Dobry wieczór Mirki!

Pamiętacie wyzwanie #30dnimodlitwy?

Postanowiłam je rozpocząć tydzień temu, choć tak naprawdę by do niego przystąpić, potrzebowałam czasu. Oczywiście próbowałam od razu, ale jednak okazało się, że nie da się tego zrobić bez chociaż wstępnego ogarnięcia swojej głowy, spraw i myśli. Dlatego dopiero dziś jestem po pierwszym jego dniu. Tak jak pisałam, będę opisywać każdy jego dzień - o ile czas pozwoli. Tych, którzy nie ogarniają o co chodzi, zapraszam do przeczytania historii z linku w tagu powyżej. [tl;dr - rozstanie z 'idealnym' mężczyzną po prawie 3 latach doprowadziło mnie do depresji, obsesji i braku wiary w siebie, było to 8 miesięcy temu, jednak do kilku dni wstecz ciągle mieliśmy kontakt, a oprócz niego w moim przypadku - złudną nadzieję, że twarz którą pokazał po rozstaniu nie jest jego prawdziwą twarzą]
@zwyklaniezwyczajna: Bardzo dobry wybór. Zazdroszczę Ci. Sam czuję taką potrzebę, nawet nie samej modlitwy, a uczestniczenia w nabożeństwie, w czymś więcej. Nawet nie wiesz jak dobrze czułem się gdy wyspowiadałem się po trzech latach, po trzech latach. Małymi krokami dojdziesz do czegoś wielkiego, powodzenia! :)
  • Odpowiedz
@Quavitor: chyba, że pierwszy raz czytasz biblie - to najlepiej zacznij od Nowego testamentu dziejów a potem listy...co do Starego testamentu można nieco poczytać dobrych nauczań i wykładów, a potem samemu....jeśli zaczniesz od Starego, to bardzo prawdopodobne, ze tylko się zrazisz i niewiele zrozumiesz, bo to nie jest do nas "ateistów" tylko dla żydów, znającyjh swą historię...np co do Starego testmentu to możesz w sieci znaleźć książke "Co rabinie wiedzą
  • Odpowiedz
Dobry wieczór Mirki. (z góry uprzedzam, to będzie ciężki wpis)

A może jednak nie będzie ciężki, bo nie będę wdawać się w szczegóły. W każdym razie... Przeżywam najgorszy czas w moim życiu. Trwa on już od ośmiu miesięcy. Moje życie totalnie straciło sens, kiedy się budzę, marzę o tym, żeby znów zasnąć i już nigdy nie budzić się w tym samym życiu... Wiem, że inni mają miliony razy gorzej, dlatego nie chcę bluźnić i zbyt (a najlepiej w ogóle) się nad sobą użalać, ale tutaj, przynajmniej mogę to, co zabija mnie od środka, z siebie wyrzucić.

Mężczyzna z którym byłam w związku trochę więcej niż dwa lata, obrócił moje życie z istnej bajki w koszmar. Był spełnieniem moich marzeń, ukojeniem dla duszy, najdojrzalszą i najkochańszą osobą, jaka pojawiła się w moim życiu. Był jak błogosławieństwo. Był ze mną dzień w dzień, nigdy nie zawiódł, a wręcz przeciwnie, doprowadzał do łez wzruszenia swoim męskim, mądrym zachowaniem. Był prawdziwym gentlemanem w każdym calu. Był w zdrowiu i chorobie, był po prostu zawsze, bez wyjątku. Było mi z nim prawie idealnie przez cały związek, który zakończył się moim wyjazdem do pracy na 3 miesiące, podczas którego pokłóciliśmy się ostro i tragicznie zesłabł nam kontakt wraz z ogromnym żalem po obu stronach, jednak cały czas z zapewnieniem uczucia w tle. Po moim powrocie nikt się do siebie nie odezwał - oboje liczyliśmy, że zrobi to druga strona. Wtedy zaczęła ujawniać się druga twarz tego człowieka. Nie chcę, żeby wpis miał kilometr, więc nie wiem czy jest sens opisywać co się działo i co ta osoba robiła i nadal robi. To właściwie nie jest istotne, ważny w kontekście wiadomości jest skutek.

Skutek
@zwyklaniezwyczajna: Przepraszam ale muszę dopytać bo jest to tak nielogicznie dla mnie napisane. Wyjechałaś na 3 miesiące stawiając pracę nad związek z gościem, który był dla ciebie najlepszy na świecie i po 3 miesiącach się okazało, że on już nie chce i to świadczy o tym, że cię "maksymalnie oszukał"?
  • Odpowiedz