Wpis z mikrobloga

#anime #animedyskusja

ToraDora! (2008), TV, 2-cour
studio J.C.Staff

Ileż można w nieskończoność łoić bajki starsze od mojego ojca? Naszła mnie pewnego grudniowego dnia ochota sprawdzić czym też ostatnio młodzież się ekscytuje, a szybkie spojrzenie w topkę popularności na MALu wyłoniło potencjalnego kandydata na umilacza mi Bożego Narodzenia, wyłoniło serial diabelnie popularnie i świetnie oceniany, słowem – klapę murowaną, prawda? TD nawet łudzi przez pewien czas ciekawym podejściem do tematu przeze mnie raczej mało zgłębianego w przeszłości, czyt. do haremówek pierwszej dekady XXI wieku. Oto motyw wcale przecież intrygujący, z pieprzykiem – będą sobie wzajemnie bohater i bohaterka dopomagać w podbijaniu serc kolegów, dopóki nie zjednoczy ich wreszcie 3P – Prawo Pierwszej P- Dziewczynki.

I nie było tu z mojej strony złudzeń co do dojrzałości wymowy. Oględny opis fabuły pasuje równie dobrze do Kuzu no Honkai, stanowiącego pod względem pruderyjności biegun dokładnie przeciwny. Trzeba było także wziąć poprawkę na wrodzoną sromotę serialu, wywodzącą się z jego rodowodu. To wszak adaptacja light novelek, i to drugiego rzutu, wydawanych już po Haruhi. Niechaj to będzie chociaż zabawne – ośmieliło mi się zapragnąć w duchu. Wielki to był błąd. Serial zemścił się na mnie za początkowy entuzjazm ze zdwojoną siłą, przy czym początek końca można tu identyfikować w zasadzie od ręki – rozmowa Takasu z Kushiedą o duchach w dziewiątym odcinku to drogowskaz walący po oczach z całą dobitnością; LEPIEJ NIE BĘDZIE!

Dostał mi się serial-potwór. Wszystko tu wepchnięto, łącznie z niewątpliwie najżałośniejszą częścią serialu, a mianowicie klasową gwiazdką. Będziemy zatem śledzić nieletnich bohaterów robotycznie obijających się jedno o drugie, wygłaszających bzdury wierutne, ba, wręcz wydzierających się jak wściekli pod koniec seansu. Za bohatera głównego dostaliśmy archetyp przedpotopowy – Takasu to chłopak o gębie gangstera, stąd podobno niełatwo mu przychodzą ludzkie kontakty. Ot, przerzuty z Angel Densetsu, gdzie ten motyw stanowił dokładnie zawsze główną oś wątku i wszystko wokół niego orbitowało, a robiło to z wielkim powodzeniem. Tutaj jest to raczej luźno rzucone hasło, o którym nam się niekiedy przypomina z wielką łaską.

Wdał się we wspomnianą relację wzajemnego rogaczenia z drobną, ale waleczną (mamma mia!) Taigą, chodzącą reklamą gap moe. Żebyśmy nie pomyśleli, że to takie bzdurki będą – obojgu bohaterom dosolono niejednoznaczną sytuację rodzinną, którą w sumie rozwiązać przyjdzie im w góra trzy odcinki. Taiga zresztą liczy się dla fabuły wyłącznie jako nieporadny skrzat o tendencji do rzucania się na ludzi z pięściami, na poły wychowywany, na poły hodowany przez Takasu, kura domowego par excellence. Mierne to indywidua i chemię nakazuje nam się pomiędzy nimi zauważać dopiero przed ciapowatym zawiązaniem akcji, stąd pomińmy ich litościwie.

Ich wzajemne miłosne cele? P. Okada by się uśmiała – dla Takasu mamy najlepszą przyjaciółkę Taigi, Kushiedę, sportsmenkę o tendencji do wygadywania absurdów, ponoć w celu zamaskowania rzeczywistych uczuć (rzecz jasna dojrzałych jak śliwka w słońcu). Gdy się serial wreszcie przerodzi w festiwal niedoszłej chuci, przyjdzie nam przyjrzeć się raczej pokracznej racjonalizacji Kushiedy odn. jej uczuć względem Takasu (których nie wydawała się do tej pory nigdy przejawiać, ale cóż to za problem), chlastając nam z otwartej w pysk, bośmy zmarnowali ładne pół serialu oczekując Bóg wie czego.

