TL;DR Kierownik sklepu odmawia przyjęcia zwrotu bez paragonu, mimo, że na infolinii zapewniano, że ze zwrotem nie będzie problemu, a gdy jednak zmienia zdanie, przedłuża i utrudnia cały proces.
Jakiś czas temu kupiłam w sklepie internetowym House kilka rzeczy. Jedna z nich okazała się zupełnie nietrafiona rozmiarem, postanowiłam ją więc wymienić w sklepie stacjonarnym. Przy wymianie paragon gdzieś się zapodział – może mi go nie oddali, może go zgubiłam, może porwało go ufo. Nie wiem, nie sądziłam, że może mi być jeszcze do czegokolwiek potrzebny. Okazało się, że wymieniona rzeczy wciąż nie leży tak jak powinna i ostatecznie zdecydowałam się na zwrot. Lekko zmartwiona brakiem paragonu weszłam na stronę internetową, żeby zapoznać się z ich polityką zwrotów. Wyczytałam tam to:
„Najłatwiej zwrócić produkt w dowolnym sklepie House w Polsce.
Przygotuj tylko produkt do zwrotu oraz informacje, które pozwolą nam potwierdzić dokonanie zakupów – np. paragon, fakturę lub potwierdzenie zamówienia”.
Z powyższego tekstu jasno wynikało dla mnie, że paragon nie jest mi potrzebny do dokonania zwrotu. Dla pewności postanowiłam zapytać o to na oficjalnym facebooku sklepu. Facebook nie wiedział, odesłali mnie do biura obsługi klienta. Biuro obsługi klienta niestety w ogóle nie odpisało mi na wiadomość.
Mimo braku wyraźnego potwierdzenia uznałam, że nie zaszkodzi spróbować dokonać zwrotu na podstawie:
- pobranego ze strony potwierdzenia złożenia zamówienia
- potwierdzenia dokonania płatności
W sklepie ekspedientka najpierw dziwnie na mnie spojrzała, po czym zawołała kierownika. Kierownik uznał, że on bez paragonu zwrotu nie przyjmie, albo chociaż bez numeru owego paragonu. Zrezygnowana już chciałam się poddać, jednak coś mnie tknęło, żeby zadzwonić na infolinie i zapytać jak to rzeczywiście wygląda skoro strona mówi jedno, a kierownik sklepu drugie. Wyjątkowo sympatyczny pan z infolinii powiedział, że jak najbardziej, do zwrotu wystarczy potwierdzenia złożenia zamówienia i w razie gdyby pracownicy sklepu mieli wątpliwości, sami powinni dzwonić na infolinię.
Wracam więc do sklepu. Opowiadam wciąż zdziwionej ekspedientce czego się dowiedziałam. Wciąż mi nie wierzy, musi być kierownik, a wyszedł. Proszę więc by dowiedzieli się jak wygląda ta kwestia, a ja wrócę za jakiś czas. Wróciłam po ponad dwóch godzinach. Ledwo weszłam do sklepu, a kierownik już biegł w moją stronę i mówi mi, że rzeczywiście, potwierdzenie złożenia zamówienia wystarczy, ale on mimo wszystko potrzebuje… numeru paragonu. Witki mi opadają, jednak dowiaduje się, że on już czeka na ten numer i zaraz sprawę załatwimy. Super, myślę sobie, w końcu jakiś postęp.
Po 20 minutach zwątpiłam. Połaziłam bez celu kolejne 20 minut. Po 40 minutach czekania nie dałam rady. Pytam się po jaką cholerę ja z nimi mam czekać. Ja chce dokonać zwrotu i w nosie mam, co oni z nim zrobią później. Wątpię, by mój obrażony ryj był komukolwiek potrzebny do wypełniania papierków, niech sobie to uzupełniają później. I tłumaczę – kulturalnie – facetowi, że ja nie mam całego dnia na czekanie. Co usłyszałam?
- że on już prosił na infolinii i ma czekać
- że on nie zadzwoni drugi raz, bo on już wcześniej musiał 10 minut czekać na połączenie!
- że skąd ja w ogóle wytrzasnęłam pomysł, że mi coś wolno bez paragonu
Raz jeszcze tłumaczę, że regulamin sklepu podsunął mi ten pomysł, że pracownik biura obsługi klienta podsunął mi ten pomysł, a najprawdopodobniej i prawo naszego kraju ochoczo się ze mną zgodzi w tej kwestii.
Jak do słupa. „To niech pani zostawi numer telefonu, ja zadzwonię jak będę już wiedział, ale to nie dziś, bo my zamykamy za godzinę i ja muszę czekać, a to może potrwać”.
Nie dałam rady – raz jeszcze. Poprosiłam kierownika by się przedstawił, oddał mi papiery i rzeczy, z którymi przyszłam i powiedziałam, że w takim razie załatwię to z kimś bardziej kompetentnym. Rzeczy oddał, odmówił jednak podania swojego nazwiska.
Spędziłam w sklepie prawie godzinę – nie załatwiłam nic, chociaż miałam to załatwić od ręki. Kierownik przez cały ten czas nie wykazał nawet krzty inicjatywy i chęci szybkiego załatwienia sprawy. Przeciwnie – zachowywał się tak, jakby chciał się mnie pozbyć.
I ja teraz nie wiem co dalej. Zgłupiałam. Niby mi wolno, ale jednak nie wolno. Polityka zwrotów mówi jedno, kierownik salonu drugie. Co dalej? Odpuścić, robić inbę, zjeść ciastko i zapomnieć? Można w ogóle cokolwiek zdziałać?
Bo tu już nawet nie chodzi o jakąś kieckę, ale takie ogłupianie, podawanie sprzecznych informacji, i przepychanie klienta z jednego działu w drugi, jest po prostu niewłaściwe.
Komentarze (4)
najlepsze
Bez paragonu nie przyjmą zwrotu towaru w księgowości firmy.
Wtedy to kierownik będzie w plecy tą kwotę którą ty dostałaś.