Wpis z mikrobloga

TL;DR


Historia zaczyna się bardzo prosto. Pewnego razu @proktodestruktor postanowił gdzieś sobie dorobić. Przeglądając popularny serwis z ogłoszeniami natchnął się na ogłoszenie o inwentaryzacji sklepu w okolicy. Po skontaktowaniu omówił szczegóły i przystał na warunki wykonywania pracy.
Nadszedł dzień "F". Około czterdzieści minut przed zaplanowanym rozpoczęciem remanentu (rozpoczęcie o 15.00) wyruszyłem w drogę. Wszedłszy do sklepu zapytałem jedną z pań gdzie mam się udać. Rozmawiała przez telefon i pobieżnie wskazała mi drogę na zaplecze. Po przeciśnięciu się przez sklepowe alejki dotarłem na tyły. Po wejściu na nie przedstawiłem się, a panie wskazały mi krzesło na którym mogłem poczekać na rozpoczęcie całej "uroczystości". Wyglądało to mniej więcej tak:
- Dzień dobry, nazywam się anon, przyszedłem na remanent – zainicjowałem dialog.
- O! To dobrze, że już pan jest. Nasz informatykier Michał zaraz wszystko nam nam ustawi i wyjaśni, a później zaczynamy. – Odpowiedziała wyprzedzając moje pytanie "a za ile zaczynamy tak faktycznie?
Dopytałem się jeszcze tylko gdzie mogę odłożyć rzeczy, które kupiłem sobie do jedzenia na potem. Po jakiś 5 minutach Michał kazał zwołać wszystkie "komisje", by wyjaśnić im, co mają dokładnie zrobić.
- Więc tak, jedna osoba z pary, która ma uzupełniać ilości dostanie taki terminal ze skanerem, na który będzie trzeba się zalogować loginem i hasłem, które zostały wygenerowane i dopiero je państwo dostaną. A wiecie może już z kim macie pracować?
-
Tak, rozdawaj Michałku te skanery, a ja przeczytam listę. – Odparła kierowniczka
Zrobiło się trochę zamieszania, ale dalej nie wiem z kim jestem przypisany mimo, że inni już dobrani, tak jak na liście.

Czułem się wtedy jak w szkole, gdy inni mieli już kogoś, czy to do projektu, czy do zabawy, gry; jako starszy człowiek do wyjścia na wspólne chlanie i melanże, a ja nie byłem wybierany nigdy, ewentualnie na samym końcu. Jedynie gdy trzeba było zrobić jakiś projekcik do budy to brali anona, bo wiedzieli, że dobrze się uczy i robi w sumie też to zrobi za nas.

