597 755 + 111 + 123 = 597 989
Podczas pierwszej traski przez Slowację wszystko szło pod górkę: słuchawki przerywały muzykę; zapomniałem kremu przeciwsłonecznego i się lekko spaliłem, pociąg przyjechał rano spóźniony 70 minut, przez co nie zdążyłem na przesiadkę i miałem ostatecznie o 1,5h mniej czasu, do Gliwic musiałem stać z rowerkiem, bo sprzedali więcej biletów na rower, niż było na nie slotów; w Kato jakiś nawalony patus miał próbę wzroku ze mną, ale odpuścił i do kogoś innego się przywalił; jedyny kibel w pociągu się zatkał u któregoś poprzednika, a ludzie "dolewali" do niego - poczułem się jak w technikum w kiblu; prawie zemdlałem z wysiłku jak wjeżdżałem pod górkę na rowerze (miałem już mroczki) (za szybko wjeżdzałem, a potem się uparłem, że dojadę do pewnego etapu. Dojechałem :) ), w kebabie czeski kebabarzysta dał cebulę zamiast nugetsów, a zamiast izotonika p--o zero; w Czeskim Cieszynie telefon spadł z rowerka, pokoziołkował i ostatecznie pleckami na trawie wylądował (ale grzecznie traskę zatrzymał hah); jak szukałem telefonu to prawie dwa razy się wywróciłem; na moście cieszyńskim prawie menel wpadł pod koła; przez wspomniane wcześniej spóźnienie nie zdążyłem do mojego celu dojechać i musiałem w Chałupkach do pociągu wchodzić, po czym od razu zasnąłem i nie zdążyłem kupić biletu na bilkomie i musiałem kupić dwa bilety, bo w tym pociągu co kupowałem jedynie do Raciborza mógł mi sprzedać, a dalej w kolejnym). Chyba by to było z tych patatajek. Ale wyjazd był ogólnie MEGA!!! Polecam, 10/10 :D
Drugi wyjazd to walka z upałami. Wielokrotne przerwy tylko i wyłącznie po to, żeby się ochłodzić.
Ps
Podczas pierwszej traski przez Slowację wszystko szło pod górkę: słuchawki przerywały muzykę; zapomniałem kremu przeciwsłonecznego i się lekko spaliłem, pociąg przyjechał rano spóźniony 70 minut, przez co nie zdążyłem na przesiadkę i miałem ostatecznie o 1,5h mniej czasu, do Gliwic musiałem stać z rowerkiem, bo sprzedali więcej biletów na rower, niż było na nie slotów; w Kato jakiś nawalony patus miał próbę wzroku ze mną, ale odpuścił i do kogoś innego się przywalił; jedyny kibel w pociągu się zatkał u któregoś poprzednika, a ludzie "dolewali" do niego - poczułem się jak w technikum w kiblu; prawie zemdlałem z wysiłku jak wjeżdżałem pod górkę na rowerze (miałem już mroczki) (za szybko wjeżdzałem, a potem się uparłem, że dojadę do pewnego etapu. Dojechałem :) ), w kebabie czeski kebabarzysta dał cebulę zamiast nugetsów, a zamiast izotonika p--o zero; w Czeskim Cieszynie telefon spadł z rowerka, pokoziołkował i ostatecznie pleckami na trawie wylądował (ale grzecznie traskę zatrzymał hah); jak szukałem telefonu to prawie dwa razy się wywróciłem; na moście cieszyńskim prawie menel wpadł pod koła; przez wspomniane wcześniej spóźnienie nie zdążyłem do mojego celu dojechać i musiałem w Chałupkach do pociągu wchodzić, po czym od razu zasnąłem i nie zdążyłem kupić biletu na bilkomie i musiałem kupić dwa bilety, bo w tym pociągu co kupowałem jedynie do Raciborza mógł mi sprzedać, a dalej w kolejnym). Chyba by to było z tych patatajek. Ale wyjazd był ogólnie MEGA!!! Polecam, 10/10 :D
Drugi wyjazd to walka z upałami. Wielokrotne przerwy tylko i wyłącznie po to, żeby się ochłodzić.
Ps
#opole