Wpis z mikrobloga

Muszę przyznać, że pod moimi wpisami dotyczącymi mojego sposobu odchudzania czy też biegania w obecnym stanie pojawiło się sporo głosów krytycznych negujących moje prawo do wypowiadania się w tej kwestii. Tak na zasadzie jakie ja mam kwalifikacje, jaką wiedzę, jakie badania przeprowadziłem, by w tej materii się wypowiadać i doradzać innym. Prawo do takiego wypowiadania mają tylko dyplomowani specjaliści w danym temacie, a nie jacyś amatorzy, którym nie wiadomo jakim cudem i prawem, wbrew wszelkiej logice się udało.

W sumie trudno się dziwić, bo w ostatnich latach obserwujemy bardzo silny rozwój biznesu aktywnego. Coraz więcej Polaków zmienia swój styl życia z zasiadanego w aktywny. Walka ta zaczyna się zwykle od autodiagnozy, że czegoś nam w życiu brakuje, że chcemy coś zmienić, zgubić nadmierne kilogramy etc. Jednak wielu z nas potrzebuje w tym zakresie porady, bo sama chęć często nie wystarcza i brakuje tej odwagi do zrobienia pierwszych kroków oraz nakreślenia własnej aktywnej drogi. Jak podaje http://forsal.pl/artykuly/1033734,epidemia-otylosci-70-proc-polakow-ma-nadwage.html w Polsce obecnie ponad 70% Polaków ma nadwagę, czyli dla biznesu aktywnego jest to wielki rynek activzbytu.. Dlatego też w ostanich latach przybywa nam jak grzybów po deszczu różnych speców od diet, trenerów personalnych i innych takich, którzy będą potrafili rozpalić, a następnie podtrzymywać naszą aktywną pasję. Kończą w tym celu specjalne kursy, szkoły i mogą się pochwalić najwyższymi możliwymi kwalifikacjami.

I kiedy taki specjalista czyta na blogu jakiegoś amatora, który diabli wiedzą skąd się wziął, nic nie wie, nie stracił czasu, ani kasy na szkolenia, wiedzę, a się wypowiada, że można, to krew ich zalewa, a nuż w kieszeni się otwiera. I w sumie się nie dziwię, bo jaka jest moja czy innych biegaczy czy aktywnych w inny sposób blogerów wiedza i kwalifikacje w porównaniu z ich godzinami na wykładach czy ćwiczeniach uzyskanych. A my śmiemy pisać, że można samemu, bez porad i jeszcze się “chwalimy”, jak nam się to udało. I do tego kasy za to nie bierzemy. W ich odczuciu jesteśmy dyletantami, ignorantami, którzy innym szkodę tylko przynieść mogą. Nie mamy żadnego prawa, by się dzielić naszymi sukcesami. Jak nam się udało ok, ale mordy w kubeł i milczeć, a prawo do wypowiadania zostawić specjalistom.

Odpowiem na ten zarzut krótko: od samego początku pisałem, że to są moje odczucia, moje wrażenia oraz moje doświadczenia. To, że mi się udało, nie znaczy, że taka sama metoda może się każdemu sprawdzić. Ja tylko pokazuję, że każdy czy każda z nas ma w sobie tyle siły i mocy, że może pokonać swoje słabości bez niczyjej pomocy. Co też nie zmienia faktu, że są tacy, którzy tej pomocy potrzebują.
  • 2
  • Odpowiedz