Witajcie Mirki,
Nie wiem, co miałbym zrobić żeby jak największa liczba osób przeczytała ten wpis - kieruje go głównie do najmłodszych użytkowników wykopu, którzy jeszcze nie mają pomysłu na siebie jak i do osób trochę starszych, którzy zaczynają swoją przygodę z rodziną oraz wychowywaniem dzieciaków. Nie będzie tutaj #
gorzkiezale tylko coś w rodzaju #
oswiadczenie.
Ale zaczynając od początku....
Mam 28 lat - mogłoby się wydawać niedużo, mogłoby się wydawać, że jeszcze tak wiele można osiągnąć... Ale czy na pewno?
Nigdy na życie nie narzekałem i nie zamierzam (póki co), bo co prawda nie byłem przez nie rozpieszczany ale też nigdy nie doświadczyła mnie większa tragedia, jak nagła i przedwczesna śmierć bliskiej osoby, ciężka choroba (moja) lub trudna sytuacja finansowa. Obiektywnie rzecz biorąc powinienem być szczęśliwy - mam kochającą narzeczoną, ukończone studia i dobrą (jak na polskie warunki pracę). Ale...
Urodziłem się w małej wsi na zachodzie Polski (lubuskie) i od najmłodszych lat fascynował mnie sport. Najbardziej piłka nożna, której od wieku około 4-5 lat całkowicie się oddałem. Każdą wolną chwilę spędzałem na boisku - z kolegami lub sam, nie miało to dla mnie znaczenia. Potrafiłem przez 4-5 godzin dziennie podbijać piłkę, wykonywać książkowe ćwiczenia (wtedy niestety nie było YT) i ćwiczyć kondycję. Moim jedynym marzeniem było stanąć na boisku i grać ramie w ramie z najlepszymi piłkarzami.
Codzienne godziny treningów zaowocowały i zostałem już w szkole podstawowej zauważony przez trenera małego klubu piłkarskiego z okolicy (seniorska a-klasa). Zacząłem treningi w zespole trampkarzy i od wieku 8 lat grałem w oficjalnych amatorskich rozgrywkach. Oczywiście cały czas intensywnie nad sobą pracowałem, głównie pod względem techniki i kondycji. Cała ta praca "zaowocowała" również w innym aspekcie mojego życia... Totalnie opuściłem się w nauce. Z racji tego, że moi rodzice kładli bardzo wysoki nacisk na tą kwestię, ograniczyli mi dostęp do zajęcia które najbardziej kochałem, czyli... piłki nożnej.
Jako że nie mieliśmy w rodzinie kłopotów finansowych (można powiedzieć, że mieliśmy nawet dobrą sytuację), kiedy byłem jeszcze uczniem podstawówki, ojciec obiecał mi, że zapisze mnie po podstawówce do gimnazjum sportowego a następnie, do szkółki piłkarskiej. Większość osób które mnie znały, a także co nieco wiedziały o piłce, wróżyła mi sukces, ponieważ ciężko pracowałem oraz byłem na poziomie chłopaków starszych o kilka lat, zarówno pod względem fizycznym jak i technicznym. Jednak przez problemy w nauce (ledwo zaliczyłem szóstą klasę - nigdy nie powtarzałem roku, w żadnej szkole) ojciec postawił mi nowe warunki - idę do zwykłego gminnego gimnazjum, a jeżeli zaliczę końcową klasę w gimnazjum ze średnią minimum 4, wtedy po gimnazjum opłaci mi szkółkę piłkarską... Dodatkowo grałem w lokalnym zespole młodzików, gdzie trener również dostrzegł moje umiejętności (wstępnie pomagał w wyborze gimnazjum i szkółki piłkarskiej).
Decyzja i moja zgoda (jak śmiesznie by to nie brzmiało) na pójście do gminnego gimnazjum, była chyba pierwszą, poważną złą decyzją w moim życiu. Wtedy nie był to dla mnie problem - wiedziałem, że jestem młody a w gimnazjum przez pracę nad sobą, poprawie swoje umiejętności.
