W mojej kamienicy, w mieszkaniu naprzeciwko mnie mieszka taki jeden Marcin. Koleś po trzydziestce, jest dosyć w porządku. Nie ma żony, lecz wychowuje swojego przybranego syna Marcela, który jest cyganem. Jakiś rok temu przygarnął również do siebie bezdomnego, z którym niegdyś pracował. Stefan, bo tak mu było na imię wydawał się całkiem w porządku osobą. Złota rączka, potrafił naprawić wszystko. Naprawił mój telewizor, komputer i perkusję. Jednak wkrótce gdy poszedłem pożyczyć cukier od Marcina odkryłem jakim ten Stefan jest dziwnym człowiekiem.
Jego pasją jest... gówno. Dosłownie. Koleś jest totalnym maniakiem, fascynatem oraz fanatykiem fekaliów. Czyta książki na temat gówna, ogląda filmy na temat gówna, cały pokój ma obwieszony rysunkami, plakatami i innymi obrazkami z gównem...
Ostatnio zaczęły się jeszcze większe jaja związane z jego hobby. U nich w salonie wisiało kiedyś ogromne oprawione w ramkę zdjęcie rodzinne Marcina, a Stefan je ot tak najzwyczajniej zdjął i powiesił wielki obraz z namalowanym dużym, ludzkim klocem na trawie. Jak Marcin to zobaczył to się iście #!$%@?ł i #!$%@?ł Stefana przez 2 godziny. Słychać było to w całej kamienicy. Górecki z góry dzwonił na policję, że się tak drą (było to po 23). Gliniarze przyjechali, a panowie dostali upomnienie.
Jakiś tydzień później znów Stefan zaczął coś #!$%@?ć. Tym razem wnosił do mieszkania Marcina... prawdziwe fekalia. Jakiekolwiek gówno zdobył, przynosił do domu. Niezależnie od tego czy to gówno człowieka, psa, kota czy krokodyla... Sam widziałem raz z okna, jak taki jeden Kozłowski z dołu wyprowadzał psa. Pies jak to pies podczas spaceru zrobił kupę. Po chwili pan Stefan podszedł do tego gówna, podniósł gołymi rękoma, powąchał i z uśmiechem szedł w stronę drzwi wejściowych. Sąsiedzi się nawet zaczęli czepiać że w kamienicy ciągle #!$%@? gównem. I znów Marcin #!$%@?ł Stefana dwie godziny. Tym razem nie skończyło się to bagietami, iż było to w godzinach popołudniowych.
Z czasem Stefan zaczął #!$%@?ć jeszcze bardziej #!$%@? rzeczy. Jakieś 2 tygodnie temu, do naszego zadupia przyjechał cyrk. Jak cyrk przyjeżdża to prowadzą środkiem ulicy te słonie itp. Jeden słoń nawalił na jezdnie takiego wielkiego kloca, że było to widać z wszystkich okien w kamienicy... Stefan jak to zobaczył to #!$%@?ł Marcinowi auto i wjechał prosto w tą kupę. Gówno się rozbryzgało na jego piękny biały samochód. I teraz auto miało takie brązowe plamki.
Marcin się tak #!$%@?ł że #!$%@?ł Stefana z domu, jednak znów go przygarnął po 2 dniach.
  • Odpowiedz