Ta myśl uderzyła we mnie i wyłączyłem się, gdy Michałek rozdawał paski i tłumaczył, jak zalogować się na terminale oraz pobrać bazę danych produktów, i utworzyć nowy arkusz.
Stałem wtedy jak słup pod czarem wcześniejszej myśli. Poczułem się nieswojo i zacząłem rozmyślać nad swoją obecnością w tamtym miejscu, i swoim celem. Jednak otrzeźwiałem i szybko dopytuję informatyka o to, co mówił wcześniej.
-
No to anon patrz. Tu się logujesz, a i twój pasek leży tam pokazuje palcem. No to później tutaj klikasz, żeby pobrało bazę, później tu… O! A nie, dobra później tu klikasz, żeby zaktualizowało…
Nagle ktoś podchodzi do mnie od prawej strony i pyta mnie, czy ja to ja – dwa razy mnie zapytała. Jednakże nie zwróciłem na to uwagi, bo słuchałem instrukcji Michała i nie chciałem go znów pytać o coś, czego nie wiedziałbym, a wynikałoby to znów z braku uwagi. Z resztą on również nie zwrócił na nią uwagi, tylko kontynuował swój wywód.
-
No, jak już masz to zrobione to usuń wszystkie stare arkusze na liście, dodaj swój, kliknij tam, żeby dodać pozycję, już po tym to tylko zeskanuj kod, dopisz ilość i tutaj albo opcja "dodaj" albo inna tam z menu, ale to już sam zaraz się z nimi zapoznasz. - skończył informatyk.
-
Dobrze, dziękuję bardzo za ponowne wytłumaczenie. – skwitowałem.
Michał odwrócił się i nie odpowiedział już nic. Wtedy odpowiadam na wcześniej postawione mi pytanie.
-
Tak to ja – anon. - odpowiedziałem chłodno
-
Przepraszam, że się spóźniłam na odczyt listy, ale już jestem! - mhhh, bierze gwałtowny wdech i szybko wydycha powietrze. - Wszystko masz już tam ustawione?
-
Oczywiście. To gdzie zaczynamy?
-
Jesteśmy dopisani do działu "X" magazynie, a gdy go skończymy to dopytamy się, bo pewnie większość będzie już na sklepie, a nam chwilę to zajmie.
-
Mhmmm… dobrze to… - nie skończyłem jeszcze myśli, a ona patrzy mi prosto w oczy z subtelnym uśmiechem na twarzy, przez co się trochę wybiłem. – idziemy?
-
Tak, już, tędy. – odparła tak szybko, jak ja znów wpadłem do zakątku rozmyślań w swojej głowie.
W tamtej chwili poczułem się niejako szczęśliwy. Bo z całego tłumu (32 pracowników ze mną i nią) wydawała się najmilszą osobą. Nie chodziło tu tylko o jej głos, który był bardzo kobiecy i przyjemny dla ucha, ale o sam wygląd fizyczny. I nie, nie chcę tu napisać, że wszyscy inny byli brzydcy, a ona taki aniołek z aniołków, ale sam fakt, że była uśmiechnięta i miała bardzo spokojnie, stonowane i takie… miłe podejście do mnie. Dosłownie nigdy tego nie doświadczyłem, każdy zazwyczaj odnosił się do mnie twardo, a czasem nawet z pogardą.
Inni zgromadzeni zaczęli już narzekać, że "eeee i znowu robić", " o Boże ale mi się nie chce", "idziemy w dział Y? No i już wiadomo, nam najgorzej", "Nie no, co ty mówisz Aśka, my idziemy w Z, tam to dopiero jest źle!". Dodatkowo w powietrzu obok nich wyczuwalny był marazm i smutek, a ja za dużo razy ostatnio wpadłem w melancholijny nastrój, więc chciałem już iść od nich, by przypadkiem się tym nie zarazić.
Okazało się, że mamy być w dość ciemnym kąciku na samym końcu, z dala od innych. Było wtedy jeszcze lepiej, nikogo nie trzeba było słuchać.
- Jak widzisz jest tutaj trochę półek. Ja wejdę na drabinę i będę z nich ściągać rzeczy. Nikt nawet tu nic nie układał, więc będzie trzeba to zrobić. - nie ukrywam, zrobiło mi się głupio, gdy usłyszałem to, bo jak to ona ma wchodzić i ściągać skoro to ja jestem samcem, a z tego co widzę to trochę za ciężkie dla niej i wiedziałem, że jednak jeśli ona ma ściągać to zajmie nam to wszystko dłużej.
- A to może ja będę je ściągać, pani liczyć, ja dopiszę ilość i tyle, tak będzie chyba szybciej. - zaproponowałem.
- Nie, nie, nie anon, ja mam ściągać i policzyć, a ty tylko wpisać ilość. - odpowiedziała.
- No dobrze, ale może będzie mi pani je podawać, a ja będę odkładać na ziemię - odparłem.
- W porządku, jeśli chcesz to na taki kompromis możemy pójść.
Gdy mówiła to wszystko, dało się wyczuć lekką radość i spokój w jej głosie.
Upłynęło trochę czasu i sama postanowiła zawiązać rozmowę ze mną. Nie robiła tego zadając mi pytanie, tylko nakreślała jakiś temat, powiedziała co o tym myśli, a następnie robiła pauzę… To był moment w którym ja miałem się odezwać i o tym czymś powiedzieć, jednak milczałem. Wtedy była zmuszona zadać mi pytanie bezpośrednie. Ja udzielałem krótkiej odpowiedzi na nie i dalej robiłem to, co do mnie należało. Jednocześnie nie myślcie, że od razu rozmawialiśmy, czy coś. Przyszło to po ok. 2 godzinach od rozpoczęcia, bo jedyne co ze sobą zamienialiśmy to było:

- Mam już kod.

