coś za oknem jebło. Myślałem, że burza, ale ani śladu deszczu. Włączył się alarm i jakieś auto z piskaczem pognało, jak szalone. 10 minut ciszy i przyjechały bagiety, teraz stoją, robią dyskotekę i gadają pod oknem, pewnie z właścicielem okradzionego sklepu, albo innego wyrwanego bankomatu. Jakieś seby urządziły nocną jatkę, a ja na 7 do roboty

nie-jestem-robotem







