Super ciekawy tekst z GW.
Fragment tego tekstu poniżej:
Przez rewolucję? To już nie lata 70. Teraz mamy czasy, że czym uboższa rodzina, tym chętniej chłonie papkę z telewizji czy brukowców i nie w głowie im protestować.
- Dlatego ja nie wiem, jaką to przyjmie formę, ale do przesilenia dojdzie. Wszystkie rewolucje, również ta nasza z 1980 r., miały przyczyny ekonomiczne. Ludzie reagują, gdy jest już naprawdę źle. Gdy sięgają do kieszeni i wyjmują pusty portfel. Rewolucje zaczynają kobiety. Gdy zauważą, że nie ma pieniędzy na jedzenie dla dzieci, to wykopią swoich mężczyzn sprzed telewizorów prosto na ulice. Tak było zawsze.
- Ależ widzę. Jednym z największych dramatów PRL był brak ciągłości majątkowej w rodzinie. Każde pokolenie musiało się dorabiać od zera. Teraz dzieci mogą już na coś liczyć, na jakieś mieszkanie po rodzicach choćby, bo na oszczędności to już rzadko. Ale wkurza mnie ta presja, że mamy siedzieć cicho, bo za komuny było gorzej. To jest gadka mojego pokolenia, pierwszej "Solidarności", okrągłego stołu. Być może przyjdzie nam czekać na zmiany aż naturalnie odejdzie pokolenie ludzi zniewolonych przez komunę. Bo przecież przez tę ćwierć wieku jakiś postęp cywilizacyjny i tak by się dokonał. Tymczasem nie dokonał się w taki sposób, jak marzyłem. Nie zapominajmy, że te wszystkie mieszkania, samochody, są na wieloletnie kredyty. Nasze życie sprowadza się do spłaty rat. No i są ogromne obszary biedy. Ludzie w starych butach przy kasie szukają drobnych. Robią zakupy w najtańszych sklepach, kupują najgorsze jedzenie. Kto tego nie widzi, jest ślepy. A politycy tego zupełnie nie widzą.
Nawet rewolucja ma przywódców. Na kogo pan liczy, nowa partia, związki zawodowe?
- Na żadne partie nie liczę, one potrafią tylko manipulować ludźmi. Związki już szybciej, ale one są strasznie słabe. Daleko im do siły związków z Francji, Włoch czy Niemiec. U nas związki zostały zohydzone, odmawia się im praw. Powstało przekonanie, że milionowy związek nie może być polityczny. Ale 10-tysięczna partia już może. Przecież to chore.
To przez AWS.
- AWS był zlepkiem przygotowanym przez polityków, którzy odwołali się do naiwnej i fałszywej tęsknoty ludzi za jednością. To był projekt polityczny, w który, mam nadzieję, związki już nigdy nie dadzą się wciągnąć. Piotr Duda, którego uważam za najlepszego przywódcę "Solidarności" po 1989 r., proponuje dziś ludziom coś zupełnie innego. On mówi, że politykom nie można ufać. Wszyscy, bez wyjątków, przed wyborami obiecują cuda, a po zdobyciu władzy rozkładają ręce, że nie da rady, bo się budżet nie spina. To dlaczego obiecywali, przecież to jest zwykłe oszustwo i kpina. Jednocześnie Duda deklaruje, że będzie współpracował z każdym, kto zgodzi się realizować postulaty pracownicze. To oczywiście budzi wściekłość polityków. Jeden z senatorów, Libicki, przygotował nawet projekt ustawy antyzwiązkowej, to już skrajna paranoja. Ale dobrze, nie ma się czym przejmować, w końcu "Solidarność" funkcjonuje jak prawdziwy związek zawodowy.
Co pan robi na co dzień?
- W Wielopolu byłem w radzie osiedla. Odkąd wróciłem do Gdyni, działam w Fundacji Pomorska Inicjatywa Historyczna. Robimy drobne, ale ważne rzeczy. Wydałem kilka książek o Wolnych Związkach Zawodowych, strajku w Gdyni, o Solidarności Walczącej w Trójmieście. Teraz razem z miastem będziemy przyznawać honorowe odznaczenia dla ludzi, którzy w Sierpniu strajkowali w Gdyni. Bo to byli odważni ludzie, teraz zapomniani, a warto ich choćby symbolicznie uhonorować. Wydaliśmy też, drugi już, gdyński album z tamtych lat. Mnóstwo zdjęć. Taka pamiątka dziadka dla wnuka, żeby się dowiedział, że dziadek nie siedział całe życie w kapciach, ale też robił ważne rzeczy dla Polski.
Nie kusi pana, żeby zająć się ogólnopolską polityką?
- Nie. Zbyt cenię sobie wolność, żeby zostać urzędnikiem partyjnym.
Na kogo zagłosuje pan w najbliższych wyborach?
- Mówi się, że głosowanie to obywatelski obowiązek, tymczasem coraz więcej znajomych mówi mi, że na najbliższe wybory nie pójdą. I ja ich doskonale rozumiem, bo też nie mam ochoty głosować na żadną z obecnych partii. Tak więc żadnej partii panu nie wymienię i do głosowania na żadną z nich nie mam prawa ludzi namawiać.
Andrzej Kołodziej
Rocznik 1959, robotnik wyrzucony ze Stoczni Gdańskiej za działalność w ROPCiO [Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela], Wolnych Związkach Zawodowych Wybrzeża, drukowanie "Robotnika Wybrzeża". 14 sierpnia 1980 r. przyjęty do pracy w Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni, tego samego dnia zorganizował w niej strajk. Sygnatariusz Porozumień Sierpniowych, wiceprzewodniczący Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. W 1981 r. zrezygnował z funkcji wiceprzewodniczącego NSZZ "Solidarność", oskarżając Lecha Wałęsę o agenturalność. W stanie wojennym, za przerzut niezależnych wydawnictw do Czechosłowacji, skazany na rok i 9 miesięcy więzienia. W latach 80. działacz Solidarności Walczącej. Ponownie aresztowany w 1988 r. i zmuszony do wyjazdu na Zachód. Wrócił w 1992 r. do rodzinnego Wielopola, od 1999 r. mieszka w Gdyni.
Cały tekst:
//trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35612,14449146,Bohater_Sierpnia_1980___Tusk_i_Kaczynski__Znam_ich.html?as=2#ixzz2cSQAe4F9
Komentarze (1)
najlepsze