Wpis z mikrobloga

Bieganie to dosyć specyficzna pasja nie wymagająca szczególnych ani uzdolnień, ani nakładów. W zasadzie każda osoba może sobie kupić najprostsze buty do biegania, wrzucić na pupę i grzbiet jakieś pierwsze lepsze dresy i robić ku swojej radości i spełnieniu taką czy inną ilość kilometrów. I tu nie ma znaczenia czy codziennie, czy parę razy w tygodniu. Każda osoba, która w miarę regularnie robi sobie pewną określoną ilość kilometrów można napisać, że jest biegaczem lub biegaczką.

I nie ma tutaj żadnej komplikacji. Tak po prostu biec, ciągle biec w stronę słońca, albo i inną może każdy czy każda z nas. No, ale jak jest pasja, która coraz większą część naszego społeczeństwa ogarnia, to dlaczego nie dać jej się spełnić w bardziej zorganizowanej formie, zbierając grupę osób ogarniętych jedną pasją i dać im szansę wspólnego wystartowania z pewną formą rywalizacji kończącą się przyznaniem medalu dla każdego i wspólnego wypicia szklanki wody mineralnej połączonej z mniej lub bardziej godnym posiłkiem na mecie. Do tego mniej lub bardziej okazały pakiet startowy…

Chcąc być szczerym można napisać krótko: ktoś znalazł metodę, by od zapaleńców większą lub mniejsza kasę wyciągnąć. Tak realnie myśląc. Jak można określić takie biegi? Po co nam one? Co nam one dają? Ktoś z boku patrząc może powiedzieć: ot nie mają na co wydawać kasy i wydają na bezsensowne starty. Z drugiej strony, patrząc z naszej perspektywy. Start w biegu zorganizowanym to nie tylko możliwość samego biegu dla czasu czy pakietu. To możliwość spotkania się z takimi samymi zapaleńcami jak my. To jest czas, abyśmy mogli sprawdzić samych siebie. Często w takim starcie, rzucamy wyzwanie sami sobie. Szczególnie kiedy rzucamy się starty na granicy, albo poza granicą naszych możliwości. Wojna z samym sobą na Królewskim Dystansie. Padamy, umieramy, czujemy, że już nie możemy, że widzimy granicę że to już koniec. Nie damy rady. I wtedy przed oczami wyrasta nam bramka mety. I czołgamy się do niej przekraczając granice, które wydawały się być nie do przekraczania. Pokonujemy samych siebie, nasze słabości, nasze demony. Odczucie jedyne w swoim rodzaju. Dla takich odczuć warto jest żyć. I co z tego, że zapłaciliśmy by się katować. Ale wygraliśmy i to jest przeżycie niezapomniane. A jeżeli się nie uda i przegramy? No cóż, to wtedy wystartujemy znowu i znowu, aż w końcu kiedyś wygramy. Co nam dają same starty w biegach zorganizowanych? Tak jednym zdaniem można napisać, że to wisienka na torcie naszej biegowej pasji. I coś w tych chyba jest.
  • 1