- X sztuk.

- Dopisane.

I można było zirytować się monotonią. Okazało się jednak, że nasz kącik nie jest taki super, bo jest w nim sporo drobnicy. Inni zrobili swoje działy na magazynie i czekali na zamknięcie sklepu, które miało być o 18.00, by wyjść tam i zacząć wszystko liczyć, a my dalej w magazynie. Wtedy inni, jak to można się domyśleć, przychodzili tak na może 2-3 minuty popatrzeć, jak nam idzie i trochę ponarzekać, a trochę pośmieszkować. Oczywiście nie były to całe grupy tylko pojedyncze osoby. Najbardziej zapadł mi w pamięć moment, gdy jakaś baba z mięsa przyszła. Narzekała, że tak wolno nam idzie, a tu przecież szybko policzyć i gotowe.

Przecież sama zrobiłabym to szybciej!

W jej głosie nie dało się wyczuć sarkazmu, ni żartu. Biło od niej prześmiewczością i wyższością. Była, jak taki typowy pracownik, który myśli, że bez niego firma się "zawali" i tak naprawdę to ona "trzyma wszystko w ryzach". Na odchodne zwróciła się do mojej współpracowniczki tymi słowami:

Pamiętaj droga Aniu, że młoda już nie jesteś i z wiekiem przestajesz być piękna!

Nie wiem dlaczego, ale zdenerwowałem się w tamtym momencie. Osobiście nie wyobrażam sobie tak kogoś obrażać, tym bardziej jeśli samemu się tą cechą nie grzeszy! Wiem, że nie powinno się ze względu na wygląd oceniać innych, lecz zachowaniem pani z działu "mięsnego" pokazała kim tak naprawdę jest. Wyglądała, jakby była w ciąży z pięcioraczkami i nie wykazywała, żadnej z kobiecych cech. Włosy miała zaniedbane, twarz całą w zmarszczkach, a głos menelicy pokroju queenoftheblack. Chciałem coś o niej powiedzieć, jednak stwierdziłem, że nie ma co się droczyć z nią, bo zdanie głupiej osoby nie jest nic warte. Sama Ania, która była na kolanach i sprawdzała najniższą półkę nie przejęła się tym, tylko wzięła głęboki wdech i wydech. Żeby dodać jej trochę otuchy powiedziałem, że opinia tucznika nie zmienia nic w stosunku do niej i dalej będzie ona taką samą osobą. Zgodziła się ze mną i powiedziała, że nie jest to pierwszy raz, ale ona się tym nie przejmuje.
Około 18.00 skończyliśmy liczyć nasz zakątek. Reszta pracowników zamykała wtedy kasy, a ja z nią udaliśmy się na przerwę coś zjeść, a po niej wyszliśmy na sklep. Po przerwie czas znów zaczął się dłużyć. Zostaliśmy przypisani do działu z wyższymi półkami. Sama chciała wszystko robić, ale nawet na 50 centymetrowym podeście miała problem z dosięgnięciem wzrokiem, co znajdowało się dalej, nie pisząc już nic o dosięgnięciu. Więc zaproponowałem, że dla ułatwienia to ja zrobię wyższą półkę, ona natomiast resztę. Będąc na sklepie jednak dużo osób rozmawiało ze sobą, a niezbyt garneli się do pracy. Więc zaproponowałem, by się nie śpieszyć, lecz robić w swoim tempie i tak robiliśmy. W międzyczasie rozmawialiśmy o mało znaczących rzeczach, jakieś głupoty. Jednakże włączyła się wtedy moja natura i zacząłem mówić o tym, by ważyć swoje słowa, przed ich wypowiedzeniem. Powiedziałem o odpowiedniej szybkości mówienia, o akcentach w odpowiednich częściach zdania. O skutkach w odbiorze, jeśli spowalnia się początek zdania lub koniec, o odpowiedniej artykulacji, czyli o tym, czy mówi się gdzieś z głębi siebie, czy może jednak mówimy z płytkiego miejsca, czyli z języka, który potrafi pleść bez zastanowienia i emocji. Powiedziałem również o całej otoczce mówienia, czyli mimice twarzy, o umiejscowieniu wzroku, jeszcze raz o tonie głosu i podałem parę przykładów. Wypowiadałem to samo zdanie, lecz w inny sposób.
Po tym wszystkim umilkłem i usłyszałem odpowiedź.

