Wpis z mikrobloga

_ Jarosław K. Kowal: Gdzie pan spędza czas?
Janusz Filipiak: Jestem w Szwajcarii i kombinuję, jak wrócić do Polski. Tyle że na wszystkich autostradach wyświetlają się napisy, że granice z Niemcami i Austrią są zamknięte.

Nie ma możliwości powrotu?
– Jak tylko się taka pojawi, wrócę natychmiast. W tej chwili wygląda to kiepsko.

Więc ze Szwajcarii, jak się domyślam, musiał pan podjąć kilka trudnych decyzji z biznesowego i etycznego punktu widzenia. Bo w czasach, kiedy ludzie martwią się o przyszłość, leży na panu jako pracodawcy pewien rodzaj odpowiedzialności. Zgadza się?

– Jeśli chodzi o Comarch, na tę chwilę nie jest źle. My działamy, ludzie pracują, są zmobilizowani, wyniki finansowe nie ucierpiały. Te słowa to oczywiście kuszenie opatrzności, ale naprawdę nie jest źle. Tylko jedna ważna uwaga: nie wiadomo, ile to wszystko potrwa. Nie wiadomo, jak długo ludzie będą się mobilizować w warunkach epidemii. Pracujemy jednak nad tym, by podtrzymać ich morale. Jest jak na wojnie. Wszystko rozgrywa się w głowach.

Składając kibicom życzenia świąteczne, zapewniał pan, że Cracovia przetrwa kryzys. W jakiej formie go przetrwa?
– Znowuż chcę przekazać dobrą wiadomość: z wyjątkiem jednego zawodnika cała drużyna zgodziła się na obniżkę wynagrodzeń. Ta decyzja oczywiście ma ważny wymiar finansowy, ale też wskazuje na wysokie morale zawodników. Piłkarze czują się odpowiedzialni za drużynę.

Jak rozumiem, celowo nie podał pan nazwiska tego jednego zawodnika.
– Oczywiście, nie mogę go zdradzić.

Z tego, co pan mówi, płyną pozytywne wnioski dla Cracovii. Klub naprawdę wyjdzie z kryzysu bez szwanku?
– Ciągle powtarzam, że wszystko zależy od tego, jak długo potrwa kryzys związany z koronawirusem. Na razie i w Comarchu, i w Cracovii wszyscy zareagowali pozytywnie na tę sytuację. Jak już jednak wspomniałem, jeśli ona będzie się przedłużać, to trudno będzie ten pozytywny nastrój utrzymać.

Cracovia jednak, jak powtarzacie, to klub stabilny finansowo. A jak kryzys wpłynie na resztę ligi?
– Trudno mi komentować to, co dzieje się u innych. Z pewnością ciężko będzie klubom, które nie mają dużego zewnętrznego sponsora i które żyją z wpływów z tzw. dnia meczowego. Mam na myśli miejsca, gdzie na stadiony przychodzi po 20-30 tys. kibiców, mimo że bilety są drogie. Chodzi np. o Lecha czy Legię. Te kluby poniosą kolosalne straty. W przypadku budżetu Cracovii przychody z meczów nie ważą tak dużo. Za to Lech i Legia budują pozycję finansową na pewnej grupie kibiców. W Krakowie trudniej jest to zrobić niż w Poznaniu czy Warszawie, bo tutaj kibice dzielą się na dwa zespoły. W klubach, o których wspomniałem, widać jednak pewną nerwowość. One ucierpią.

Ucierpią na tyle, że ligowa hierarchia zostanie wywrócona?
– Nie wiem. Mogę tylko powiedzieć, że rozumiem ich sytuację i jestem pełen współczucia.

