Od jakiegoś czasu jestem forever alone. Piszę z multi, bo nie chcę pisać takich smutów na swoim koncie.
Jestem sama od końca 2013 roku. Wcześniej miałam dwóch facetów i jednego, z którym ostatecznie do niczego nie doszło, ale chemia stała na wysokim poziomie ( ͡°͜ʖ͡°) Tak czy inaczej odkąd zaczęłam się w ogóle z kimkolwiek umawiać (a było to dość późno, III rok studiów), to zawsze ktoś tam o mnie zabiegał. Nie miałam problemu będąc sama (w końcu większość życia byłam, moja mama od rozwodu z ojcem - miałam 2 lata - też zawsze sama), ale przez te 2 lata zawsze ktoś był. Drugie rozstanie okazało się być bardzo bolesne, szczerze mówiąc nadal się nie wyleczyłam. Były różne etapy - najpierw zaczęłam dużo imprezować, co oczywiście przynosiło skutek odwrotny od zamierzonego. Później z-------m się robotą tak, że nie miałam kiedy spać. Obecnie zajmuję się domem (mam tu na myśli sprzątanie, remontowanie itd), rzadziej spotykam się ze znajomymi, nie mam ochoty na a-----l, jeśli wychodzę to albo do pracy, albo jeśli mam coś do załatwienia.
Patrzę czasami na niektórych ludzi, na wysyp zaręczynowy na FB (na który niegdyś nie zwracałam uwagi), obserwuję sobie moich sparowanych znajomych, którzy po powrocie do domu mają do kogo otworzyć buzię, wspólnie oglądają filmy czy jedzą i zastanawiam się jak to jest. Jak to jest mieć w kimś wsparcie, kogoś do pomocy, móc na kimś polegać, przytulić się, nazwać kogoś "swoim chłopakiem" czy być dla kimś ważnym? Czuję się jak jakiś uchodźca. Czuję jak gorzknieję. Co prawda nie daję po sobie poznać, że czegoś mi brakuje (na co dzień w sumie o tym nie myślę, bo obowiązki), ale tak sobie myślę, ile jeszcze niepowodzeń i przykrych wydarzeń (mówię tu oczywiście o sferze emocjonalnej, a nie prawdziwych problemach typu choroba w rodzinie) będę jeszcze musiała wziąć na klatę? Jak to jest, że niektórzy są szczęśliwi i tak sobie szczęśliwie żyją, nie znając w ogóle stanów samotności czy depresji? Oczywiście nie twierdzę, że każdy, kto jest teraz w związku kiedyś nie został zraniony, but still. Czuję, jakby wszystkim się układało (czy zaczęło układać), a u mnie nieustannie po staremu. Moja c-------ć
Jestem sama od końca 2013 roku. Wcześniej miałam dwóch facetów i jednego, z którym ostatecznie do niczego nie doszło, ale chemia stała na wysokim poziomie ( ͡° ͜ʖ ͡°) Tak czy inaczej odkąd zaczęłam się w ogóle z kimkolwiek umawiać (a było to dość późno, III rok studiów), to zawsze ktoś tam o mnie zabiegał. Nie miałam problemu będąc sama (w końcu większość życia byłam, moja mama od rozwodu z ojcem - miałam 2 lata - też zawsze sama), ale przez te 2 lata zawsze ktoś był. Drugie rozstanie okazało się być bardzo bolesne, szczerze mówiąc nadal się nie wyleczyłam. Były różne etapy - najpierw zaczęłam dużo imprezować, co oczywiście przynosiło skutek odwrotny od zamierzonego. Później z-------m się robotą tak, że nie miałam kiedy spać. Obecnie zajmuję się domem (mam tu na myśli sprzątanie, remontowanie itd), rzadziej spotykam się ze znajomymi, nie mam ochoty na a-----l, jeśli wychodzę to albo do pracy, albo jeśli mam coś do załatwienia.
Patrzę czasami na niektórych ludzi, na wysyp zaręczynowy na FB (na który niegdyś nie zwracałam uwagi), obserwuję sobie moich sparowanych znajomych, którzy po powrocie do domu mają do kogo otworzyć buzię, wspólnie oglądają filmy czy jedzą i zastanawiam się jak to jest. Jak to jest mieć w kimś wsparcie, kogoś do pomocy, móc na kimś polegać, przytulić się, nazwać kogoś "swoim chłopakiem" czy być dla kimś ważnym? Czuję się jak jakiś uchodźca. Czuję jak gorzknieję. Co prawda nie daję po sobie poznać, że czegoś mi brakuje (na co dzień w sumie o tym nie myślę, bo obowiązki), ale tak sobie myślę, ile jeszcze niepowodzeń i przykrych wydarzeń (mówię tu oczywiście o sferze emocjonalnej, a nie prawdziwych problemach typu choroba w rodzinie) będę jeszcze musiała wziąć na klatę? Jak to jest, że niektórzy są szczęśliwi i tak sobie szczęśliwie żyją, nie znając w ogóle stanów samotności czy depresji? Oczywiście nie twierdzę, że każdy, kto jest teraz w związku kiedyś nie został zraniony, but still. Czuję, jakby wszystkim się układało (czy zaczęło układać), a u mnie nieustannie po staremu. Moja c-------ć