Faktycznie, to wszystko jest ze sobą jakoś powiązane, bo za każdym razem dało się wyczuć inne emocje.

Poczułem się zajebiście, ktoś w końcu posłuchał mojego wywodu i w dodatku przyznał rację. Początkowo, gdy zacząłem swoją spowiedź to trochę się zaśmiała, że niby głupoty prawię i tu słowa mają sens, a nie to o czym mówię. Jednak po przedstawieniu przykładów zmieniła zdanie. Pierwszy raz dostąpiłem takiego uczucia.
Później rozmowa znów zeszła na coś głupiego, jednak zapytała mnie o godzinę. Wyciągnąłem swój telefon i pokazałem ekran blokady. Była 19.20, a od niej usłyszałem:

No już w pół do ósmej.

- Nie, jest dwadzieścia po siódmej. - odparłem.
- No dobra, ale można przecież już to zaokrąglić i nie robi to różnicy… - Odpowiedziała.
- No nie, nie można! Po pierwsze jeśli będziesz tak liczyć do przodu to zacznie Ci się okropnie dłużyć. Po drugie oznaczałoby to, że 10 minut z Twojego życia nie jest nic warte, bo przeszło bez słuchu.
-
Dobrze to niech będzie ta 19.20 - Podsumowała z uśmiechem, patrząc mi w oczy.
-
Skończyliśmy ten regał to gdzie idziemy teraz? - Zapytałem.
-
Zaraz się zapytam kierowniczki.
Praca szła dość szybko, jakoś przypadkowo i z automatu zwiększyliśmy tempo pracy i skończyliśmy już drugi regał na sklepie, ale przechadzająca się obok Judytka zapytała:

No dobra, a ten stojaczek to już zrobiliście?

Faktycznie umknął on nam, ale powiedziałem, że to chwila i już zaraz będzie zrobiony.

Przykładajcie się bardziej następnym razem, żeby problemów nie było.

Lol, nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem, zrób więcej od innych, ale nie zrób jednej rzeczy, Judytka wcześniej się tam krzątała i należałoby się dopytać, by nie policzyć tego dwa razy. Jednak wyprzedziła nas i w dodatku opluła. No ale dobra, nie ma co się jednak gniewać, jeden taki, drugi taki. Przeszliśmy do kolejnego regału, ale tam był pełen miszmasz. Układaliśmy wszystko, a następnie liczyliśmy.
Na blacie wybiła 22.00 i reszta tłumnie stwierdziła, że głodni to oni są i trzeba sobie coś zamówić do jedzenia.
-
Może kebaba? – Zaproponowała Marika.
-
No dobra, ale dla mnie coś na frytkach może, no nie wiem… - Zaczęła Gosia.
Później każda, jak wiadomo podawała lepszą propozycję i zrobił się potężny szum i harmider, czułem się jak z jakimiś dziećmi w przedszkolu; ja nie brałem udziału w tej licytacji. Po dojściu do konsensusu, zapytano nas co chcemy jednak z tego kebaba.
-
No to Aniu co chcesz? - Pyta Marika.
-
Może jakieś frytki, ale poczekaj chwilę zaraz odpowiem. A ty anon, będziesz sobie chciał coś wziąć? - Rzuciła do mnie Ania.
-
Nie dziękuję, nie chcę nic, mam jeszcze bułkę i całą gorzką czekoladę - Szybko odpowiedziałem.
-
Jednak ja też nic nie chcę Mariko._
Zdziwiłem się w tamtym momencie, nie wiedziałem, że ktoś może uzależnić swój wybór od innej osoby. Ogółem praca z nią była miła, ale teraz to zrobiło mi się jeszcze milej.
Podczas przerwy zauważyłem, że miała sałatkę, którą sama zrobiła w domu. Teraz już wiedziałem dlaczego różniła się figurą od innych pracownic. Starała się odżywiać zdrowo i nie przesadzać z ilością kalorii. Gustowała również w innych smakach, raz ją ktoś namówił na jakieś tam chipsy, bo "bardzo dobry smak, nigdzie takiego nie ma". Gdy je sobie kupiła to stwierdziła jednak, że są okropne i wyrzuciła je do kosza.

