Teraz mnie to bawi, ale jak sobie pomyślę, że nigdy w życiu nie jeździłem na snowboardzie i nie wiem jak mi pójdzie to to trochę mi żal... Kto wie, może za rok będą do zobaczenia moje poczynania z nauki jazdy ; )
Mój brat był kiedyś twardszy. Za którymś razem udało mu się przejechać spory odcinek, ale w połowie orczyka się wypieprzył - resztę przejechał na brzuchu. Wystarczyło później zignorować śnieg w spodniach. ;-)
Pan od podawania jakby mu powiedział w jednym zdaniu, że na orczyku się nie siada jak na kanapie, tylko się go trzyma i pozwala się mu ciągnąć, to miałby spokój, a chłopak by się nauczył. Ale po co, lepiej się denerwować i ręce rozkładać :)
Dużo takich przypadków widziałem, ale zawsze po jednej-dwóch uwagach "podawacza" każdy wjeżdżał bez problemu.
@odislaw: Akurat pracuje na wyciagach i powiem, że wszędzie k$@@ują, ale po cichu, bo to też jednak są klienci:) Snowboardziści mocno niszczą trasę wyjazdową, a ci nieogarnięci często blokują kolejkę. Ale tak jak mówię, to też klienci:) Zwykle prosimy ich by przyszli wieczorem jak nie ma kolejek i niech sobie ćwiczą ile chcą. A jak się nauczą to kupią karnet i interes się kręci.
@leinad77: Najweselsza rzecz jaka pamiętam (dla mnie, nie dla delikwenta) to wciąganie liny po jej spadnięciu. Podpuszczaliśmy pracownika który stał na drabinie, że nie dotknie językiem podpory na sporym mrozie. Dotknął, a potem długo stał na drabinie zanim oderwał, tyle, ze już nie cały.
Inna sytuacja o której pisałem już w innym komentarzu: Lubimy czasem kiedy nie ma ludzi na wyciągu (by nie dawać złego przykładu) przejechać sie na wisielca. Chwytasz
Komentarze (184)
najlepsze
Dużo takich przypadków widziałem, ale zawsze po jednej-dwóch uwagach "podawacza" każdy wjeżdżał bez problemu.
Inna sytuacja o której pisałem już w innym komentarzu: Lubimy czasem kiedy nie ma ludzi na wyciągu (by nie dawać złego przykładu) przejechać sie na wisielca. Chwytasz