dajcie znać czy się podoba, to może będę wrzucał więcej, pod tagiem #kazmierzowski.
A teraz trochę o ich środowisku życia. Mieszkanie Jędrzeja mogę wyobrazić sobie jako jeden wielki pustostan (bo fantów nie zbiera) do którego wchodzi i zanika zatapiając się w swojej pospolitości. Sam nigdy tam nie byłem, za to stary bywa dość często. Nigdy natomiast nic nie wspomina tak jak to się opowiada po wizycie u kogoś że ten ma to a tamten ma tamto, np. jakiś nowy telewizor sobie kupił czy ciekawe lampy.
-Co tam Jurku u Jędrzejka słychać nowego? - zapytała raz matka spędzając wspólnie niedzielne popołudnie czyli oglądając telewizję.
-A cóż ma być no, na placu go
#kazmierzowski
Mieszkanie Kaźmierzowskiego odwiedzałem kiedyś bardzo często. Wielu z was pewnie zastanawia się jak to - już lecę z wyjaśnieniem. Otóż syn Kaźmierzowskiego, Przemek, był niegdyś moim największym przyjacielem. Od dziecka wspólnie ganialiśmy po podwórku, bawiliśmy się w udawane karabiny z patyków i zakładaliśmy wspólnie bazę na drzewie. Kiedyś nawet się Przemek z tego drzewa spie**** złamawszy sobie rękę. On miał taką fazę że jak coś mu się powiodło to natychmiast musiał dostać się na najwyższy punkt dostępny w promieniu kilku metrów i darł gębę – „NIE MA LEPSZEGO OD PRZEMKA KAŹMIERZOWSKIEGO”. Przemek był chudy, sporo wyższy od rówieśników i jak biegał to wymachiwał nogami i rękami na wszystkie strony. Ogólnie posturą przypominał Pinokia. Wtedy właśnie poniesiony ekscytacją po wykonaniu kranu z baniaka po mineralnej, aby wydać swój okrzyk, wskoczył na gałąź którą akurat starałem się odpiłować. Ależ mi się wtedy opie zebrał od całej czwórki rodziców. Później podczas rodzicielskiej inwestygacji na temat piły opie** zebrał się jeszcze staremu który ją zostawił w pokoju, uprzednio przynosząc z wymiany śmieci. Przyjaźń pewnie nadal by trwała gdyby nie to, że poróżnili nas ojcowie.
Było to latem 1995 roku. U nas w domu nigdy się nie przelewało, ale też niczego nie brakowało – ot średniopolskie życie. Ojciec natomiast zawsze miał tendencję do przyoszczędzenia na czymś oczywistym, a wydania w ten sposób odłożonych pieniędzy na coś niecodziennego. I tak na przykład, gdy reklamówki w sklepach były darmowe to używaliśmy ich jako worków na śmieci. Było to również strategiczne posunięcie bo nie dość że stary zaoszczędził, to jeszcze miał mniejsze, lepiej posegregowane porcje śmieci i pretekst do częstszego ich wynoszenia.
Nie było u mnie w domu wody mineralnej – zamiast tego stary gotował dużo wody w czajniku i rozlewał ją po butelkach. Szczytem zrealizowania zamierzonego celu oszczędności – nowej latarki – było wprawienie prześcieradła w ościeżnicę drzwi od kibla. Wiem że wszyscy czekają na mieszkanie Kaźmierzowskiego, ale ta sytuacja wymaga abstrahowania. Pewnego poranka obudziły mnie dźwięki coraz to mocniejszych uderzeń oraz imię mojego starego wypowiadane przez matkę w proporcjonalnie rosnąco nerwowy sposób; „Jurek.” JEB JEB. „Jureeek…” JEB.