Dla Taigi z kolei roztrzepany, a zarazem rozchwytywany Kitamura, prymus i atleta, okularnik o niezmiennie doskonałym humorze, a przy tym częstokroć kapuściany głąb. Jemu Taiga nie w głowie, bowiem poprzysiągł sobie wyrwać przewodniczącą samorządu uczniowskiego, szykującą się do wyjazdu za granicę. Chyba z całej obsady właśnie Kitamura jawi się w tym podobno romansidle osobą o najbardziej interesującym romansie, ba, zapewne mógłby dostać własny serial w tym świecie i wyszłoby to wszystkim na lepsze. Musiałby jednak przestać zapominać o braniu pigułek na IQ, bowiem spada mu ono poniżej 70 dosyć regularnie.

W serialu nie naoglądamy się wyżyn japońskiej animacji, z racji przede wszystkim czuwającego nad bylejakością oprawy studio J.C. Płynności serial nabiera bardzo stosownie dla swojego gatunku, w scenach biegania bohaterów po szkole jak kot z rozwolnieniem, także na rzecz bitki Taigi z Bogu ducha winną przewodniczącą samorządu. Do reżyserii wzięto dyżurnego okadziarza, p. Nagai, którego wypadałoby wreszcie przepłoszyć z tej branży za jawne wchodzenie bajkom w szkodę. Wydawać by się mogło, że może chociaż gagi wizualne będą ten serial ciągnąć, jednak wyschło ich źródełko stosunkowo szybko.

Nasłuchamy się jakiegoś mamrotania od p. Majimy (Takasu), gardłować będą na nas także pp. Kugimiya (Taiga) i Yui Horie (Kushieda). Gdzieś w tle przewija się p. Rie Tanaka, świeżo po występie w SZS, zmarnowana tutaj bez litości. O dziwo, p. Sayaka Ohara zagrała matkę głównego bohatera bez typowej dla siebie emfazy, mimo obsadzenia w typowej dla siebie roli. Najlepiej wychodzi chyba mający cały ten cyrk głęboko gdzieś p. Hoshino w roli klasowego błazna, który i tak układa sobie życie najszybciej i najskuteczniej ze wszystkich bohaterów – myślałby kto, że serial wysilił się na auto-ironię, a nie zawiódł znowu scenariusz.

Harem to gatunek przeze mnie szerzej nieznany, i chyba nie mam już zupełnie na niego ochoty. TD niczym nie czaruje, niczym nie ciekawi, wciska bzdety opakowane w czerstwą melodramę bez żadnej żenady, a kolejne wątki bezceremonialnie odhacza. Brakowało jeszcze na koniec aby przez okno wpadł mi ktoś z Kadokawy i przywalił w pysk książkami. Oj, jak nie polecam, z bólu nie usiądę z miesiąc.
tobaccotobacco - #anime #animedyskusja

ToraDora! (2008), TV, 2-cour
studio J.C.St...

źródło: comment_EECZNWwgkrc7azTMpM7wcf7VUgXYBbrd.jpg

Pobierz
  • 2
  • Odpowiedz
@tobaccotobacco: Zapomniałeś o dwóch bardzo ważnych rzeczach:

1. Świetny opening.
2. W openingu Ryuuji posuwa kuchenkę.

A tak na serio, szokującym jest dla mnie fakt, że podszedłeś do oglądania haremówki (w dodatku haremówki od J.C, którzy masowo tworzą te tytuły w podobny sposób, jak dziennikarze VICE swoje reportaże) mając co do niej jakiekolwiek wymagania. Większość rzeczy, które punktujesz, to niezłomne filary, na których opiera się gatunek. Tak właśnie ma być xD
  • Odpowiedz