Naszło mnie dzisiaj takie, trochę smutne, przemyślenie.
Naoglądaliśmy się filmów science-fiction, żyjemy w przekonaniu, że kiedyś - może nie za naszego życia - ale kiedyś dojdzie do jakiegoś przełomowego odkrycia i bedziemy mogli odbywać podróże międzygwiezdne. Nie mówię tutaj o jądrowym silniku pulsacyjnym, czy innych tego typu wynalazkach, które prawdopowobnie kiedyś powstaną i pozwolą na podróże do najbliższej gwiazdy w w miarę rozsądnym czasie, tylko o na prawdę przełomowym odkryciu rodem z sci-fi
@rozdajozadarmo: Chinole teleportowali iles tam atomów wodoru na odległość 60km, i to kilkukrotnie za każdym razem bijąc rekordy odległości w teleportacji. Może nie tyle teleportowali co splątali kwantowo cokolwoek to znaczy. Może się da. Jak się nie da to rzeczywiście zrobiono nam niezły żart.
@deryt: na chwile obecną wychodzi na to że kula nigdy sie nie skurczy i kiedyś odległości między pojedynczymi atomami będą tak wielkie jak odległości między galaktykami teraz
@smyl: tak, ale to jest pierwszy etap ekapansji, gdy wiązania grawitacyjne osłabną galaktyki się rozproszą, potem układy słoneczne, i tak dalej, aż w końcu kiedyś rozerwie atomy.
@dragon240994: W sumie podobny, galaktyki w cholerę daleko, układy gwiezdne na swoich miejscach ale z zimnymi wygasłymi gwiazdami. Ciekawi mnie czy to nieuniknione czy da sie coś z tym zrobić.
@rozdajozadarmo: Może kiedyś sami dla siebie będziemy bogami. @dragon240994: Aż mi się przypomnialo "Ostatnie pytanie" Asimova.
Czytałem też coś takiego, zupełna abstrakcja no ale cóż: Za np 10 miliardów lat przenosić gwiazdy w przeszłość żeby zmniejszyć tempo ekspansji wszechświata do tego optymalnego poziomu zwiększając jego masę. Oczywiście to łamie prawo zachowania masy i energii... Poza tym i tak tylko wydłuży agonię o kilka miliardów lat