Za bardzo dało się wyczuć tam chemię, nie wiem nawet jak ten smak opisać

Przystąpiliśmy do robienia lodówek. Trzeba było ubrać bluzę, bo jednak ciągnęło od nich zimnem i byłem niejako zmuszony stać bardzo blisko niej i gadaliśmy o głupotach. Ja zacząłem (byłem już wtedy bardzo otwarty) o oklejaniu samochodu folią PPF, a dokładniej to lamp, bo wcześniej byłem zmuszony zrobić to na samochodzie (mój poprzedni wpis). Zdziwiłem się, jak dużo wiedziała o oklejaniu folią i paru innych rzeczach dotyczących samochodów. Sama mi o nich opowiadała. Nie był to jeden wspólny temat do rozmowy, aż chciało się żyć, gdy ktoś zrozumiał człowieka. W ogóle prawie wtedy spadła z podestu, mimo że nie był wysoki i złapałem ją z tyłu. Po kolejnym pytaniu o godzinę rzuciłem krótkim kazaniem:

Czas to jedna z najcenniejszych walut jakie mamy i każdemu codziennie ucieka jej tyle samo. Jest to powód dla którego należy wiedzieć, że coś upłynie i być może już nie wróci. Trzeba mieć świadomość teraźniejszości, tej chwili, niektórych może ona przerazić. Dlatego wolą oni żyć wspomnieniami lub wyobrażeniami. Przykładowo jeśli ja widzę teraz kogoś w jakiś okolicznościach to być może już nigdy nie zobaczę go w taki sam sposób i już nigdy nie będę mógł czegoś zrobić, więc będzie można to wszystko już zaliczyć do przeszłości, i poczekać aż minie reszta czasu.

Zastanowiła się chwilę nad tym i potwierdziła moje słowa. Po skończeniu lodówek o ok. 00.20 poszliśmy na kasy rozliczyć je z tych wszystkich gadżetów, które w większości przy nich stoją. Nasza uwagę przykuło pudełeczko w którym znajdowały się tak, jakby zapachy samochodowe. Wziąłem jeden i sztachnąłem się nim z ciekawości, a potem patrzę i okazuje się to to jakieś karty z F1, czy coś takiego. Zaczęliśmy się z tego śmiać tak potężnie, no ale jednak trzeba było wrócić do pracy. Okazało się, że należy też policzyć górę (dosłownie) plastikowych reklamówek. Nie chciało się ani jej, ani mi tego liczyć, bo w dodatku były trochę ze sobą posklejane. W tamtym momencie powiedziałem jej, że nie będziemy tego liczyć, jak tamci idioci co robią to na innych kasach przed nami, tylko zrobimy to szybciej. Zapytałem o dokładność wagi, okaząło się że wynosi ona 1g. Złożyłem dokładnie jedną torebeczkę i kładę na nią – 8g. Mówię do niej:

Teraz weźmiemy tą resztę i tu położymy, tylko tak, by całość znajdowała się na wadze.

