Wpis z mikrobloga

Dwa dni temu śniło mi się, że pracuję w Pionie Kreatywnym Tefałenu. #tvn Realistycznie, siedzimy na zebraniu projektowym, jest burza mózgów. Chodzi o to, że potrzebny jest nowy wyciskacz łez, ckliwa historia, która napędzi oglądalność, coś, czego jeszcze nie było. Chodzimy wokół stołu, rzucamy pomysłami, aż tu nagle - doznajemy oświecenia. Pada pomysł czarno białego ujęcia: tuż po awarii elektrowni w Czarnobylu trwa ewakuacja Prypeci. Ostatnia rodzina ma właśnie zostać załadowana na ciężarówkę, ale odwracają się, po ich twarzach spływają łzy i mężczyzna mówi drżącym głosem: "niet, nikagda nie jedziem, tu jest nasza ojczyzna". Wjeżdża kolorowa plansza: "Ostatnia rodzina w Czarnobylu". Choć wiemy, że tytuł jest do modyfikacji, wiemy wszyscy, że to chwyci, że miliony widzów będą śledzić życie codzienne ludzi, którzy z miłości do miejsca swego zamieszkania radzą sobie w skrajnych życiowo warunkach. Dzwonimy, nagrywamy, produkcja ruszy na 100%, trzeba tylko ruszyć sztabem grafików i mamy hit!

Obudziłem się oczywiście z poczuciem, że pomysł jest dość absurdalny, choć ma pewien potencjał, patrząc na to co się ostatnio dzieje w mediach. I wczoraj przez przypadek obejrzeliśmy reportaż o Prypeci, w którym pojawia się... ostatnia rodzina w Czarnobylu. Mieli ich ewakuować, ale kobieta płakała, że jakieś pomidory zostawili... i zostali. I żyją tam. Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie na wszystkich płaszczyznach. Jak żyć?
  • 2
  • Odpowiedz