Wszystko układało się dla mnie pozytywnie. Pierwsza klasa gimnazjum zaliczona ze średnią 4,2 a pierwsze testy i rozmowy w szkółce piłkarskiej zakończone pozytywnie. Wtedy (przerwa pomiędzy pierwszą a drugą klasą gimnazjum) urodził się mój drugi brat. Mama po porodzie wróciła do domu, wszyscy byli szczęśliwi. Po dwóch tygodniach od porodu mojej mamy, wracam z treningu do domu, w podjeździe pełno gapiów (jak to wioska, tym bardziej że było to ponad 15 lat temu). Od sąsiada słyszę - coś złego stało się z Twoim braciszkiem... Z domu wyszła (jeszcze wtedy żyjąca babcia), rozgoniła ludzi i mocno mnie przytuliła mówiąc że wszystko będzie dobrze...
Po dwóch tygodniach pobytu w szpitalu, mama usłyszała diagnozę miesięcznego brata: porażenie mózgowe przez niedotlenienie podczas porodu. Wtedy nikt nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji, każdy myślał że brat będzie normalnie się rozwijał. Najbliższe dni, tygodnie, miesiące i lata pokazały jak bardzo mylne było to przekonanie. Brat sparaliżowany od szyi, nie mówi, nie można się z nim porozumieć.... Stała walka o jego normalność stała się obsesją moich rodziców. Nie mam o to absolutnie żadnych pretensji, ponieważ sam martwiłem się o brata. Jednak mama i ojciec byli tak zaabsorbowani pracą i bratem, że moje sprawy zostały odłożone na dalszy plan. Równolegle z tą sytuacją dostałem ofertę gry w Lechii Zielona Góra (wtedy była to wojewódzka liga juniorów) - jednak przez wzgląd na sytuację z bratem oraz perspektywę gry w dobrej szkółce propozycję odrzuciłem.
Była to druga poważna, zła decyzja w moim życiu
Gdy kończyłem drugą klasę gimnazjum trochę odłożyłem na bok treningi oraz zmieniłem swoje podejście - zacząłem zastanawiać się co będzie gdy nie uda mi się wybić w piłce, co jeśli wyjadę i mama zostanie sama bez pomocy z bratem, co będę robił kiedy dorosnę?
Zacząłem więcej się uczyć, mniej grać i trenować. Tak przeleciał drugi rok gimnazjum i byłem już w trzeciej, ostatniej klasie. Ominąłem wakacyjne testy w szkółce, ominąłem wakacyjny obóz piłkarski w Poznaniu, pomagając mamie i szukając alternatywy dla szkólki piłkarskiej. Wtedy wydawało mi się, że z moimi umiejętnościami nawet, jeżeli nie pójdę do szkółki może uda mi się wybić?
Zmiana mojego nastawienia była trzecią złą decyzją
Gimnazjum skończyłem ze średnią 4,75. Przez sytuację z bratem, ojciec całkowicie zapomniał o planach na mój sportowy rozwój, ja natomiast w tak młodym wieku nie byłem w stanie ogarnąć wszystkiego co było potrzebne, aby pójść do wymarzonej szkółki. Samo moje podejście się zmieniło....
Koniec końców poszedłem do szkoły średniej, położonej najbliżej mojej miejscowości tak aby być jak najbliżej mamy i domu, w którym nastroje od urodzin brata były jeszcze grobowe. Pogodziłem się z decyzją o grze w lokalnym zespole w nadziei że jeszcze uda mi się wybić - w miedzyczasie zespół juniorski w ZG się rozpadł i został tylko słaby zespół z miejscowej, zielonogórskiej szkółki piłkarskiej.
W szkole średniej wpadłem w towarzystwo gdzie paliło się papierosy i nie stroniło od alkoholu - z punktu widzenia psychologii pewnie była to chęć odreagowania sytuacji z bratem, która przekładała się na każdy aspekt naszego życia rodzinnego.
Rezygnacja z moich celów i odłożenie moich marzeń o grze było największym błędem w moim życiu
Przez towarzystwo, wpływ płci pięknej oraz moją cholerną naturę realisty, bardziej przyłożyłem się do nauki. Czas w szkole średniej zleciał mi bardzo szybko. W międzyczasie zaprzestałem intensywnych treningów a mój zespół się rozpadł (mieszkałem w małej miejscowości 1500 osób). Mój cały plan na zostanie piłkarzem coraz bardziej się rozmywał. Kondycyjnie i technicznie mocno się opuściłem. Gdy kończyłem szkołę średnią, wiedziałem już, że nie będę wielkim piłkarzem. Ale wtedy nie ubolewałem nad tym. Zacząłem studia, dorywczą pracę i poznałem wspaniałą kobietę z którą jestem do dzisiaj.
