Dla wszystkich nieświadomych o co chodzi ze Snickersami: otóż według najstarszych tradycji kościelnych Snickers to zapłata od księdza dla ministrantów za ulżenie księdzu w bólu związanym z celibatem.
Więcej chwilowo nie będzie, gdyż jest tu jakiś pieprzony limit znaków. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłem tym długim wpisem. Jak jeszcze mi się coś przypomni to będę dodawał w komentarzach. Pozdrawiam.
@Murinio: E tam, ja nie widzę powodu, żeby czegokolwiek się czepiać. Ot, takie tam luźne historyjki, jak ktoś się będzie względem tego napinać to chyba zwyczajnie brak mu wyczucia.
Wpierw osoba tworzy opis, opisuje pewne zdarzenia, oczywiście warto byłoby, gdyby również napisała, jaki jest jej związek z daną sytuacją, czyli jeśli pracowała, to jako kto, ile lat, co robiła.
Potem pytania zadaje się bardzo fajnie, a nie, że takie sztuczne nabijanie komentarzy, bo przecież należy zadać pytanie, "hej, a co tam robiłeś?", by wiedzieć o czym pisać. Wykop jak najbardziej.
@Unbreakable91: No i zaśpiewanie mixu też zaświadczam :) Nie tyle miny mieszkańców mnie przyprawiają o uśmiech, co nasza reakcja, gdy wyszliśmy z domu ^^
Chodzimy sobie z kolegą dzień przed kolędą po mieszkaniach (tzw zapowiedzi). Bez księdza, bez komży. Pytamy tylko czy następnego dnia będą chętni nas wpuścić i jednocześnie informujemy niedoinformowanych, że to właśnie jutro. Dzwonimy do jednego z mieszkań i dialog wyglądał mniej więcej tak:
@mmaraxx: Raz się zdarzyło? Jak msza w niedzielę była na rano, a w sobotę do nocy się gdzieś tam człowiek szlajał, to na kazaniu mało który nie spał. Trzeba było usiąść w dobrym miejscu, najlepiej za filarem i oprzeć się tak, żeby wszystkim się wydawało, że tylko na chwilę przymknąłeś oczy. Parę razy widziałem też jak jeden ksiądz odczytywał list zamiast kazania, a drugi kimał w tym czasie.
@undeniable: Zawsze po mszy razem z księdzem wychodziliśmy od ołtarza do drzwi wyjściowych. Zawsze po tym wszyscy ministranci się scigali który pierwszy do zakrystii i jak najszybciej do domu. Ludzie sie zawsze na nas dziwnie patrzyli. Nie jeden się potknął i własną komże.
Później 10 minut przed końcem mszy niektórzy wychodzili że niby do toalety a tak naprawde czekali pod zakrystią żeby potem być pierwsi.
2.Koło ołtarza były ławki dla ministrantów takie podłużne stały bokiem, zawsze rozpoczynając msze rozpędzaliśmy sie i ślizgaliśmy sie dupami na tych ławkach. Ten na końcu zawsze
Komentarze (294)
najlepsze
Przychodzi blondynka do spowiedzi i mówi:
-kłamałam, nie modliłam się i robiłam mężowi
Wpierw osoba tworzy opis, opisuje pewne zdarzenia, oczywiście warto byłoby, gdyby również napisała, jaki jest jej związek z daną sytuacją, czyli jeśli pracowała, to jako kto, ile lat, co robiła.
Potem pytania zadaje się bardzo fajnie, a nie, że takie sztuczne nabijanie komentarzy, bo przecież należy zadać pytanie, "hej, a co tam robiłeś?", by wiedzieć o czym pisać. Wykop jak najbardziej.
Chociaż w brzuchu rzeczywiście mi burczało na cały kościół xD
Chodzimy sobie z kolegą dzień przed kolędą po mieszkaniach (tzw zapowiedzi). Bez księdza, bez komży. Pytamy tylko czy następnego dnia będą chętni nas wpuścić i jednocześnie informujemy niedoinformowanych, że to właśnie jutro. Dzwonimy do jednego z mieszkań i dialog wyglądał mniej więcej tak:
[przez zamknięte drzwi]
-
Wstęp ten sam, metoda ta sama (szpilki na ambonie). Księżulek wygłasza kazanie:
- Wszystkie dzieci w naszej parafii (jeb w ambonę) ...to robota ministrantów...
Miejsce: Katedra w dużym mieście
Czas: Bardzo podniosła Msza z okazji jakiegoś tam
Później 10 minut przed końcem mszy niektórzy wychodzili że niby do toalety a tak naprawde czekali pod zakrystią żeby potem być pierwsi.
2.Koło ołtarza były ławki dla ministrantów takie podłużne stały bokiem, zawsze rozpoczynając msze rozpędzaliśmy sie i ślizgaliśmy sie dupami na tych ławkach. Ten na końcu zawsze