Mój pierwszy zamieszczony #wylewtrebrona po kilku poprawkach. Edycja 2.0

( ͡ ͜ʖ ͡)

Zajechałem czarnym polonezem na plac zabaw. Mój plan był już od dawna ułożony w głowie. Nie był trudny do zrealizowania, wymagał jedynie pewnej dozy odwagi. W oczach szaleńca całość wydawała się fraszką, dla innych ludzi było to zapewne rozwiązanie bez drogi odwrotu. Czy jest uprawnionym nazywanie się samemu szaleńcem? Czy taka osoba byłaby w stanie stwierdzić swój stan w sposób rzetelny. Śmiem wątpić, ale całość nieskończonych zagadek w mojej głowie każe mi obrać właśnie taką drogę w labiryncie decyzji. Zagubienie uchyla się percepcji zmysłów. Logika zdań przestaje istnień, tok rozumowania przybiera konsystencję chłodnej brei. Czuję pulsowanie krwi w skroniach. Wychodzę. Po twarzy przetacza się lekki powiew chłodnego wiatru. Czas przywitać się w pełni z jesienią. Obserwuję ludzi. Mała dziewczynka wpatruje się w moje oczy. Nie odnajduję granic jej zrenic, wydaje mi się, że te dziecko nigdy nie spało. Jest ulotne, nieme. Gdybym mógł, to przebiłbym jej skórę palcem niczym wilgotną chusteczkę. Pociągam za spust. Nikt nie płacze, nie krzyczy. Jesteśmy tylko my. Całuję moją bratnią duszę, leżę wraz z nią w kałuży dowodu jej cielesnego istnienia. Mój policzek przylepia się do powoli zasychającej krwi na chodniku. Szarpanie policjantów jest nieodczuwalne. Moje myśli są gdzie indziej. Ciało jest osłonięte betonowym murem od tych wszystkich ludzi.
Przegryzam kapsułkę z cyjankiem. Śmieję się, jestem szczęśliwy. Podróż w nieznane. Nie jestem sam, jestem obleczony