Z cyklu gorzkie żale;)
Od rana nosi mnie ze złości na wspomnienie sytuacji, jaka spotkała mnie wczoraj w restauracji No 7 na Rynku Głównym w Krakowie (
//restaurant.number7.pl/). Przyznaję, że jestem na siebie wściekła za brak reakcji i załatwienia sprawy do końca. Dlatego nie mogę tego tak pozostawić. Liczę, że chociaż wykop stanie na wysokości zadania:) ..."niech ktoś";)
Otóż wybrałyśmy się z koleżankami do wspomnianej restauracji na obiad z akcji
//krakow.restaurantweek.pl/.
Akcja polegała na tym, że biorące w niej udział restauracje (zakładam, że zgłosiły się z własnej woli), zaproponowały po jednym zestawie obiadowym - składającym się z przystawki/zupy, dania głównego i deseru - za kwotę 39 zł.
Niektóre restauracje zaproponowały dodatkowo danie rybne/wegetariańskie do wyboru.
Jedna z naszych koleżanek jest można powiedzieć "wybredna", tzn. jada tylko kurczaka i ryby (żadnych innych mięs).
Wybrana przez nas restauracja zaproponowała tylko danie mięsne (z polędwiczkami), jednak już na etapie dokonywania rezerwacji możliwy był wybór opcji "zestaw wegetariański". Był to główny powód, dla którego zdecydowałyśmy się na tą restaurację - nawet koleżanka nie jedząca mięsa mogła być bowiem usatysfakcjonowana.
Po podejściu kelnerki od razu zaznaczyłyśmy, że dla naszego stolika miał być 1 zestaw wegetariański. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy pani kelnerka powiedziała, że nie ma takiej możliwości, ponieważ menagerka nie pozwoliła na wprowadzanie żadnych zmian w menu. Odpowiedziałyśmy, że ok, rozumiemy, ale my nie chcemy wprowadzać zmian w menu, tylko poprosić o zestaw, który zamówiłyśmy już wcześniej, tzn.dokonując rezerwacji i to spośród jednej ze wskazanych przez nich opcji. Za chwilę podeszła do nas pani menagerka...
No powiem wam tak - jest człowiek "światowy";), bywa w restauracjach, telewizję ogląda, wykop czytuje...;)
Naprawdę byłam przekonana, że pani menager przeprosi nas za zaistniałą sytuację i zaproponuje koleżance przygotowane dla niej na szybko jakieś danie wegetariańskie - nawet głupią sałatkę... Jest to tak oczywiste, że nawet nie przyszło mi do głowy, że może stać się inaczej. Pani menagerka zwróciła się natomiast do koleżanki słowami - "to proszę do komputera". Kiedy koleżanka wróciła poinformowała nas, że pokazała pani menager, iż rzeczywiście jest opcja wyboru zestawu wegetariańskiego. Ta jednak stwierdziła, że w takim razie jest to wina organizatora i ona się do odpowiedzialności nie poczuwa (pierwsze wtf).
Koleżanka dostała oczywiście normalne danie mięsne.
I powiem wam, że całe szczęście, że jest tylko wybredna, bo mogła być np. wegetarianką. Z tego co wiem, wegetarianie nie zjedzą czegoś, co w ogóle dotykało mięsa na talerzu (ok, można się czepiać tych zwyczajów czy przekonań, ale takie mają - mają prawo). Posiłek za który zapłaciła mogłaby więc sobie wyrzucić do śmieci, bo były to placki ziemniaczane przekładane mięsem. Na szczęście po prostu powyciągała mięso.
Ale to jeszcze nie koniec;)
Do picia wzięłyśmy 1 kieliszek wina, wyciskany sok z pomarańczy i cytuję "tą najmniejszą mineralną".
Do wyboru była jakaś mineralna 0,25 za 5zł i cisowianka 0,33 za 9zł. Dostałyśmy jednak cisowiankę (4zł różnicy, ale jednak). Bez cytryny - jak lód się rozpuścił, wyglądało jak kranówka w szklance. Ale ok, nie czepiam się.
I teraz dochodzimy do rachunku. Wysokość trochę nas zaskoczyła. Otóż okazało się, że ta woda 0,33 kosztowała...18zł. Przyglądając się z niedowierzaniem rachunkowi zauważyłam, że 18zł za wodę dotyczyło wody o pojemności 0,7 (okazało się, że taka pojemność też jest i rzeczywiście kosztuje 18zł). Mówię ok - pomyłka, zdarza się. Zwróciłam więc tylko pani kelnerce uwagę, że jak sama widzi stoi przede mną buteleczka 0,33, więc chyba jest jakaś pomyłka w rachunku. Uważałam sprawę za załatwioną, byłam przekonana że pani kelnerka za chwilę przyniesie nam resztę, zaczęłyśmy się więc zbierać. W którymś momencie przeszła (bez słowa) obok nas pani kelnerka, rzucając! nam na stół 5zł (...).
No naprawdę uważam, że przeproszenie za pomyłkę w rachunku jest normalnym zachowaniem w takich sytuacjach. Z grzeczności, bo wypada - nikt by się przecież nie czepiał, zdarza się. Co więcej, jestem tylko kobietą, ale wydaje mi się, że 18 - 9 to jest 9, a nie 5...
Jako że już w zasadzie byłyśmy "wyjściowe", to zakończyło się na tym.
I powiem wam, że naprawdę nie mogę sobie wybaczyć, że zostawiłam to tak, jak zostawiłam.
Nie chodzi już o te 9 czy 5 należnych złotych (z których powiedzmy sobie szczerze zostałyśmy w efekcie w bezczelny sposób okradzione), ale o podejście do klienta.
Ja wiem że restaurantweek, ja wiem że to coś jak groupon. Ale jednak sami zgłosili się do udziału, zaakceptowali jego reguły. Czy w imię zachowania dobrego imienia - standardów! (to nie była budka z kebabem), nie warto było zrobić koleżance tej sałatki? Nawet jakby była niezamawiana? A była - co pani menager na własne oczy zobaczyła.
Czy w ogóle można akceptować jawne okradanie klientów? Bo jak mówiłam, 18 - 9 to jednak 9, nie 5.
Naprawdę jestem na siebie wściekła, bo tak się po prostu nie robi. I obiecałam sobie, że następnym razem na pewno zareaguje. Jak nie będziemy reagować, nic się w tym kraju nie zmieni.
Komentarze (317)
najlepsze
Zmienić się może tylko, jeśli zmieni się system polityczny - jeżeli będzie klimat do powstawania nowych lokali to i o klienta będą dbać. Dziś podatki są tak wysokie, sanepidy, zgody, pozwolenia, że restauracje nie muszą dbać o klienta - jeśli mają dobrą lokalizację klient zawsze przyjdzie.
Fajnie, zwłaszcza ostatnie zdanie! Sama nie zareagowałaś, jednak oczekujesz, że ktoś to za ciebie zrobi. I jakie wygodne, by nie rzec: wygodnickie.
Trzeba sie trzymac od tego jak najdalej, wtedy tez restauratorzy moze zrozumieja, ze najlepsza promocja restauracji, to taka szeptana, kiedy zadowoleni klienci polecaja sprawdzone restauracje znajomym.
Korzystałem z tej promocji w W-wie i byłem bardzo zadowolony i na pewno pójdę jeszcze raz.