Co gdyby akcja "Poranku kojota" rozgrywała się w świecie wiedźmina:
Geralt: Opowiadałem ci o romansie Yennefer?
Jakier: Nie…
Geralt: Aaa, to było jakieś kilkadziesiąt lat temu, kręcił się przy niej taki przylizany frajerzyna. Miłośnik magicznych obelisków czy coś. Gołodupiec w każdym razie.
Jakier: To żadna konkurencja dla ciebie, Geralt.
Geralt: No, niezupełnie. Yennefer zawsze miała skłonności romantyczne. Oszalała na punkcie tego człowieka. Zabrała go na wakacje do jakiegoś nilfgardzkiego księstwa, nazwy nie pamiętam. Z resztą tam ciągle powstają jakieś nowe księstwa. I wyobraź sobie, już pierwszego dnia pobytu, spotkała ich niemiła przygoda. W zamku ktoś włamał się do ich komnaty i ukradł im wszystkie rzeczy oprócz szczoteczek do zębów i magicznego megaskopu do utrwalania obrazów.
Jaskier: Megaskopu nie zabrali?!
Geralt: No nie zabrali… Ale zakochana para nie widziała w tym nic dziwnego. Yennefer miała worki orenów, więc kupili nowe ubrania. Miło spędzali czas, jeździli oglądać magiczne kryształy, zwiedzali lasy elfów o zachodzie słońca, patrzyli na siebie zakochanym wzrokiem. Postanowili, że po powrocie do Aretuzy zamieszkają razem. Yennefer mnie zostawi i będzie z nim. Powrócili opaleni, szczęśliwi i jeszcze bardziej zakochani. Dopiero po jakimś czasie Yennefer przypomniała sobie, że nie odtworzyła tych magicznych obrazów z tej bajkowej wycieczki. Okazało się, że jest tam kilka widoków, które nie oni robili, tylko trzej miejscowi Nilfgardczycy, którzy włamali się do nich pierwszego dnia. Na tych obrazach ci Nilfgardczycy wsadzali sobie ich szczoteczki do zębów w dupę. A oni potem, przez cały miesiąc, tymi szczoteczkami myli zęby. Niestety, ich miłość nie przetrwała tej próby. Yennefer nadal kochała tego człowieka, ale nie mogła się przemóc żeby go pocałować. Cały czas miała przed oczami tych trzech Nilfgardczyków – z jego szczoteczką do zębów w dupie.
Jaskier: Co za przypadek!
Geralt: A kto powiedział, że to był przypadek?
Calante: Z własnego doświadczenia wiem, że nie ma nic gorszego jak banda indywidualistów. Dlatego wyjaśnię wam zasady, które musicie przestrzegać w tym zamku. Po pierwsze – primo – przyszliście tutaj walczyć z Nilfgardem, a nie na fajkę, pogaduchy i strojenie głupich min. Po drugie – primo – w tych skrzyniach są skeligijskie miecze warte 30 tysięcy orenów. A w tym zamku miecze wydaję osobiście tylko ja! Po trzecie – primo ultimo – nikt nie otwiera tego lochu.
Żołnierz: Dlaczego?
Calante: Bo tam jest zamknięty wiedźmin.
Żołnierz: A kto to jest wiedźmin?
Calante: Nie twoja sprawa… biedźmin.
Jaskier: Niektórzy parę lat czekają żeby móc robić u Calante… Nie słyszę… Powiedziałeś dziękuję? To jest to słowo, które tam mamroczesz pod nosem?
Geralt: Jutro muszę być w Kear Morhen, nie chcę się spóźnić.
Jaskier: Czy ubijanie utopców pod Kear Morhen to jest szczyt twoich ambicji? Obiecałem Yennefer, że przypilnuję żebyś wyszedł na ludzi. I dotrzymam słowa!
Geralt: Kiedy ja lubię tę robotę. Vesemir powiedział, że załatwi mi oryginalny medalion dla wiedźminów.
Jakier: Oryginalny medalion? To rewelacja! Widzę że znasz bardzo wpływowych ludzi! A może załatwi ci jeszcze używaną podkowę dla Płotki? Albo eliksir o zapachu kokosowym na kikimory?!