Wpis z mikrobloga

Nie od dziś wiadomo, że ludzie jakimi się otaczamy mają wpływ na samopoczucie. Każda troskliwa mama słusznie mówi „uważaj na to z kim się zadajesz”, „przestań kolegować się z X, ma na Ciebie zły wpływ”, „strzeż się ludzi za biurkiem”.

Warto poszerzyć przestrogę o istotny aspekt. Nie każdy może sobie zdawać sprawę, że ostrożnym należy być także przy wyborze przedmiotów, jakie nam towarzyszą w codziennej pracy.

Wchodząc do sklepu ze sprzętem biurowym nie zdawałem sobie sprawy, jaką wagę ma decyzja którą miałem zaraz podjąć.

- Najtańszą drukarkę poproszę – odrzekłem pewnie, acz bezmyślnie.

W dobie postępującej cyfryzacji, nadal najważniejszą czynnością biurową jest pokrywanie atramentem kartek papieru. Papiery to urzędniczy fetysz. Satysfakcja wzrasta wraz z ilością podpisów, pieczątek i załączników. – Kopie, och tak, więcej kopii. Xeruj, xeruj, xeruj! Zamknij się, nie mów, słowa nic nie znaczą. Chce więcej papierów! Daj mi klapsa, tfu, to znaczy pieczęć przybij- myśli niejedna Pani za urzędniczym biurkiem. Biurokratyczni zboczeńcy, ot co.

Zatem wybór drukarki powinien być przemyślany i poprzedzony solidną analizą. Pochopna decyzja może przynieść bolesne konsekwencje. Płytki i przerywany sen, paranoję, niechęć do przebywania sam na sam z urządzeniem, mania prześladowcza. To tylko prozaiczne przykłady. Strach pomyśleć co się może stać z osobami bardziej wrażliwymi. Doszło do tego, że będąc poczęstowany tatarem odmówiłem, a to wydarzenie bez precedensu.

Początkowo współpraca z HP przebiegała jak należy. Kolejne strony, co prawda początkowo dawkowane umiarkowanie, były rzetelnie i uczciwie pokrywane tuszem. Nic nie zwiastowało przyszłych problemów. Ale formalności przybywało, tempo rosło. Mięśnie udręczone klikaniem myszki odmawiały posłuszeństwa, raz czy dwa ulała się kawa, z kanapki wyciekł keczup, z papierosa popiół spadł. Stopniowo wszystko zaczęło się między nami psuć. Im bardziej chciałem, tym bardziej ona się opierała. Zignorowałem to. Wypluwała puste kartki, wysyłała komunikaty o błędach plików i podrobionym atramencie, dźwięki dobiegających z jej wnętrza nie ma co nawet powtarzać, tak przykre były. Terminy goniły, bezwzględne kobiety w urzędzie z okrutnym uśmiechem strugały ołówki i powtarzały chórem bezdusznie jeszcze, jeszcze, jeszcze. Nie było czasu wracać do sklepu z gwarancją. Jakby nie było staliśmy się towarzyszami niedoli.

- Dobra, to ostatni raz – pomyślałem. To już ostatnia partia dokumentów. Dwieście stron na jutro. Kartridże uzupełnione, w pogotowiu zapasowy komplet. Dzbanek kawy na całą noc.

Nawet nie drgnęła. Tak po prostu. Pozostało siedzieć i obgryzać paznokcie. Ostatni dzień miesiąca już się zaczął.

Morałów jest kilka.

Najtańsza drukarka powinna być jeszcze tańsza, bo marna to pomoc.

Kluczowych działań nie ma co odkładać na ostatnią chwilę, bo jak mówi znane prawo, co się może spieprzyć, to się spieprzy; najpewniej będzie to chińskie badziewie.

Bądź co bądź, o sprzęt trzeba dbać, jaki by nie był.

Biurokracja to patologia! Urzędnicza, posunięta do absurdu drobiazgowość jak mało co krępuje przedsiębiorczość. Każe zajmować się pierdołami, z których nic nie wynika poza makulaturą.

Systematyczność! Zwłaszcza w rozliczaniu projektów unijnych. Nie ma co odkładać na ostatnie chwile rozliczenia, na które składają się liczne oświadczenia, protokoły, rejestry, raporty, formularze, zarządzenia i potwierdzenia wszystkich wcześniej wymienionych. To niewykonalne nawet przy sprzęcie z kosmosu.
  • 2
  • Odpowiedz