2 razy w życiu się z kimś umówiłam na taki "randko-spacer".
3 albo 4 lata temu z chłopakiem, z którym poznałam się na imprezie u wspólnych znajomych i jakiś tydzień temu, z chłopakiem, który dorabiał przez parę dni w mojej firmie. (To znaczy nie mojej własnej, tylko w firmie, w której pracuję :P)
Miał na mnie czekać na ławce. Widziałam go z daleka. Miałam mieszane uczucia co do tego spotkania, bo niedawno zakończyłam pewną burzliwą znajomość, ale postanowiłam spróbować. Wydawał się w porządku, choć był trochę zbyt miły.
Podchodzę do niego i nagle doznałam lekkiego szoku. Koleś właśnie zakładał cudowne, sprane, frotowe skarpety.
Stanęłam jak wryta.
- okeej. nie pytam.