Na wstępie wyjaśnię, dlaczego zamieszczam tu ten opis. Po pierwsze liczę, że być może jest na sali prawnik, który zaopiniuje sens dalszego działania na drodze cywilnej, po drugie nie jestem obojętny na pewne sprawy i po prostu chciałbym wystawić laurkę policji.
Jakiś czas temu zostałem wezwany do interwencji serwisowej przez jedną z firm, która wynajmuje biuro w budynku pewnej uczelni. Do parkingu wiodła wąska, jednokierunkowa droga oznaczona jako teren prywatny (otwarty). Przy jej końcu za zakrętem, a przed parkingiem okazało się, że jest zablokowana przez ludzi którzy wycinali drzewa. Na początku brak było oznaczeń o blokadzie. Byłem zmuszony wycofać, ale zauważyłem, że na drogę wjeżdżają już kolejne auta i robi się zator. Z prawej był mały plac (z wysepką), który umożliwiał dojechanie niemal do wylotu drogi, więc postanowiłem z niego skorzystać. Cofnąłem się o jakieś 3 metry od blokady, tak że minąłem pionowy słupek stojący przy drodze, skręcam kierownicą w prawo i nagle auto blokuje się na jakieś przeszkodzie. Z chłodnicy bije para.
Drugi słupek, mocno skrzywiony w lewo, w stronę jezdni, nie widoczny z kabiny samochodu.
Zrobiłem to co zrobił by chyba każdy Wykopowicz, zacząłem szukać informacji w Internecie. Na kilku portalach przeczytałem, że w takiej sytuacji należy wezwać straż miejską lub policję w celu sporządzenia protokołu, bo bez niego trudno będzie dochodzić ewentualnego odszkodowania od zarządcy terenu. Dzwonię na straż miejską, ale odmawiają przyjazdu, twierdząc, że takimi sprawami zajmuje się tylko policja. Dzwonię na policję, przyjeżdżają. Pierwsze słowa: powinien pan dostać mandat. Za co? – się pytam jak głupi. – Bo powinien był pan widzieć ten słupek.
W tym miejscu już wiedziałem, że chcę aby już sobie pojechali, bo szkoda czasu. Być może i oni mieli poczcie straty czasu? Ale nie, okazało się oni mają baaardzo dużo czasu. Zaczynam wysłuchiwać teorii niemal filozoficznych, że pewnie jechałem z ogromną prędkością, że pewnie sam ten słupek skrzywiłem (w kierunku najazdu!), a w ogóle to jest teren prywatny i oni tu nic nie mogą. A w ogóle to nie mam co się starać o odszkodowanie, bo to nie ma sensu, że zapłacę majątek, a i tak nie wygram itd. Ja zrezygnowany, że może warto zgłosić ten słupek zarządcy, bo znowu ktoś najedzie… - Ja nie będę ZA PANA nikomu niczego zgłaszał.
Od mandatu w końcu odstąpili (łaskawcy). Protokołu nie spisali. Napisałem tylko do dyrekcji uczelni, zamieściłem zdjęcia słupka, ale zignorowali mój list. W aucie trzeba wymienić chłodnicę i zderzak. Słupek do dziś ma się dobrze.
Komentarze (8)
najlepsze
Wjechałeś na teren prywatny - jeśli droga jest prywatna a nie publiczna to policji nic do tego.
Chęć wlepienia mandatu - w teorii mogli - to zdarzenie to kolizja zgodnie z czym w zależności od niebezpieczeństwa do bodajże 600 zł mandat.
Nie zauważyłeś słupka twoja wina.
To nie jest sytuacja że wpadłeś w dziurę na publicznej drodze i uszkodziłeś samochód
Na drodze publicznej przyjeżdżają spisują protokół i odjeżdżają.
Kwestia drogi prywatnej - znak widziałeś, a jesteś pewien że miałeś prawo tam przebywać?
Drogi publiczne muszą być utrzymywane w stanie zapewniającym bezpieczny przejazd
Droga prywatna - to prywatna sprawa właściciela w jakim stanie się ona znajduje, nikt nie nakazuje mu ją utrzymywać w stanie umożliwiającym przejazd.