Czemu był taki duży booom na #gownokierunki i została w Polsce napompowana taka duża bańka na rynku szkolnictwa wyższego? Ano, zrobiło to pokolenie rodziców, które uważało (i swoje potomstwo wszem i wobec przekonywało), że nie ma na ich wczesnym etapie życia nic ważniejszego od tego jednego słusznego papierka ukończenia studiów.

Nawet byle jakich, na zupełnie mało cię interesującym polu, po linii najmniejszego oporu,dla zasady ale jakoby w pracy wymaganych aby cię gdziekolwiek na sensownym (nawet nie-kierowniczym) stanowisku zatrudniono i na poważnie traktowano. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Od własnej babci-urzędniczki jeszcze bardziej zapatrzonej w rygoryzm i tytulaturę niż rodzice usłyszałem wręcz, że ten dyplom jest jak dowód osobisty-bez niego ani rusz, absolutna podstawa aby się w (nawet z kierunkiem nie związanej) karierze legitymować ¯\_(ツ)_/¯ bo inaczej to ci tylko wnusiu rozwożenie jedzenia zostaje i inne takie () i to ponoć w kraju, gdzie właśnie tylu młodych ludzi oszukano na lipnych prywatnych studiach nie dających kompetencji a i tak nie było dla nich sensownej pracy na miejscu
  • 20
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@wygolony_libek-97: Szkolnictwo wyższe w Polsce jest w katastrofalnym stanie. Uczelnie kompletnie nie radzą sobie w kontaktach z biznesem. Plany studiów powinny być na bieżąco uzgadniane z pracodawcami. To samo z pracami dyplomowymi. Jeśli jakaś uczelnia nie jest w stanie załatwić porządnych praktyk i nie współpracuje z sektorem prywatnym, to kierunek nie powinien istnieć.
Najlepsze uczelnie na świecie stale współpracują z lokalnym otoczeniem biznesowym. Pojawia się nowa technologia. Już jest w programie. Pracodawcy zyskują pracowników, a uczelnia podnosi poziom kształcenia. Wraz ze współpracą pracownicy dydaktyczni rozwijają projekty, za które ktoś rzeczywiście chce zapłacić(np. medyczne).
Oderwanie uczelni od sektora prywatnego prowadzi do tego, że dyplom nic nie znaczy. Nie ważne, czy ukończysz topową krajową uczelnię. To tylko świstek. Okazuje się, że to z czego korzysta się na studiach, nie jest używane od 2 dekad, a profesor mówi, że to nowość i wszyscy tego używają.
Wielokrotnie rozmawiałem na ten temat z starszymi ludźmi, którzy skończyli studia(w tym z profesorami i doktorami). Mam tu na myśli bardzo stare pokolenie(po 60). W czasach, gdy oni kończyli studia dyplom to było coś. Jeden inżynier wspomina, że po powrocie ze studiów całe osiedle mówiło do niego panie inżynierze.
Wtedy nielicznych było stać na studia i pewnie dlatego coś znaczyły. Teraz niemal każdy ma dyplom(jeśli tylko chce). Nawet topowe uczelnie nie dostarczają wiedzy wystarczającej do pracy w zawodzie. Nieliczne kierunki dają cokolwiek. Mam tu na myśli głownie te, które dają uprawnienia do wykonywania zawodu(np. medycyna). Część technicznych w minimalnym stopniu może naprowadzić na właściwą drogę do dalszego rozwoju. Tylko, że to nadal za mało. Nawet gloryfikowana na wykopie informatyka(najpopularniejszy obecnie kierunek), to tak naprawdę zwykła masówka.
Polskie uczelnie żyją w oderwaniu od realiów rynku. Nieliczne próbują coś z tym zrobić, ale zawsze są lata do tył. Teraz ktoś zaczynający studia w tamtym roku(wrzesień), miał 2 semestry zdalnie. Trzeci prawdopodobnie będzie taki sam. Już mało znaczący dyplom, będzie znaczył jeszcze mniej. Będziemy mieli grono zdalnych absolwentów. Sprzęt, którego mieli używać zobaczyli
  • Odpowiedz