W tej chwili pracuje w zawodzie który lubię już cztery lata. Tak jak wspomniałem zarabiam w miarę dobrze, nie martwię się o zdrowie, które póki co dopisuje.... ale teraz muszę przejść do najsmutniejszej części.
Po studiach przestałem oglądać i interesować się piłką, starałem się wypchnąć ją z mojej głowy. Jednak od jakiegoś czasu powraca do mnie ta sama myśl, która przeraża mnie jeszcze bardziej niż widmo starości, choroby czy śmierci.... Wydaje mi się, że zmarnowałem swój talent i swoje życie...
Piłka była czymś co kochałem, czymś co sprawiało mi przyjemność na samą myśl o tym. Miałem wielkie plany i uparcie do nich dążyłem a przez kilka, wydawać by się mogło łatwych decyzji zamknąłem sobie drogę do realizacji marzeń.
Oczywiście nie mam pewności, czy udałoby mi się wybić, ale były ku temu wyraźne przesłanki. Tym bardziej, że byłem uparty i dążyłem do celu.
Pamiętajcie, dużo łatwiej jest się pogodzić ze złymi decyzjami które się podjęło lub ich konsekwencjami niż odżałować sobie niepodjętej decyzji lub rezygnacji z jej podjęcia
Wiem, że pewnie niewiele osób przeczyta ten tekst. Jednak chciałbym, żeby był on w pewien sposób inspiracją dla ludzi którzy go przeczytają.
Nie warto rezygnować z marzeń, należy do nich dążyć za wszelką cenę. Jeżeli jesteście rodzicami i widzicie że wasze dzieci się czymś pasjonują, wspierajcie je w tym z całych sił - nie chodzi o chore, niespełnione ambicje i pchanie pociech na siłę w coś, czego nie lubią. Jednak należy bacznie obserwować dzieciaczki i przy każdej okazji je wspierać w ich dążeniach do celu.
Może uchroni je to od sytuacji i położenia w którym znajduje się obecnie, gdzie niby wszystko w moim życiu gra a tak naprawdę jest w nim sama cisza i pustka. Nawet nie wiecie jak przerażający jest fakt, że pomimo predyspozycji, talentu i zapału, rezygnuje się ze swoich celów. Jak bardzo boli kiedy wiecie, że mogliście się spełnić całkowicie a nie spróbowaliście. Czasami przez naprawdę (z perspektywy czasu) pozornie łatwe decyzje.
Pamiętajcie, życie jest tylko jedno a czas biegnie tak cholernie szybko...
Komentarze (273)
najlepsze
Ja lubię rysować od małego, ale wtedy każdy twierdził, że coś innego, że z tego się nie da utrzymać.. więc porzucałem, po co rysować te dziecinne rysunki... co jakiś czas próbowałem znowu, szybko się zniechęcając. A teraz już mając inną pracę z chęcią rysuje i się tego będę uczył.. może kiedyś będę ładnie..
Potwornie szybki i skoordynowany i pomimo szczupłosci masa krzepy, jak kopal pilke jakos tak z doskoku to powalała bramkarza. Gral sobie w miejscowym klubie, okręgówka czy costam
@lucky_luck_ To nie były złe decyzje. Wykazałeś się dojrzałością i przedłożyłeś pomoc (czy też nie obciążanie swoją osobą) rodzinie, ponad swoje chciejstwo. Jeśli teraz tego żałujesz, to nic złego. Człowiek zawsze czegoś żałuje. Zastanów się jednak, jak byś żałował, gdybyś dzisiaj był dobrym piłkarzem, ale miałbyś spartolone relacje z rodziną. Poza tym, nie każdy dobry piłkarz zostaje gwiazdą na poziomie Lewandowskiego czy innych
Edukacja jest bardziej zaprojektowana w kierunku dziewczyn (dlatego przewaznie chlopcy maja gorsze oceny). Edukacja jest istotna, ale nie warto dla niej poswiecic swojej pasji.
Warto pamietac, ukonczenie szkoly, studiow nic nie gwarantuje, natomiast rozwijanie swojej pasji gwarantuje przynajmniej satysfakcje!