Kto rządzi Turcją? Odpowiedź na to pytanie robi się coraz bardziej skomplikowana. Niby wydaje się, że wiemy - z pozornie umiarkowanych liberałów zaczęli wychodzić islamiści, co nie spodobało się dość silnie zwesternizowanym Turkom. Stąd uliczne protesty, wiele tysięcy demonstrantów, cenzura internetu i potężny aparat represji skierowany przeciwko wichrzycielom. Czy jednak w politycznie poprawnych realiach można nazwać rządzących w Ankarze radykalnych muzułmanów po imieniu? Okazuje się, że nie - przynajmniej, jeśli należy się do koncernu Agora. Dlatego serwis internetowy radia TOK FM na wszelki wypadek cytuje jednego z kibicowskich liderów, który określa walkę z premierem Erdoganem jako walkę z "faszyzmem". To spora przysługa dla mediów, które mogą tureckiego przywódcę określić mianem "faszysty", a przecież tacy w Europie nigdy nie są dobrze widziani. Tym sposobem można dochować wierności zasadzie, że muzułmanów nie należy negatywnie określać. Zatem Turcją rządzą jednak znani nam doskonale "faszyści".
Takie postawienie sprawy otwiera nowe pole do opisywania rzeczywistości. Być może tego nieszczęśnika z Woolwich wcale nie zaciukali islamscy ekstremiści, tylko normalni "faszyści"? Jedynie dla niepoznaki umazani ciemną farbą.
Przy okazji środowisko "Gazety Wyborczej" odkryło nowy gatunek kibica, o którym można pisać z uznaniem - kibica "antyfaszysty".
//www.tokfm.pl/Tokfm/1,102433,14065210,Niespokojna_noc_w_Turcji__Niespodziewany_sojusz_kibicow.html
Komentarze (1)
najlepsze
Moim zdaniem takie nazywanie każdej szkodliwej ideologii "faszyzmem" to zwykłe zakłamywanie rzeczywistości. Jeśli ktoś protestuje przeciwko islamizacji kraju, to zdecydowanie chodzi o religię a nie o "faszyzm".