Wpis z mikrobloga

Nasza biegowa forma ma do siebie to, że nie lubi ustabilizowania na takim poziomie, który nam konkretnie odpowiada. Często jet tak, że nawet jeżeli w jakimś okresie jakimś cudem uda się dotrzeć z nią na wyżyny naszych możliwości, albo nawet je przekroczyć, to często jakieś zwykłe lub wyjątkowe zdarzenie powoduje, że nagle spada na łeb na szyję osiągając naszego wynikowego dna. No i tutaj niestety bardzo ładnie nasze wyniki potrafią się ustabilizować siedząc na tym dnie i nie mając zamiaru ruszyć w górę.

No, ale nam taka sytuacja zwykle nie do końca odpowiada i chcemy znowu wejść na drogę gonienia, czy chociaż zbliżania się do naszych życiówek. A tutaj klapa, kicha, dno i sześć metrów mułu z którego ani się ruszyć, o podskoczeniu nie wspomniawszy. Poszperałem trochę po sieci szukając mądrych w tym temacie rad. Wiadomo, że coś musimy zmienić, bo tkwiąc w tym samym nie ma opcji poprawy. Musimy jakoś urozmaicić nasz trening. Na stronie : biegaczki.pl porady sprowadzały się do paru głównych założeń: "stopniowo o 10% tygodniowo zwiększaj swój kilometraż. Raz w tygodniu rób trening szybkościowy wg zasady: „ Po 2 kilometrach rozgrzewki rób powtórzenia 200m, 300m lub 400m z dużą prędkością. Zacznij od 5 powtórzeń 200m, w kolejnym tygodniu zrób 5 x 300m, w kolejnym 5x 400m. Wracaj zawsze truchtem lub marszem jeśli obciążenie jest dla Ciebie zbyt duże. W kolejnych tygodniach dodawaj liczbę powtórzeń np. 6 x 300m, 7 x 200m, 6 x 400m itd. Powinnaś dojść z czasem do 8-10 powtórzeń odcinków 400m. Nie odpuszczaj sobie. Ma być ciężko.” Dwa razy w tygodniu ogólne ćwiczenia wzmacniające całe ciało i pozwalając uniknąć kontuzji. Do tego powinniśmy trenować z lepszymi od siebie ( tylko jaki w tym biznes i skąd mają brać czas ci lepsi). Do tego klasyczne bla, bla, bla o regeneracji i zdrowym odżywaniu. Portal Biegologia radzi by ograniczyć starty, zmienić plan treningowy i pojechać na obóz treningowy gdzie dzięki zmianie miejsca możesz nabrać większej jakości biegania.

Z kolei runners-world proponuje 6 tygodniowy okres na poprawę czasu wg zaproponowanego scenariusza treningowego https://www.runners-world.pl/trening/6-patentow-na-szybszy-bieg,4641,2 . W scenariuszu mamy kilka puntów, które wydają się być kluczowe: podbiegi czyli sprinty pod górę, następnie sprinty z góry, okres w którym trenujemy dwa razy dziennie, czas na tempo startowe, szybkie tempo czy też tempo startowe. Muszę przyznać, że brzmi to fajnie, ale jakoś nie widzę szans by znaleźć czas by rano wstawać na tyle wcześniej by przed pracą chociaż te 10-15 minut jeszcze na trening wygospodarować. Z drugiej strony przy odpowiednim planie jest to możliwe.

Muszę przyznać, że na razie ja działam wg mojego planu stanowiącego moją własną wizję. Oczywiście ja, którego talent biegowy jest na poziomie zerowym nigdy pewnego poziomu nie osiągnę, chociaż nie wiem jak wielką kupę bym zrobił, ale w ramach moim możliwości chciałbym się poprawić. U mnie obecnie mam 3 treningi spokojnego tuptania, gdzie staram się poprawiać dystans ( niedziela, wtorek i środa), w poniedziałek i piątek trening krótszy, ale na prawie pełnym gazie, no i sobota parkrun.

Na razie stosuję tę metodę tak od około 4 tygodni i poprawa jest o około 2-3 minut. Tyle, że kiedy ruszałem z nową metodą to byłem zakopany w takim mule na dnie, że już gorzej być nie mogło. Niby dużo, ale do moich optymalnych wyników jeszcze z 4 mi brakuje. A teraz z pewnością będzie trudnie, znaczy się wolniej. Co nie zmienia faktu, że walczę. A w przyszłym tygodniu półmaraton. Przy mojej „formie” ( jeżeli można o czyś takim u mnie mówić) i stanie przygotowawczym to będzie cud jak dobiegnę. O wyniku to nawet nie myślę.