3,5 roku związku, zaplanowałem zaręczyny, rzucenie mnie przez telefon podczas wypadku z kumplami nad morze, po zerwaniu ciągłe próby zniszczenia mnie psychicznie i na koniec usunięcie ze znajomych na fb. Trochę dziecinada.

Chciałem w sumie zakładać w dość młodym wieku rodzinę, byłem bardzo gruby. Ale szczęśliwy.

Przez miesiąc po zerwaniu praktycznie nie wychodziłem z domu, bo w sumie po co miałem żyć? Gdy każdy dzień miałem zaplanowany, nagle 3/4 tego czasu zostało
Zarys: 3,5 roku razem, poważne plany i nagłe zerwanie w kiepskim stylu - 1 września. 3 tygodnie bez wychodzenia z domu i ryczenie w poduszkę. Próby powrotu z mojej strony - nieudane. Wzięcie się za siebie - dieta, ćwiczenia, rozwój intelektualny. Zmiana trybu życia z lenia na aktywny.

I teraz do mnie napisała. Czy nie pójdziemy na kumpelskie piwo. No #!$%@? po tym wszystkim mijają 2 miesiące i człowiek tak dostaje w
Ojej, a teraz przeprasza i mówi, że to faktycznie było #!$%@? i że jej głupio. Kolejna słaba zagrywka. To uczucie, gdy ufając komuś w pełni, uczysz go pewnych form zachowań, sposobów wypowiedzi tylko po to, żeby była silniejsza, nauczyła się życia w mieście pełnym fałszu, zawiści i ludzi czekających na twoje potknięcie, że z taką naiwnością ciężko będzie sobie poradzić, a potem ta osoba próbuje użyć tych samych technik przeciwko tobie.
Minął miesiąc odkąd mnie zostawiła, już nawet nie odpisuje, ani nie odbiera. O jej życiu dowiaduję się z facebooka- wygląda na całkiem zadowoloną. W sumie jest mniej więcej tak, jak myślałem, że będzie - nie ma nic. Raczej wegetacja. Mniej się chce (właściwie to nic się nie chce), rzadziej widuję się z kumplami, bo jakoś nie sprawia mi już przyjemności śmieszkowanie i w ogóle ludzie są jacyś #!$%@?ący. Po uczelni wracam i