Po podzieleniu sumy wszystkich mas wyszła nam liczba całkowita, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że wszystko jest w porządku, a było to ok. 936. Zgadzałoby się to, bo w jednym pliku było od 25 do 50, a parę leżało luzem. W taki sposób zaczęliśmy później i skończyliśmy wcześniej. Sama zaczęła się śmiać trochę z tego, że reszta robi tak mozolnie, a my już robione.
Po skończeniu kasy było już grubo po 1 w nocy i gdy jeszcze coś tam liczyłem to myliłem się trochę i zaczynałem od początku, aż wreszcie rzuciłem sam do siebie jedną "#!$%@?ą". Zapytała się swoim miłym głosem, co się stało, ja powiedziałem, że za dużo już dziś wszystkiego policzone, zaczynam się zamyślać i mylić. Zrobiła to wtedy za mnie, podziękowałem jej.
Cały cyrk zakończył się o 3.00, każdy oddał swój terminal do skonsolidowania i podpisania bazy. Siedziałem wtedy na krześle, jak Patrick Bateman. Reszta osób się zawinęła do domu i została nas może 5. Też miałem iść, ale dowiedziałem się, że Ania nie idzie, więc zostałem. Dwie sprawdzały przy komputrze czy pokrywają się stany z bazy danych w PC, a kolektorami. Później wyszedłem na dwór patrzyłem się przed siebie w półmrok i na słuchawkach miałem wtedy [Hunnybee]( https://www.youtube.com/watch?v=IJrKlSkxRHA), [Sum of my cares]( https://www.youtube.com/watch?v=0lF__81eZww), The Perfect Girl od Mareux, na końcu, na wyciszenie [Kenichiro Isoda]( https://www.youtube.com/watch?v=Vfjc1V8DVMs). Ania poszła coś układać, a ja czekałem z ciekawości na informację, czego brakuje. Dowiedziałem się, że to co liczyłem ja i ona zgadza się idealnie, tylko z reklamówkami, jakby z 4 za mało. Nie winiłem się za to bo na pozostałych 5 kasach liczyły tamte baby po 3 razy i za każdym wychodził im inny wynik.
Brakło paru towarów na sporą ilość, ze 400 sztuk czegoś tam, 200 czegoś i jeszcze parę brakło jednostkowo po ok. 10 sztuk. Wiadomo kierowniczka wtedy we wrzask, ale ja byłem spokojny, a Ania poprosiła o listę czego brakuje. Postanowiła, jako jedyna, że sprawdzi to wszystko, bo może ktoś pominął. Poszedłem, jak zahipnotyzowany za nią. Poprosiła bym przyniósł jej podest. Poszedłem szybko i gdy wracałem z nim długą alejką na wprost niej, naszło mnie wspomnienie o kazaniu o nieuchronności upływu czasu. W głowie miałem tylko wtedy "Mój czas kiedy ją widzę dobiega już końca, być może więcej jej nie zobaczę, ale nie żałuję w ogóle czasu spędzonego tutaj, pewnie ten wieczór spędzałbym znów w samotności, pogrążając się w smutku. Dlatego gdy widzę ją teraz z profilu nie mogę jej zapomnieć i taka pozostanie mi w pamięci." Dałem jej podest, policzyła, później poprosiła bym ja policzył, gdyż mogła się pomylić. Zrobiłem to, resztę też zliczyliśmy i zanieśliśmy nasze wyniki do korekty. Reszta również się wyjaśniła i wyszedł tylko mały minus na czymś tam. Gdy znów poczekaliśmy to zaczęła znów ze mną rozmowę i śmieszkowała, że gratis dostała i w ogóle, ja zrozumiałem żart, dopowiedziałem parę słów i zaśmiała się. Nigdy nie czułem się lepiej niż w tamtej chwili. Później było trochę napięcia z edytowaniem stanów i po wszystkim o w pół do piątej można było wyjść. Ona szybko wzięła swoją bluzę, zapała gwałtownie za torby i dzieliły ją już tylko 10 metrów od wyjścia. Ja zabrałem zwoją bluzę i wyciągnąłem słuchawki. Patrzyłem się, jak wychodzi i znów w głowie pojawia się myśl "Widzisz ją być może ostatni raz i nawet się nie pożegnała, najwyraźniej ma mnie gdzieś, czyli tak jak każdy, ale lepiej tego czasu nie mogłem spędzić. Dobrze byłoby, gdyby odwróciła się teraz i chociaż powiedziała skromne "pa!" lub "cześć!'". Mózg zaczął intensywnie ją zapamiętywać, a na mojej twarzy pojawił się odwrócony uśmiech. Mam już wychodzić i wtedy ona odwróciła się do mnie przodem i powiedziała tak:

Remanent się skończył, a nasz
  • 4