Wpis z mikrobloga

#anime #bajeksto
87/100

Michiko to Hatchin (2008), TV, 2-cour
studio Manglobe

W poszukiwaniu nietypowego anime przytrafiło mi się pewnego pięknego dnia odkrycie nie lada satysfakcjonujące – produkcja jak najbardziej japońska w formie i metodzie, ale przy okazji absurdalnie odmienna stylistyką, wymową, pewną wrodzoną charyzmą. Michiko to Hatchin to nie obraz jakiegoś tam kraju przez Japończyków wymyślonego na podstawie wiadomości i plotek, tylko niezaprzeczalnie Brazylia, choćby nosiła tu inne imię, a jej bohaterowie mieli nazwiska wpół japońskie, wpół portugalskie. Oglądamy kadry niemal żywcem wyrwane z Miasta Boga, buja nami samba, wszystko tu jest opatrzone napisami po portugalsku, a historię zaserwowano nam niby po animowemu uniwersalną, ale też jakoś niewiarygodnie wiarygodną.

Z pierdla wyrwała się (znowu) Michiko Malandro, niesławna bandytka, ponoć powiązana z gangiem Monstro Preto. Jakim zdziwieniem musiało być dla nieletniej Hany pojawienie się przestępczyni w domu jej przybranych rodziców, trzymających ją wyłącznie dla państwowego zysku z adopcji sierotki, prywatnie traktującej ją w najlepszym wypadku jako pogardzaną służbę. Michiko przetacza się przez dom państwa Yamadów na motorze, wyrywa z niego Hatchin (‘Hana’ jej jakoś nie leży na języku), po czym zabiera ją w siną dal… Gdzie? Po co? Ojciec Hatchin, a przy okazji największa, niezapomniana miłość w życiu Michiko, ponoć wcale nie zginął w wypadku, a więc prędzej czy później uda się im go razem wytropić.

Rzecz jasna, Hatchin ma serdecznie w nosie swoją porywaczkę i najchętniej by jej uciekła, jednak los powiązał je ze sobą najwidoczniej na dobre. Rodzina Yamadów usiłuje Hatchin zabić dla ubezpieczenia, zaś za Michiko podąża policja, uosabiana przede wszystkim przez jej znajomą z dzieciństwa, Atsuko Jackson, przezywaną brzydko ‘jambo’ z racji murzyńskiego pochodzenia. Ten niezgrany duet przejdzie razem wiele – Michiko to trochę histeryczka, trochę komediantka, zakochana w pięknych fatałaszkach i przelotnych romansach, a mimo to na zabój wierna ukrywającemu się gdzieś ojcu Hany, gotowa wszelkie problemy rozwiązywać pięścią i pistoletem. Sama Hana ma umysł nad wiek ponury i niecierpiący lekkomyślnego, niebezpiecznego zachowania swojej porywaczki, a mimo to niezdolna jest jej się oprzeć. Być może nawet czuje się do pewnego stopnia odpowiedzialna za skłonną do autodestrukcji Michiko.

Panie kręcą się razem po niby-Brazylii jak ona długa i szeroka – zobaczymy je i w fawelach, i w bajecznie bogatych rezydencjach, często na pustkowiach, nierzadko w dżungli, zadające się z rozmaitym ludzkim elementem, przeważnie jednak z niby-brazylijską biedotą i bandyterką, wśród których napotkają i ludzi o złotych sercach, i autentyczne zło wcielone, to drugie przede wszystkim w postaci Satoshiego Batisty, znajomego ojca Hatchin, także chętnego go odnaleźć. Serial niejako zakłada z góry, że znaczna część jego bohaterów coś na sumieniu ma i jakieś życie przeżyła, co nawet w przypadku występów epizodycznych przydaje tym fikcyjnym przecież kreacjom autentycznego ducha. Oglądając filmy czy to o Brazylii, czy to Ameryce Łacińskiej, rzadko kiedy interesują nas przecież wymuskane, nudne elity, prawda?

Michiko to Hatchin to reżyserski debiut, debiut popisowy p. Yamamoto, do dnia dzisiejszego pory reżyser wyłącznie trzech produkcji. Natchnienie naszło ją po długiej wycieczce do Brazylii, po której wyklarował jej się w głowie pomysł. Co ciekawe, anime to poświęciła w duchu przede wszystkim dorosłej żeńskiej widowni, i faktycznie mnóstwo jest tu psychologizowania różnych postaci kobiecych, a Michiko przede wszystkim trudno spławić jako jakąś głośną, rozwiązłą bandziorzycę z gnatem w łapie. Manglobe zaproponowało 2-cour, p. Yamamoto się zgodziła, wszyscy zyskaliśmy. Poza kalejdoskopem brazylijskich krajobrazów, oddanych ślicznie i starannie, produkcja czaruje nas pełnym brazylijskim soundtrackiem, wykonanym we współpracy z Alexandrem Kassinem z pochodzącej z Rio de Janeiro grupy The +2s, a wyprodukowanym przez samego p. Shinichiro Watanabe. Nie będę szpanować nieznanymi mi nazwami brazylijskich gatunków muzyki, ale jest jej mnóstwo, jest różnorodna, rozkosznie pełna tego obcobrzmiącego wokalu, raz rzucanego nam do tańca-przytulańca, a raz walącego po uszach w rapsach.

Świetnie się ogląda to kino drogi. Michiko i Hatchin we wzajemnym towarzystwie dojrzeją niemało, niemało miejsc zwiedzą, z mnóstwem ludzi będą miały do czynienia, w niejedną opresję się wpakują i, być może, uciekną bez zbytnich zniszczeń dla wszystkiego wokół. Realizm i skala pozostają przyjemnie naciągane, lecz nie absurdalne, przez co serial pozostaje, mimo wszystko, dobrze napisanym kryminałem. Ma przy tym zupełnie nietypowy dla branży sznyt i oprawę, które idzie pokochać z miejsca. Dłużyzny w zasadzie nie mają miejsca, a epizodyczne szwendanie się po prowincji nie męczy właśnie z racji świeżej tematyki, nadającej serialowi w innym wypadku zupełnie nieuprawiony rys dokumentalny. Gorąco polecam.
tobaccotobacco - #anime #bajeksto
87/100

Michiko to Hatchin (2008), TV, 2-cour
s...

źródło: comment_eqhMK9kQ55p8aFVv6VlrlcQpRcmerP0K.jpg

Pobierz
  • Odpowiedz