Aktywne Wpisy
Veela +4
Gdyby stary nie odzywał się do Was od 15 lat i nagle zjawia się pod Waszymi drzwiami żeby pogadać to byście wykazali chęci do dalszego dialogu czy nie? #pytanie
njdnsjdnjs +3
co wy wszyscy tacy negatywni
Skopiuj link
Skopiuj linkWykop.pl
#ostrowy #lodz #torun #copernicon
"UWAGA DŁUGIE
Tak się jakoś poskładało, że pojechałem do Torunia na konwent Copernicon, droga do miasta piernika obyła się w sumie bez zakłóceń, ot zerwana trakcja i perspektywa jechania pociągiem, potem autobusem i potem znowu pociągiem nawet nie podniosła mi ciśnienia, po prostu wiedziałem, że tak będzie. Konwent bardzo fajny, miło spędziłem czas wśród znajomych których widuję kilka razy do roku. Nadszedł czas powrotu...
Pociąg którym miałem pędzić do Łodzi to Polregio, bezprzedziałowy, z czterem miejscami po dwa fotele ustawione naprzeciw siebie. Uruchomiłem mój GPD Win który towarzyszy mi w każdej podróży, założyłem słuchawki, aby zawczasu oddzielić się od barachła i zanurzyłem w świat Preachera sezonu trzeciego. Tak mijały za oknem kolejne wioski, miasteczka i miejscówki z Fallouta (foto 1), aż nadszedł przystanek Warząchewka…
Pogrążony w serialu zupełnie odseparowałem się od świata zewnętrznego kiedy nagle mój medalion wykrywający świrów i oszołomów zaczął delikatnie drżeć, coś się zbliżało, podniosłem z zaciekawieniem okuty w słuchawy łeb, nawet nie zauważyłem, że dwie dziewczyny siedzące naprzeciwko już dawno wysiadły i naprzeciw jak i obok mnie były wolne miejsca. Pierwszy odgłos nadchodzącej przygody był niezrozumiały, nadal siedziałem w słuchawkach, medalion zaczął silnie wibrować, jak wibrator ze złotą końcówką po załadowaniu nowych baterii. Zauważyłem, że większość ludzi w wagonie już wypatrywała nadchodzącego zjawiska. Nagle poprzez mruk pędzącego pociągu, została wtłoczona w przedział filozoficzna myśl, która brzmiała:
- Gdzie #!$%@? leziesz na koniec kontenera, siadaj tu #!$%@?.
Wypowiedziane damskim głosem. Medalion szalał.
Oto nadchodził korowód, pierwszej kobiety która miała wymownie na imię Rene przynajmniej tak do niej mówili nie zobaczyłem, przemknęła obok jak zjawa, za nią zataczając się szła kobieta którą można by nazwać pomarszczoną, zgrzybiałą lalką barbie, w czarnych mokasynach i krótkich gaciach z olimpiady w Seulu w ’88, za nią szedł kierownik wycieczki który już dawno przestał ogarniać co się dzieje i zostawił bieg wydarzeń losowi, chyba najbardziej trzeźwy. Na końcu powoli człapiąc, ciągnąc za sobą po ziemi plecak, z głową wiszącą pod kątem prostym do ciała przemieszczała się ostatnia osoba, totalnie pijana w zasadzie nawet nie szła tylko podciągała się na kolejnych fotelach do przodu, co chwila można było usłyszeć trafne pytanie pozostające jednak bez odpowiedzi typu „gdzie #!$%@? leziecie?”. Medalion oszalał. Póki co byli jeszcze jakieś 10 metrów ode mnie, zachowałem trzeźwość umysłu. Najpierw przygotować się, eliksiry, pomyślałem i jednym haustem przełknąłem pół puszki bezalkoholowego Żywca który przycebuliłem w Toruniu, a który stał i czekał właśnie na taki moment, poczułem jak zimny płyn rozlewa się po żołądku, spokój. Szybko spakowałem GPD Win i słuchawki. W zasadzie moja zdolność przepowiadania przyszłości już mi powiedziała, że ten zalany w trupa babsztyl z niewyparzonym ryjem będzie siedział obok albo przede mną, no to jeszcze nie było sprecyzowane.
