Wpis z mikrobloga

Bieganie, jak wiele pasji ma swoje plusy, ale ma też minusy, czyli jak możemy je określić dosyć często spotykanym w ostatnich czasach określeniem: ciemną stronę biegania. Pominę w tym momencie tzw. pierwsze i najczęściej wysuwane argumenty:uzależnienie, kontuzje, urazy i inne fizyczne niebezpieczeństwa. To jest wiadomo, ale jak to się mówi: ryzyko wkalkulowane. Ja w tym momencie chciałbym trochę wrócić do raz czy drugi poruszonego już przeze mnie tematu, czyli jak bieganie wpływa na nasze układy rodzinne, przyjacielskie i inne takie.

Jak już nie raz wspomniałem jest bardzo dużo plusów relacjach międzyludzkich. Biegający są z zasady otwarci na innych, z pewną wrażliwością na innych, ich bóle, cierpienia, bo sami często z nimi walczą. Jednak są i minusy. Wiadomo, że osoby biegające mają naturę aktywną, która czasami różne przybiera formy. Z pewnością lepiej dla małżeństwa jest pewnością biegać za czasem niż przedstawicielami innej płci. No, ale to co stanowi plus, może w końcu zamienić się w minus. Raptem okaże się, że jedna czyli, ta aktywna i biegająca strona nie ma czasu dla tej drugiej. Mieliśmy pójść w odwiedziny do znajomych, rodziny, do kina, tak ogólnie gdzieś razem, a tu trening, start jest ważniejszy i wszystkie plany naszej drugiej połowy biegną w siną dal, co by nie napisać bardziej dosadnie, że idą się j… . Zamiast po południu usiąść, pogadać czy nawet wspólnie pogapić się w gadające, szklane pudło, my musimy pójść pobiegać. Z drugiej strony barykady, partner/ka ciągle biega, a my sami jak te kołki w domu siedzimy. No to w kompa, czaty, różne mniej lub bardziej perwersyjne portale , które pomogą wyrwać się z marazmu domowej samotności.

W efekcie, jak podają niektóre źródła bieganie coraz częściej staje się przyczyną rozwodów. Wiadomo, kiedy jedna strona jest aktywna, dba o siebie spotyka się z innymi na różnych startach, a druga stanowi jej przeciwieństwo, siedząc w domu i nie robiąc nic więcej, to mimo że teoretycznie przeciwieństwa się przyciągają, to na dłuższą metę może to mieć efekt bardzo destrukcyjny dla związku. Co możemy zrobić? Chyba tylko akceptować siebie takimi, jakimi naprawdę jesteśmy, a nie wyobrażeniami o partnerze idealnym. W końcu wychodząc za mąż czy żeniąc się można napisać, że „widziały gały co brały”, więc teraz żyjmy razem ciesząc się tym, że jesteśmy różni, bo przynajmniej mamy o czym pogadać. Tak naprawdę sytuacja, kiedy oboje partnerzy mają tą samą pasję też może stanowić zagrożenie, bo w końcu sami się sobą możemy znudzić, gadając w kółko tym samym.

Dlatego mimo pewnych zagrożeń biegajmy, cieszmy się bieganiem, ale cieszmy się też chwilami z naszymi partnerami, którzy może i nie biegają, ale dzięki temu dają nam szersze spojrzenie na życie i możliwość różnorodności i pomysłów na które ograniczeni naszym biegowym światkiem nawet byśmy nie wpadli. A jeżeli biegają z nami? To tym bardziej super, ale pamiętajmy by od czasu do czasu każde pobiegło na swój własny, trochę inny niż partnera bieg. Tak dla odświeżenia sytuacji i orzeźwienia atmosfery.. Podsumowując napiszę krótko: bieganie super pasja, ale pamiętajmy o naszych parterach, byśmy w pułapkę bez wyjścia nie wbiegli.
  • 1