Mireczki kochane, wracam ostatnio do pisania, które jest moją życiową pasją. Wrzucam próbkę mojego pióra, mam nadzieję że się spodoba. Tekst dotyczy parady alternatywnego techno, która odbędzie się najbliższej soboty w Berlinie.
Fuckparade w Berlinie to świetna okazja żeby zapoznać się z alternatywnym ruchem techno, nie takim cukierkowym jak na festiwalach typu Tommorowland, czy np. Creamfields. Na ośmiu ruchomych platformach zaprezentują się wykonawcy gatunków takich jak hardcore, gabba, breakcore, speedcore, frenchcore, acid, czyli oględnie mówiąc jeszcze mocniejszych dźwięków i bitów. Taka impreza to prawdziwa gratka, która możliwa jest chyba między innymi z powodu berlińskiego prawodawstwa, zezwalającego na organizację właściwie każdej manifestacji politycznej. I tak właściwie parada się odbędzie, jako protest między innymi przeciwko komercjalizacji techno, wykupie gruntów oraz budynków i zamykaniu klubów. Berlin to szczególne miejsce na światowej mapie techno, o czym świadczy na pewno zagęszczenie klubów, ale też np. plany wpisania berlińskiej właśnie sceny techno na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO.
Ale techno to nie tylko Berlin i są kraje oraz miejsca, gdzie z alternatywnymi ruchami jest bardziej pod górkę. Kto i co kryje się w podziemnym świecie, niewidocznym na co dzień to właściwie temat na książkę.
To między innymi ludzie, którzy potrafią jechać z własnym sprzętem wartości wielu tysięcy euro na drugi koniec Europy, budować przez dwa dni ściankę z nagłośnieniem, wyprawić imprezę bez pobierania jakichkolwiek opłat, tańczyć przez weekend, żeby za kilka dni zmaterializować się zupełnie w innym miejscu. Na tych imprezach często nie ma sceny z podwyższeniem, na której doskonale widać wykonawców. Zamiast tego siedzą oni w ukrytym kantorku. Bywa, że pojawiają się bardzo znane nazwiska i występują incognito.
Od początku lat 90-tych trwa regularna, zinstytucjonalizowana wojna władz z ruchem free tekno. Właśnie zmiana nazwy z techno na tekno stała się jednym z pierwszych symboli odróżniających underground od mainstreamu. Zaczęło się w Wielkiej Brytanii, gdzie na podstawie specjalnych ustaw organizatorów karano wielotysięcznymi karami, stosowano blokady policyjne zawracające imprezowiczów z drogi kilka kilometrów przed miejscem przeznaczenia, wreszcie wytaczano kosztowne i długotrwałe procesy sądowe.
Oficjalnym tłumaczeniem władz było, że ich działania podyktowane są troską o antyspołeczne zachowanie i zażywanie przez uczestników nielegalnych substancji. Tak, na imprezach obecne są n-------i i to w dużych ilościach, ale każdy kto miał styczność z clubbingiem, czy w ogóle imprezowaniem w jakimkolwiek większym mieście, skwituje taką argumentację śmiechem. Kto bywał na imprezach w miejscu takim jak Berlin, najprawdopodobniej mógłby uznać całą tą sytuację za zmyśloną. Ale niestety tak nie jest.
Czy drakońskie prawo w jakikolwiek przystopowało ruch free tekno? Nie, scena zeszła głębiej do podziemia i przez te wszystkie lata trwała zabawa w ciuciubabkę z władzami. Nie ma tygodnia, żeby gdzieś nie odbywał się rave, niekiedy taki, na którym jest kilkadziesiąt tysięcy uczestników. W odpowiedzi na represje zaczęto głębiej ukrywać się na prywatnych terenach, szczególną troskę przywiązując do trzymania w sekrecie lokalizacji imprezy. Bywa, że do wiadomości publicznej podaje się, że rave obędzie się około 100 kilometrów od Sheffield i na dwie godziny przed oficjalnym startem imprezy pocztą pantoflową rozsyłana jest dokładna lokalizacja. Wszystko po to, żeby nie ułatwiać działań władzom.
Niemal na przeciwległym brzegu pod tym względem leży Republika Czeska, która i w mainstreamie pozytywnie odróżnia się od innych krajów liberalnym podejściem i tam też w dzisiejszych czasach odbywa się sporo imprez undergroundowych.
Regulacje prawne wprowadzone przy okazji pandemii dały dodatkowy oręż władzom do ręki i represje się wzmogły. Policja rozbijała imprezy, aresztując organizatorów i konfiskując sprzęt, w skrajnych przypadkach posuwając się do jego niszczenia na miejscu. We Francji w 2021 roku na jeden z rave'ów wpadł wyspecjalizowany oddział policji uzbrojony w siekiery i w wyniku walki jaka się wywiązała jeden z uczestników stracił rękę.
Kim są ludzie związani z techno undergroundem, oficjalnie sprzeciwiający się gentryfikacji miast, komercjalizacji życia i na przykład w Berlinie budowie autostrady A100? Na pewno nie romantycznymi rycerzami rodem z bajek. Śmiało można powiedzieć, że na pewno silniej niż inni są przywiązani do swojej wolności i chcą żyć według swoich reguł, a nie utartych schematów narzucanych przez władze i społeczeństwo. Czy potrafią robić imprezy? Zdecydowanie tak. Czy trzeciego września uda się impreza w Berlinie? Jeśli nie zepsują jej smutni panowie z wąsem - zdecydowanie tak.
fot. Adrian Briggs/ www.flickr.com/photos/my-effig...
Komentarze (3)
najlepsze