Orszak śmierdzący promilami przeszedł poza ostatnim babsztylem, który zatrzymał się przy mnie i starał się skupić soczewki na wolnych miejscach czy jest ich trzy czy aż może sześć? W końcu z ulgą stwierdziła, że chyba trzy więc zwaliła swoje zachlane dupsko naprzeciw mnie, spuściła głowę i ryknęła na całe przepite gardło „ja tu siedzę, nie idę dalej #!$%@?!”. Przełknąłem ślinę, wiedziałem, że wypity eliksir to było placebo, nie miało ani grama alkoholu. Oparłem się o fotel, początkowo (niesłusznie - od razu zaznaczę) założyłem, że ochlany babsztyl zaśnie i będzie spokój, zacząłem ponownie sięgać do plecaka po kompa aby dokończyć serial, za szybko…
Babsztyl podniósł swój łeb i ponownie starając się zogniskować wzrok na bliżej nieokreślonym kształcie którym najpewniej byłem ja próbował zrozumieć co w zasadzie widzi. Okutany w bryle łeb bujał się to na lewo, to na prawo jak zahipnotyzowana kobra poddająca się magii grającego przed nią fakira, trwałem nieruchomo obserwując przebieg wypadków. Babsztyl obrał jakiś punkt na moim nosie i próbował skoncentrować się na nim. Gdybym był rubasznym wesołkiem zacząłbym głową poruszać co by rozbujało jej łeb jeszcze bardziej, jednak mogło się to skończyć poważnymi konsekwencjami np. kolorowymi fraktalami na mojej białej bluzie The Crew 2, wolałem tego uniknąć. Łeb się kiwał nieprzerwanie, widocznie nie byłem ciekawym obiektem bo przeniosła wzrok za okno gdzie uciekał w szalonym tempie krajobraz, po sekundzie stwierdziła, że jednak ja jestem wyjątkowo interesującym obiektem i znów wlepiła przekrwione gały we mnie.
-Uootaaaa* – rzekła. *Dla potrzeb tekstu wypowiedzi będę tłumaczył z lumpiarsko-menelskiego na polski,
wiec:
-No co tam?
Zaskoczyło mnie to, ale byłem przygotowany, w oddechu wyczułem ze trzy promile, no może cztery. Głosem zarezerwowanym dla totalnych świrów, meneli i pijaczków spod Lidla którzy chcą odprowadzić wózek za dwa złote, głosem jakby wydobywającym się z trumny zamkniętej w opuszczonym sarkofagu, na nawiedzonym cmentarzu w ponurym lesie w opuszczonym przez boga rejonie powiedziałem:
- Nic
Babsztyl doszedł do wniosku, że jestem chyba jednym z tych rozmownych i przyjacielskich typów, więc zanim pojawiło się kolejne interesujące zdanie, ziewnęła okrutnie w moją stronę. Gdybym palił fajkę, zjarało by mi brwi jak i wszystkim w obrębie kilku metrów. Babsztyl widocznie stwierdził, że mój nos już przestał być interesujący i szukał innego punktu zaczepienia, ja już wiedziałem co to będzie, obniżyła łeb tak, że wyglądała jak stuletni zmęczony życiem żółw i spojrzała na koszulkę, napis który miałem na niej mógł jej wykręcić mózg na lewą stronę od wysiłku.
- dinglajtdwa
Zdanie nie zawierało pytania, nawet nie było stwierdzeniem, powiedziała to głośno może po to by oswoić się z dziwacznym napisem na koszulce, sięgnąłem po telefon, szybkim wytrenowanym ruchem vlogera odpaliłem aparat i nacisnąłem czerwony guzik, kamera poszła w ruch i wszystko zaczęło się kamerować. Babsztyl zauważył komórkę choć starannie udałem, że czegoś szukam przystawiając ją pionowo do swojej twarzy, obiektyw złapał ostrość. „jesteś w ukrytej kamerze klapździocho” pomyślałem, a w głowie pojawił się licznik subów pędzący z prędkością światła do miliona. Babsztyl spojrzał gdzieś ponad moje ramię i wydał z siebie dźwięk zawierający radość, zdziwienie jak i satysfakcję.
-o!