W rozmowie z TVP Sport powiedział pan, że wszyscy sponsorzy wypowiedzieli Cracovii umowy. We wtorek Wisła, być może w odpowiedzi na pańskie słowa, dumnie oznajmiła: „wszyscy nasi sponsorzy zostają z nami”. O co tu chodzi?
– Muszę się wycofać z tej wypowiedzi, zareagowałem zbyt nerwowo. To był początek kryzysu, była panika... Wcale nie wygląda to tak źle. Nie chodzi nawet o Wisłę czy Cracovię, mówię ogólnie. Zresztą chcę też powiedzieć, że te umowy sponsorskie – zarówno w przypadku Wisły, jak i w Cracovii – nie mają decydującego wpływu na finanse klubów.

Więc, jeśli nie jest to tajemnica handlowa, mógłby pan doprecyzować, co z tymi umowami? Będą renegocjowane?
– Nie chcę się wypowiadać. W tej chwili sytuacja jest taka, że umowy mogą być podpisane, faktury mogą krążyć, ale liczy się to, jak gotówka będzie spływać. Poza tym wszyscy czekają na maj, by poznać raporty finansowe podsumowujące miesiąc. Wiem, że dla Comarchu marzec nie zakończył się źle, ale mamy przed sobą kolejne miesiące. Życzmy sobie, żeby to się zakończyło jak najwcześniej.

No tak, chyba każdy ma takie życzenie.
– Na razie to wszystko trwa dokładnie miesiąc. 16 marca wysłaliśmy ludzi do domów. Jako firmy i jako społeczeństwo do pracy zdalnej przeszliśmy rozpędem. Wyjątek stanowią jednak m.in. restauracje, hotele i wszystkie firmy związane z segmentem podróży. Czekamy na to, co będzie dalej.

O piłkarzach rozmawialiśmy. A co z pozostałymi pracownikami Cracovii? Na innych polach też trzeba było szukać oszczędności?
– Jeśli mówimy, że Cracovia ma na liście płac ok. 200 osób, to są to głównie zawodnicy. Mamy na kontraktach też piłkarzy juniorów i hokeistów. Obniżka 50 proc. zarobków dotyczyła piłkarzy, którzy zarabiają więcej niż 10 tys. zł. Poza tym wypłaciliśmy pensje juniorom, którzy, proszę sobie wyobrazić, w kontraktach mają kwoty od 500 do 3000 zł miesięcznie. Wypłaciliśmy też znaczną część pieniędzy hokeistom. Natomiast najbardziej ucierpiały – i nie dotyczy to tylko Cracovii – osoby pracujące na umowę-zlecenie, które z oczywistych powodów te zlecenia potraciły. Mówię głównie o ludziach obsługujących mecze. Poza tym, o czym opowiedziałem, nie było u nas ani zwolnień, ani obniżek wynagrodzeń.

Władze polskiej piłki zastanawiają się nad wznowieniem rozgrywek. Słychać, że może to nastąpić pod koniec maja. Co pan na to?
– Wie pan co, na ten temat absolutnie się nie wypowiadam, proszę mi dać z tym spokój.

A jednak pytam, bo gdyby rozgrywki nie zostały wznowione, Cracovia zdobyłaby medal mistrzostw Polski. Czy przyjąłby pan go z taką samą radością jak medal zdobyty w normalnych okolicznościach?
– Moja odpowiedź, tak w odniesieniu do biznesu i do sportu, zawsze jest jedna i ta sama: nikt nie wie, co będzie. To czyste spekulacje, a mnie się nie chce spekulować, czy rozgrywki zostaną dokończone, czy nie. Zobaczymy, co czas przyniesie. Wypowiedziami na ten temat można by było tylko wyjść na głupka (śmiech).

Zgoda. Po prostu zastanawiałem się, jak pan podchodzi do tematu z emocjonalnego punktu widzenia.
– Jeśli pan pyta o emocje, to przede wszystkim chciałbym, by koronakryzys się skończył jak najwcześniej. I tak ludzie już cierpią. Nie fizycznie, ale mentalnie. Jeśli to będzie trwać, to ucierpimy jeszcze bardziej. Niech to się skończy i obyśmy mogli wznowić rozgrywki. Na razie tego sobie życzmy.
#cracovia
  • Odpowiedz