Wpis z mikrobloga

konto usunięte via Wykop Mobilny (Android)
  • 11
Jerry "Pędziwoda"

-Panowie, #!$%@? jesteście i tyle. Macie ten bimberek, pijcie go sobie! Może uda się wam zapomnieć że straciliście pazura. Chodź Karl, przyjacielu, pora #!$%@?ć dzikusów przy ogniskach.

To były ostatnie słowa jakie pamiętał tamtego dnia, muchomor wszedł mocno. Następny przebłysk świadomości miał kilkanaście godzin później. Stał wtedy ze strzelbą bez amunicji w jednej ręce i z potrzaskaną butelką w drugiej. Dookoła szalała śmierć zbierając obfite żniwo. "Przeklęte indiańce znowu nas zaatakowały" - pomyślał rozglądając się dookoła. Zauważył wtedy znajomą twarz dwuręcznego Murzyna, który dawno temu mieszkał razem z nim w osadzie. Chciał podejść do niego i wspólnie odpierać napaść czerwonoskórych, kiedy ten niespodziewanie do niego wystrzelił i to z obu rewolwerów. Szok i ból wyzwoliły nawe pokłady adrenaliny, które natychmiast weszły w reakcję z resztami muchmora we krwi. Będąc z powrotem na grzybowym haju nie miał już problemu z odróżnieniem wroga od przyjaciela. Rzucił się na czarnoskórego agresowa chąc przebić mu gardło tym co zostało z butelki, kiedy ubiegł go wilczy chłopiec ze swoim niedźwiedziem. Wściekły karzeł wyszarpał jedynie pasek płaszcza Nigjango i kilkoma szybkimi ruchami swoich małych rączek przewiązał go opatrując ranną głowę, po czym rzucił się z butelką na pozostałych traperów licząc ilu z nich ranił.

Kolejną sceną zapamiętaną przez Jerrego było podrzucanie go przez wilkochłopca. Obaj cieszyli się ze zwycięstwa, ale z karła szybciej zeszła muchokorowa faza, tym razem już ostatecznie. Chwilę po tym jak został odstawiony na ziemię zwymiotował. Może od zatrucia grzybową nalewką, może od podrzucania. Nie miało to znaczenia, odcięło go zupełnie.

Przez kolejne dni obolały karzeł mógł co najwyżej myśleć. Raz tylko wyszedł wbrew zaleceniom szamana obsłużyć przygotowane mu stoisko podczas Szprotkingu. Rozdał tam swoje stalowe rezerwy alkoholu. Pozostałe karły patrzyły na to z niedowierzaniem i pukały się w czoło. Jedno było pewne: Pędziwoda się zmienił. Nawet na trzeźwo rozumiał gdzie jest, po czyjej stronie walczył i nie miał z tym problemu. Mało tego! Wiedział że pobyt w plemieniu wywarł na nim długotrwały efekt, rozważał nawet przyjęcie indiańskiego imienia.
Na zorganizowanie zasadzki z cyrkiem kilkakrotnie próbował wymknąć się z tipi szpitalnego, jednak za każdym razem przyłapywał go Lecący Orzeł, a wtedy jednooki maluch pokornie wracał na swoje miejsce.

Wieści o śmierci niemal wszystkich towarzyszy nim wstrząsnęła, długo milczał. Wreszcie odezwał się słowami:
- Byłem przywiązany do tego miejsca. Przykuty więzami nałogu, a późnej także przyjaźni. Teraz już nic mnie tutaj nie trzyma. Nie jestem już tym niziołkiem, którym byłem kiedyś.
Następnego wieczora, przy rytualnym ognisku na którym płonęły ciała jego przyjaciół zmarłych w walce o indiańską sprawę przyjął swoje nowe, indiańskie imię.

Zerwany Łańcuch

#lacunafabularnieczarnolisto
#kilofyirewolwery