Trochę mnie to zbiło z tropu, ale po chwili wiedziałem czego dotyczyło, obok mnie dosiadła się zgrzybiała, pomarszczona lalka barbie. Osaczyły mnie z dwóch stron, jednak pozostałem niewzruszony tylko bardziej przytuliłem telefon do piersi, wszystko nadal się kamerowało. Barbie była mniej zachlana, znaczy w rozumieniu zwykłego szarego zjadacza chleba była totalnie #!$%@?, ale i tak mniej niż ta przede mną. Póki co barbie traktowała mnie jak powietrze, a i babsztyl przede mną znalazł lepszy obiekt zainteresowania.
- Co to było to co piłaś w tej butelce jak po denaturacie?
Padło pytanie. Które zainteresowało nie tylko mnie, ale i wszystkich pasażerów wokoło, z napięciem oczekiwaliśmy na odpowiedź
-Dżin
Odpowiedź była tak mało satysfakcjonująca, że niemal cały wagon jęknął z zawodu.
- No tak dżin, moja siostra miała to samo, wypiła i depresja momentalnie
Zdawało się, że poznałem powód depresji, miliony ludzi płaciło by mi miliony złotych monet, aby ich wyleczyć z tej strasznej choroby, wystarczyło jedynie odstawić dżin, ale babsztyl z naprzeciwka szybko zdementował tą plotkę rzucając w przestrzeń wagonu czy też jak to sama mówiła kontenera, zaprzeczenie całej tezy.
- #!$%@?
Po tych słowach babsztylem jakby rzuciło po ostrym hamowaniu do przodu, coś mi się wydawało, że impreza z żołądka zaraz wróci z powrotem zobaczyć co tam się dzieje na zewnątrz, jednak póki co, jak rycerz Jedi dzielnie stawiała temu opór. Ciekawe na jak długo? Barbie zauważyła to i szybko zareagowała nic nie wnoszącym pytaniem
- co ty, #!$%@??
Kolejna torsja rzuciła babsztylem do przodu i w tył, coś się zbliżało, choć nie jestem ekspertem miałem wrażenie, że już dawno wszystko wróciło tylko z wyżyłowaną do granic możliwości umiejętnością połykała to wszystko w real timie, ale mogę się mylić, pojawiło się beknięcie z alkoholowej paszczy po nim zaś rozwiewające wszelkie wątpliwości słowo
- nic
Barbie uważnie obserwowała babsztyla, zastanawiałem się co zrobi w przypadku nadchodzących fraktali, nadstawi swoje mokasyny? Jednak babsztyl zaprawiony w bojach albo wszystko połknął jak prawdziwy wirtuoz pijackich orgii zakrapianych suto dżinem z butelki po denaturacie, albo nadludzką siłą woli stłumił bunt swoich bebechów zmuszając je do uległości.
Minęła chwila która trwała całe millenia, czas rozciągnął się jak guma, a każda sekunda była eonem. Trwało to… no kurde bardzo długo, nie przytoczę całej ciekawej konwersacji choć miała kilka interesujących wątków i twistów, jednak dużo w niej było beknięć, czasami torsji, ulubionego przecinka babsztyla „#!$%@?” etc. Minął jakiś czas, nagle z zaskoczenia pojawił się opiekun wycieczki, rubaszny gruby facet, który zerknął na sytuację, zerknął na mnie. Z jego twarzy wyczytałem jedynie: „dobrze ci tak łysy #!$%@?, haha, ja musiałem cały weekend z nimi siedzieć, masz za swoje #!$%@? w koszulce dinglajtdwa”. Po czym głosem nie znającym sprzeciwu, rzekł
-wysiadamy
Barbie zdawała się otrzeźwieć z alkoholowego otępienia i w dal kontenera ryknęła:
- Reneeee!
Potem zogniskowała się na babsztylu który znów zasnął, szturchnęła ją w łokieć i rzekła
- Lec goł madafaka, wstawaj, goł goł madafaka, wysiadamy
Jak bardzo brzmiało to absurdalnie, nie musze mówić, babsztyl nadludzkim wysiłkiem wciąż z opuszczoną głową wstał, Barbie chwyciła ją za ramię i oboje człapiąc wyszli, zostałem znowu sam, w zasadzie na krótko bo właśnie zatrzymaliśmy się na stacji Łódź Kaliska. „Łódź, #!$%@?…” pomyślałem mijając korowód barbie, babsztyla Rene i gościa który już dawno miał na wszystko #!$%@?"